Z lokalnego dziedzictwa

Otworzył bramę i serce. Bohaterski proboszcz z Będzina

Jarosław Ciszek
Publicysta

Świat płonął. To wyświechtany zwrot na opis czasu wojny, ale trafnie oddający rzeczywistość. W czasach II wojny światowej świat płonął dosłownie – z dymem szło wielowiekowe dziedzictwo naszej ojczyzny, z dymem szło dziedzictwo mieszkających tu Żydów, z dymem – i to najtragiczniejsze – szli w końcu sami mieszkańcy: Żydzi i Polacy.

Pismo Święte wielokrotnie mówi o próbowaniu szlachetnych metali w ogniu. Choćby w Psalmie 66: „Albowiem Tyś, Boże, nas doświadczył, badałeś nas ogniem, jak się bada srebro” (w. 10). W ogniu wojny wykuwały się ludzkie charaktery, w tragedii wojny ujawniało się, ile człowieka i ile katolika jest w każdym z mieszkańców. Warto przypominać heroiczne postawy, warto – wobec prób zakłamywania historii – krzyczeć, że wśród obojętności, a także obok ewidentnego zła, rozlewało się morze dobra, które choć nie mogło ugasić wojennej pożogi, stanowiło o być albo nie być konkretnych jednostek. A przecież, jak naucza Talmud, kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat.

Bohater

Ksiądz Wincenty Mieczysław Zawadzki urodził się 1894 r. w Częstochowie, a w 1916 r., po ukończeniu seminarium we Włocławku, przyjął święcenia kapłańskie. W pierwszych latach posługi duszpasterskiej pracował jako wikariusz w Kamieńsku, Godzieszach Wielkich i Kaliszu, gdzie zaangażował się także w działalność diecezjalną w Sekretariacie ds. Młodzieży. Podczas wojny polsko-bolszewickiej pełnił funkcję kapelana wojskowego, za co odznaczono go Krzyżem Walecznych. Po demobilizacji wrócił do pracy duszpasterskiej, obejmując stanowiska w różnych parafiach Piotrkowa Trybunalskiego i Radomska.

W 1925 r. został pierwszym proboszczem nowo utworzonej parafii w Radziechowicach, a cztery lata później objął probostwo w Wilkowiecku. Od 1934 r. kierował parafią w Rząśni, by wreszcie w 1938 r. trafić do Będzina, gdzie jako proboszcz parafii Świętej Trójcy posługiwał przez ponad trzy dekady – aż do 1970 r. Nazywany Jerozolimą Zagłębia Będzin stał się jego ostatnim, najdłuższym i najważniejszym etapem w kapłańskiej misji.

Złotymi zgłoskami zapisał się na kartach będzińskiej historii swoją wiarą, miłością i odwagą. A przecież lata wojny, a potem komunizmu wypełnione były ludzkimi tragediami, których był świadkiem i przed którymi starał się ocalić mieszkańców. Budował mosty, a nie mury, wiedział, że musi być z ludźmi na dobre i na złe.

Brama

Pełna treść tego artykułu w wersji drukowanej
lub w e-wydaniu.

Niedziela. Magazyn 9/2025

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum