Rozmowa

Śledztwo w sprawie Ojca Pio

Życie stygmatyka z San Giovanni Rotondo obfitowało w momenty wielkie, zjawiskowe, ale też nie brakowało w nim tajemnic. Niektóre z nich wyjaśnia br. Błażej Strzechmiński, kapucyn, od lat badający historię Ojca Pio.

Ireneusz Korpyś: Tajemnicą jest osobowość Ojca Pio. Jak to możliwe, że ten oschły zakonnik, z trudnym charakterem przyciągał do siebie rzesze ludzi?

Br. błażej strzechmiński: Był autentyczny i szczery. Warto tu odwołać się do relacji florenckiego pisarza Piera Bargelliniego, który uważał stygmatyka za typowego średniowiecznego świętoszka. Gdy Bargellini wreszcie przyjechał do San Giovanni Rotondo, gdzie po raz pierwszy spotkał się z Ojcem Pio, był bardzo zdziwiony. Spotkanie to tak mocno wpłynęło na niego, że podzielił się swoimi spostrzeżeniami z przyjacielem – są one o tyle cenne, że Bargellini był wnikliwym obserwatorem, wyczulonym na ludzką psychikę. „Obawiałem się – pisze – że spotkam jakąś sztucznie zachowującą się kopię, a odkryłem postać całkowicie oryginalną. Lękałem się, że spotkam człowieka, który co prawda nie udaje, ale naśladuje świętość, gdy tymczasem miałem przed sobą kogoś, kto był naturalny aż do przesady. A może nawet był uosobieniem szczerości”.

Jaki więc był Ojciec Pio: serdeczny, do przesady naturalny – jak wspominają go przyjaciele – czy może jednak gwałtowny i oschły, jak widzą to inni?

Cenną wskazówkę w tym temacie podają badacze pism Ojca Pio – Alessandro da Ripabottoni i Melchiorre da Pobladura: „Nie był on obdarzony przez naturę łagodnością i słodyczą, ale musiał je zdobyć mozolnym wysiłkiem woli wspomaganym przez łaskę”. Tutaj widzimy napięcie w jego osobowości. Ojciec Pio w jednym z listów żali się na samego siebie do swojego kierownika duchowego, że podczas spowiedzi wybucha gniewem i podnosi głos. Jest z tego powodu bardzo niezadowolony i jest mu autentycznie przykro. W liście z listopada 1921 r. adresowanym do swojego kierownika duchowego wyjaśnia powód takiego zachowania: „Wszystko zawiera się w tym, że jestem trawiony miłością do Boga i miłością do bliźniego. Z całym tym brakiem mojej wolności, z tym związaniem moich władz, zarówno duchowych jak i cielesnych. Możesz sobie wyobrazić te uczucia, które trawią biedną duszę. Uwierz mi, ojcze, kiedy mówię, że moje gwałtowne wybuchy gniewu, które miały miejsce, zostały spowodowane właśnie przez to ciężkie więzienie, nazwijmy je także szczęśliwe. Jak to możliwe, by widzieć Boga, który się smuci z powodu zła, i także się nie smucić”. To jest klucz do osobowości Ojca Pio – jego surowość wynikała z miłości do grzesznika, która go czyniła pewnego rodzaju więźniem. Dzięki niej chciał mobilizować grzeszników do porzucenia zła i wyboru drogi dobra.

Czy jako dziecko również przejawiał impulsywność?

W dzieciństwie nazywano go macaroni senza sale, czyli makaron bez soli – po polsku powiedzielibyśmy „ciepłe kluchy”. Nie był dzieckiem swarliwym, był raczej wycofany, bardziej skryty, o skłonnościach kontemplacyjnych, porzucający z płaczem swych kolegów, którzy przeklinali. Niemniej jednak we wspólnocie koleżeńskiej był postrzegany jako znakomity towarzysz do zabaw i gier.

Skoro nawiązaliśmy do najmłodszych lat jego życia, proszę opowiedzieć, jak wyglądało dzieciństwo Francesca Forgione, przyszłego wielkiego stygmatyka.

Wychowany był w bardzo skromnych – żeby nie powiedzieć wręcz biednych – warunkach. By poprawić sytuację materialną rodziny i zarobić pieniądze na edukację Francesca, który wykazywał pociąg do nauki, jego ojciec Grazio Forgione wyjechał dwukrotnie za chlebem za ocean. Były to jednak pod względem zarobkowym nieudane wyjazdy, sprawiły one też, że mały Francesco na jakiś czas pozbawiony był opieki ojca.

Francesco od najmłodszych lat przejawiał dwie niezwykłe zdolności. Jedna to miłość do Pana Boga, ujawniająca się w jego szczerej pobożności, ciągłych modlitwach i praktykach umartwiania się. Z drugiej strony – już wówczas ujawniło się też cierpienie związane z chorobami, które będą go nękać przez prawie całe życie. Miał barwne dzieciństwo, ale bardzo proste, które sprowadzało się do wypasania owiec na pastwisku, pobierania lekcji w szkole i niewielkich prac w domu, gdzie również spędzał godziny na modlitwie.

