Najdokładniej przebadany naukowo przedmiot na świecie wciąż pozostaje dla uczonych nieodgadnioną tajemnicą.
Święty Jan w swej Ewangelii zostawił nam następujący opis, relacjonujący sceny, które miały miejsce po zmartwychwstaniu Jezusa: „Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył” (J 20, 3-8) . Ów drugi uczeń, towarzyszący Piotrowi, który „ujrzał i uwierzył”, to oczywiście autor powyższych słów, czyli św. Jan.
Płótna pogrzebowe
Według jego relacji, obaj Apostołowie zobaczyli wówczas przed sobą kilka tkanin. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ żydowskie zwyczaje funeralne przewidywały użycie kilku płócien pogrzebowych. Sam św. Jan napisał o tym zresztą wyraźnie: „Zabrali więc ciało Jezusa i owinęli je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania” (19, 40). O tej samej tkaninie wspominał św. Marek, pisząc, że Józef z Arymatei zakupił płótna, zdjął Jezusa [z krzyża], owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale” (15, 46).
Trzeba pamiętać, że ciało Chrystusa było zmasakrowane podczas męki, a prawo nakazywało chować takiego zmarłego razem z każdą kroplą krwi, która nie mogła pozostać zostawiona poza ciałem. Dlatego potrzebowano wielkiego sukna. Poza tym Żydzi, gdy kładli zwłoki do grobu, musieli uważać, by nie poplamić się krwią, ponieważ byliby wówczas rytualnie nieczyści i nie mogliby uczestniczyć w nadchodzącym święcie Paschy. Dlatego musieli użyć płócien, które chroniły ich przed kontaktem z krwią.
W cytowanych wyżej fragmentach polskiego przekładu Biblii Tysiąclecia na określenie tkanin pogrzebowych pojawia się jedno słowo – „płótna”, jednak w greckim oryginale mamy dwa różne wyrazy: sindon – całun oraz othonia, które może być tłumaczone jako płótna, opaski, bandaże. Poza tym występuje też sudarion, czyli chusta. Oznacza to, że mamy do czynienia z różnymi rodzajami materiałów.
Włoski naukowiec – prof. Gino Zaninotti uważa, że ciało Jezusa przygotowano do pochówku w następujący sposób: najpierw nałożono mu na głowę czepek (pathil), który podwiązywał podbródek, potem zwłoki zawinięto w lniany całun (sindon), następnie przewiązano je w poprzek dwoma płatami płótna (othonia), w końcu zaś na twarzy położono chustę (sudarion).
Całun Turyński
W XX wieku rozwinęła się nowa gałąź nauki zwana (od greckiego słowa sindon) syndonologią. Jest to dziedzina interdyscyplinarna, obejmująca m.in.: biblistykę, archeologię biblijną, historię Kościoła, prawo rzymskie i prawo hebrajskie, języki orientalne, tekstylologię, chemię, fizykę, biologię, medycynę sądową, anatomię, spektrografię, paleografię oraz inne działy nauki, które mogą być pomocne do zbadania przedmiotów czczonych jako relikwie Chrystusowe. Po wielu latach pracy syndonolodzy byli w stanie zidentyfikować kilka z owych płócien.
Przede wszystkim całun pogrzebowy, w który owinięto ciało Jezusa, znajduje się dziś we Włoszech i znany jest jako Całun Turyński. Jego dzieje przez pierwsze trzy wieki chrześcijaństwa pozostają nieznane. W tamtych czasach wyznawcy Chrystusa byli bowiem prześladowani, a materialnym pamiątkom po Jezusie groziło zniszczenie, gdyby je odnaleziono. Brak wzmianek o tych przedmiotach świadczy dobrze o konspiracyjnych zdolnościach ówczesnych chrześcijan. Dotyczy to nie tylko całunu, lecz także pozostałych relikwii. Pierwsze informacje o nich pojawiają się dopiero w IV stuleciu, gdy wyznawcy Chrystusa wyszli z podziemia i mogli sprawować swój kult publicznie.
