Szkoda, że wśród ludzi, którym Polska zawdzięcza niepodległość, tak rzadko wymienia się nazwisko Urszuli Ledóchowskiej, zakonnicy, hrabianki i świętej Kościoła katolickiego.
Do końca życia mówiła po polsku z lekko obcym akcentem. W jej żyłach płynęła arystokratyczna krew zacnych rodów Szwajcarii, Niemiec, Rosji i oczywiście Polski. Była nieprzeciętnie inteligentna, władała – jak każdej pannie z dobrego domu przystało – nie tylko francuskim, ale kilkoma językami europejskimi, w tym biegle skandynawskimi, co nie było w jej epoce już tak oczywiste. Jako hrabianka, z niezłym posagiem i świetnymi koneksjami, mogła wybrać wygodne i światowe życie w którymś z bezpiecznych państw Starego Kontynentu, ale wybrała Polskę – kraj niemal zapomniany, wymazany z map, poniewierany przez zaborców, poddawany wynarodowieniu najbrutalniejszymi metodami.
Rodowód
Matka Urszula Ledóchowska, świeckie imię: Julia, herbu Szaława, kojarzona jest przede wszystkim ze Zgromadzeniem Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, popularnymi urszulankami szarymi – zakonem, który założyła i przez pierwsze dekady prowadziła. W książkach poświęconych jej pracowitemu życiu przeczytamy o działaniach m. Urszuli na polu edukacji czy dzieł miłosierdzia. Niewiele natomiast mówi się o jej niewątpliwych i niemałych zasługach w odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Wielka akcja, którą samodzielnie przeprowadziła ta niewielka zakonnica w szarym habicie, w sposób niezaprzeczalny przyczyniła się do tego, że żyjemy dziś w wolnym kraju.
Wolę Polskę

Pełna treść tego artykułu
w wersji drukowanej
lub w e-wydaniu.