Komunizm stał się w czasach życia Ojca Pio ideologią popularną we włoskim społeczeństwie. Zjawisko to nie było obce Ojcu Pio. Jak postępował wobec tej ideologii i ludzi nią owładniętych?

Zauważamy jakąś dziwną więź komunistów z Ojcem Pio. Można zażartować, że ciągnęli oni do niego jak muchy do miodu. Ma na swoim koncie bardzo dużo nawróceń włoskich komunistów. Nigdy nie zgodził się z ideologią marksistowską, zawsze ją piętnował, ale zarazem miał szacunek do człowieka, który jej uległ. Podobnie jak Jezus, nie potępiał grzesznika, ale zawsze potępiał jego grzech. Niezwykle celna jest jego ocena komunizmu: „Komuniści grożą ruiną społeczeństwa i ojczyzny. Ich zasady są nieznośne i niedopuszczalne zarówno w odniesieniu do porządku doczesnego, ponieważ są przeciwne prawu własności – stąd ogrom zła – jak również w odniesieniu do porządku moralnego, ponieważ są sprzeczne z wszelkimi zasadami zdrowej moralności, a także sprzeciwiają się prawnie ustanowionej władzy”.

Wspomniał Brat o licznych nawróceniach komunistów dzięki Ojcu Pio. Czy można podać przykłady?

Głośny przypadek nawrócenia miał miejsce w latach 50. XX wieku. Rozpisywały się o nim ówczesne włoskie gazety. Dotyczył komunistycznej aktywistki – Italii Nahir Betti. Uczyła ona matematyki i fizyki w renomowanym Liceum im. Luigiego Galvaniego w Bolonii. Będąc zaciekłą zwolenniczką idei komunistycznych, pozyskiwała do partii rzesze młodych ludzi. Na swoim czerwonym motorze jeździła po dużym regionie Włoch, zwanym Emilia-Romania, propagując ateistyczny komunizm, laickie nauczanie i odbierając sieroty wojenne przygarnięte przez katolickich duchownych i siostry zakonne. W kraju nazywano ją „herod-babą Karola Marksa”. W pewnym momencie zdiagnozowano u niej nowotwór. Wtedy jej młodsza siostra Emerita, która jako jedyna z całego rodzeństwa była osobą wierzącą, zaproponowała Italii, by spotkała się z Ojcem Pio. Kobieta początkowo opierała się, ale zmieniła zdanie po tym, jak we śnie ukazał się jej Ojciec Pio, który zapraszał ją na spotkanie. 14 grudnia 1949 r. Italia pojechała do San Giovanni Rotondo. Ta zagorzała przeciwniczka wiary katolickiej, którą uważała za zabobon, wzięła udział we Mszy św. Jak sama później przyznała, doznała wówczas dziwnego zagubienia. Nie była w stanie opuścić kościoła. Następnego dnia wepchnęła się w kolejkę do konfesjonału Ojca Pio, wyspowiadała się ze swoich grzechów i wyrzekła się swych marksistowskich poglądów. Za jej przykładem wielu włoskich komunistów również porzuciło partię, wśród nich dziennikarz i redaktor komunistycznego dziennika Avanti – Giovanni Gigliotti. Niedługo potem dołączył on do duchowych synów stygmatyka i zajął się pisaniem książek na jego temat.

Jeszcze do niedawna utrzymywano, że do pierwszego spotkania ks. Karola Wojtyły z Ojcem Pio doszło w 1947 r. Najnowsze badania krytycznie podchodzą do tej daty. Kiedy tak naprawdę Wojtyła spotkał się z Ojcem Pio?

Stefano Campanella, włoski dziennikarz watykanista, dyrektor Tele Radio Padre Pio, przez długie lata badał relacje między Ojcem Pio i ks. Karolem Wojtyłą. Ustalił, że przybył on do San Giovanni Rotondo co najmniej cztery razy: jako młody kapłan, jako biskup krakowski, jako kardynał i jako papież. Najciekawsze i obfitujące w różne niespodzianki było jednak pierwsze spotkanie.

Do niedawna uważano, że doszło do niego w 1947 r. Za taką informację odpowiada włoska redakcja Głosu Ojca Pio, która przedrukowała przemówienia Jana Pawła II z 23 maja 1987 r. Papież miał wówczas powiedzieć: „Znajduję się ponownie w miejscu, które odwiedziłem po raz pierwszy dość dawno, bo w 1947 r., niedługo po rozpoczęciu budowy tego szpitala”. W świetle najnowszych dokumentów i badań trzeba powiedzieć, że papież się pomylił, a miał do tego prawo, gdyż słowa te wypowiedział spontanicznie.

Co by na to wskazywało?