Całun pojawił się wówczas w Edessie, stolicy królestwa Osroene – tam, gdzie dziś znajduje się tureckie miasto Urfa. Władcy tego państwa dość szybko przyjęli chrześcijaństwo. Syryjski historyk Ewagriusz Scholastyk pisał, że płótno z „obrazem Boga” (Theotokos Eikon) „nie ludzką ręką uczynione” (acheiropoietos) było czczone przez mieszkańców Edessy w 544 r. W kolejnych stuleciach wspominało o nim wielu kronikarzy. W 944 r. cesarz bizantyjski wymusił przeniesienie relikwii do Konstantynopola, gdzie przez kolejnych 260 lat przebywała w świątyni maryjnej Faros.
W 1204 r. podczas IV krucjaty krzyżowcy złupili Konstantynopol i całun zniknął bez śladu. Nie było w tym nic dziwnego: papież Innocenty III potępił bowiem grabież miasta, a sprawców kradzieży obłożył ekskomuniką. W tej sytuacji nikt nie chciał się przyznać do zrabowania relikwii, ponieważ byłoby to równoznaczne z publicznym ściągnięciem na siebie klątwy. To sprawiło, że większość świętych przedmiotów zagrabionych w stolicy Bizancjum na wiele lat jakby zapadła się pod ziemię. Część historyków uważa, że w tym czasie całun mógł być potajemnie przechowywany przez zakon templariuszy.
Samo płótno pojawiło się niespodziewanie niemal półtora wieku po złupieniu Konstantynopola – w 1357 r. we francuskiej miejscowości Lirey w Szampanii jako własność niejakiego Geoffroia de Charny. Zostało wówczas wystawione na widok publiczny w tamtejszym kościele Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Przez niemal sto lat przebywało w rękach rodziny de Charny. W 1453 r. ostatnia przedstawicielka tego rodu przekazała całun zaprzyjaźnionemu z nią księciu Sabaudii – Ludwikowi I. Od tamtego czasu relikwia stała się własnością dynastii sabaudzkiej, często zmieniając miejsce pobytu. Najdłużej przebywała w kaplicy zamkowej w Chambery, gdzie w 1532 r. wybuchł pożar. Płótno w ostatniej chwili udało się uratować, ale po tych wydarzeniach pozostał ślad w postaci wypalonych w nim dziur.
W 1578 r. doszło do ostatecznej przeprowadzki relikwii. Całun trafił do katedry św. Jana w Turynie, gdzie jest przechowywany do dziś. To najdokładniej i najwszechstronniej przebadany przedmiot materialny na świecie. Naukowcy, którzy go badali, nie mają wątpliwości, że jest on płótnem pogrzebowym z jerozolimskiego grobu.
Chusta z Manoppello
Do dziś eksperci nie są w stanie zidentyfikować materiałów, które służyły jako opaski (othonia). Taką tkaninę zniszczyli francuscy rewolucjoniści w Besançon w 1794 r., jednak nie wiadomo, czy była to autentyczna relikwia. Wiele wskazuje na to, że prawdziwy może być natomiast inny przedmiot, czyli czepek pogrzebowy (pathil), służący do podwiązywania zmarłemu podbródka. Taki przedmiot czczony jest w katedrze św. Szczepana w Cahors we Francji.
Bardziej znana jest Chusta z Manoppello, uznawana przez licznych badaczy za płótno pogrzebowe Jezusa oraz identyfikowana z tzw. Chustą Weroniki, czyli największą atrakcją pielgrzymkową średniowiecznego Rzymu. Najstarsze zapiski o niej pochodzą z VI wieku, gdy była przechowywana w kapadockim mieście Kamulia. W 574 r. na rozkaz cesarza Justyna II przeniesiona została do Konstantynopola, by na początku VIII wieku trafić do Bazyliki św. Piotra w Rzymie. Relikwia znikła jednak, gdy w XVI wieku świątynia, grożąca zawaleniem, została rozebrana, a na jej miejscu wybudowano nową. Chusta, wykonana z jedwabiu morskiego, zwanego bisiorem, odnaleziona została dopiero pod koniec XX wieku w Manoppello we włoskiej Abruzji przez niemiecką zakonnicę s. Blandinę Paschalis Schlömer.
Naukowcy dokonali zestawienia ze sobą dwóch twarzy: z Całunu Turyńskiego i z Chusty z Manoppello. Okazało się, że wszystkie szczegóły anatomiczne i ślady ran na obu obliczach pasują do siebie idealnie. Różnica polega na tym, że rany na całunie były świeże i krwawiące, a na chuście zabliźnione. Poza tym wizerunek z Turynu był jakby negatywem, a ten z Manoppello – jakby pozytywem tego samego obrazu.