Prace budowlane szpitala rozpoczęły się późną wiosną 1947 r., a dokładniej rzecz ujmując – w połowie maja. Gdyby ks. Karol Wojtyła przyjechał do San Giovanni Rotondo przed tym terminem, to nie mógłby widzieć jego budowy, o czym zaznaczył w swym przemówieniu. Przybył tu w kwietniu 1948 r. Dokumentem, który ostatecznie rozstrzyga tę kwestię, jest list, który Jan Paweł II wysłał 5 kwietnia 2002 r. do ówczesnego gwardiana klasztoru Kapucynów w San Giovanni Rotondo – o. Gianmarii Cocomazziego. Możemy z niego wyczytać: „Ojciec Pio zapisał się głęboko w mojej pamięci – pamiętam ten dzień w 1948 r., gdy wieczorem pewnego kwietniowego dnia jako student Angelicum przyjechałem do San Giovanni Rotondo, żeby zobaczyć Ojca Pio i uczestniczyć w Jego Mszy świętej i, jeśli to możliwe, żeby się u Niego wyspowiadać. I właśnie wtedy było mi dane po raz pierwszy widzieć na własne oczy tego człowieka, którego sława świętości rozniosła się po świecie. I wtedy mogłem z Nim zamienić kilka słów, mogłem nazajutrz uczestniczyć we Mszy świętej, która trwała długo i w czasie której widziało się na Jego twarzy, że On głęboko cierpi”.

Czy prawdą jest to, że podczas tego spotkania Ojciec Pio miał przepowiedzieć ks. Wojtyle, iż zostanie papieżem?

Kwestia ta nadal pozostaje nie do końca rozstrzygnięta. Jan Paweł II pytany o to za każdym razem zaprzeczał. Istnieją jednak pewne świadectwa, które potwierdzają taką przepowiednię. Wkrótce po przybyciu do Rzymu na studia doktoranckie z teologii ks. Karol Wojtyła zaczął brać udział w konferencjach teologicznych w Collegium Romanum, gdzie poznał trzy osoby zaprzyjaźnione z Ojcem Pio: markizę Giovannę Rizzani Boschi, Margheritę Hamilton i profesora fizyki Enrica Mediego. W tym czasie ks. Wojtyła nie znał jeszcze na tyle języka włoskiego, by mógł w nim swobodnie rozmawiać, dlatego komunikował się z nimi po niemiecku, ponieważ pani Hamilton znała znakomicie ten język. Pewnego dnia prof. Medi zaprosił księdza z Polski na wspólny wyjazd do Ojca Pio. Do San Giovanni Rotondo przybywali wieczorem. Rano udali się na Mszę św. ze stygmatykiem. Po niej ks. Wojtyła spowiadał się w zakrystii u Ojca Pio – młody ksiądz z Polski ze względu na słabą znajomość włoskiego czynił to najprawdopodobniej po łacinie – i prosił go o błogosławieństwo. W drodze powrotnej prof. Medi opowiadał swoim przyjaciołom o pewnym zajściu, które miało miejsce zaraz po spowiedzi. Otóż Ojciec Pio, patrząc na księdza z Polski, miał do niego powiedzieć: „Będziesz papieżem, ale będzie też krew i przemoc”. Młody kapłan zdystansował się od tych słów, mówiąc: „Profesorze, Ojciec Pio chciał zażartować. Jestem Polakiem, nigdy nie zostanę papieżem”. Trzydzieści lat później okazało się, że słowa Ojca Pio nie były jednak żartem, lecz proroctwem. Kardynał Karol Wojtyła został wybrany na papieża 16 października 1978 r., a 13 maja 1981 r. dokonano zamachu na jego życie.

Jan Paweł II nigdy nie potwierdził tej przepowiedni.

Stale temu zaprzeczał. Tak było np. 2 lutego 1984 r., gdy ówczesny minister generalny kapucynów – o. Flavio Roberto Carraro wprost zapytał papieża: „Pojawiają się głosy, że gdy Wasza Świątobliwość był z wizytą u Ojca Pio, on przepowiedział Waszej Świątobliwości, że będzie papieżem”. Jan Paweł II zaprzeczył, mówiąc: „Nie, to na pewno nie! (...) To prawda, że prosiłem go o modlitwę w intencji pewnej ciężko chorej kobiety, która teraz jest zdrowa... Ale pontyfikat – nie”.

Br. Błażej St rzechmiński, kapucyn – doktor teologii duchowości, duszpasterz i rekolekcjonista. Absolwent Papieskiego Uniwersytetu Antonianum w Rzymie i Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Znawca życia i duchowości Ojca Pio. Autor wielu książek poświęconych stygmatykowi, m.in.: Terapeuta dusz. Kierownictwo duchowe Ojca Pio, Świadkowie tajemnicy. Osobliwe towarzystwo Ojca Pio, Historia jak ze snu. Inna biografia Ojca Pio, Misterium miłości. Droga krzyżowa z Ojcem Pio.

Niedziela. Magazyn 7/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum