
Zaledwie 16 lat po opublikowaniu przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa Manifestu partii komunistycznej papież Pius IX jako jeden z pierwszych dostrzegł niebezpieczeństwa cywilizacyjne wypływające z nowej ideologii.
Był to jeszcze moment, w którym komunizm zaprzątał umysły garstki ideologów. Kilkadziesiąt lat później stał się prawdziwym zagrożeniem dla świata, na co wskazywali mocno papieże Pius XI i Pius XII. Uważali, że to kolejna w dziejach świata odsłona wojny dobra ze złem.
Ruina praw i społeczeństwa
W 1864 r. papież Pius IX opublikował Syllabus errorum („Spis błędów”), w którym diagnozował niebezpieczeństwa cywilizacyjne płynące z pojawiających się w przestrzeni publicznej nowych ideologii. Potępiał w nim stanowczo relatywizm, indywidualistyczny liberalizm, materializm. O ideach głoszonych przez Marksa napisał, że są „przeciwne prawu naturalnemu”, a gdyby zostały zrealizowane, oznaczałoby to „ruinę wszystkich praw, instytucji i własności, a nawet samego społeczeństwa”. Jak prorocze były to słowa, można się było przekonać po przewrocie bolszewickim w Rosji w 1917 r., gdy stworzono państwo odrzucające całkowicie dotychczasowy ład cywilizacyjny opierający się na chrześcijańskich wartościach, rzymskim prawie i greckiej filozofii. Niestety, hasła komunistyczne znajdowały wówczas zwolenników w całej właściwie Europie, dlatego nie jest przesadą twierdzenie, że w cywilizacyjnym starciu „dwóch światów” w 1920 r. Polska nie tylko uratowała swoją suwerenność przed nawałą ze wschodu, ale ocaliła tożsamość całej Europy. Komunizm mógłby bowiem rozlać się aż po Gibraltar. Zrewoltowane masy robotnicze w Niemczech, Francji, Hiszpanii gotowe były z radością witać Armię Czerwoną i stworzyć „związek republik sowieckich” obejmujący całą Europę. Gdy Polacy zatrzymali na przedpolach Warszawy „czerwony marsz”, Lenin wykrzyczał na Kremlu: „Tam, w Europie było wszystko do wzięcia. Tylko Piłsudski i jego Polacy zgasili płomień rewolucji światowej”.
Świadkiem polskich zmagań z bolszewikami był nuncjusz apostolski w Warszawie Achille Ratti. Jako jedyny zagraniczny dyplomata nie opuścił stolicy Polski, gdy podchodziły pod nią hordy Tuchaczewskiego. Wierzył w zwycięstwo dobra nad złem. Dwa lata później został wybrany na papieża i jako Pius XI poświęcił komunizmowi aż dwie encykliki. Niemały wpływ na jego poglądy miały rozmowy z abp. Janem Cieplakiem, który poznał porewolucyjną Rosję „od podszewki” i po szczęśliwym uwolnieniu z kazamatów Łubianki przebywał przez kilka miesięcy w Rzymie.
Bezbożny ustrój
W encyklice Quadragesimo anno z 1931 r. Pius XI stwierdzał wprost: „Komunizm jest nieprzyjacielem i otwartym wrogiem Kościoła i samego Boga”. Widział w komunizmie takie samo zagrożenie jak w narodowym socjalizmie, który w tym czasie opętał umysły Niemców. Wzorem swego poprzednika papież rozważał ogłoszenie nowego Syllabusa, w którym określone zostałoby stanowisko Kościoła wobec totalitarnych systemów, dążących do wywrócenia ładu moralnego i pokoju na świecie. Prace nad dokumentem zaczęły się w 1935 r., a z papieskiego polecenia nadzorował je generał jezuitów o. Włodzimierz Ledóchowski. Ostatecznie jednak zamiast takiego dokumentu papież ogłosił w 1937 r. dwie fundamentalne encykliki. Pierwsza – Mit brennender Sorge („Z palącą troską”) potępiała narodowy socjalizm III Rzeszy. Drugą ogłosił kilka dni później, 19 marca, nieprzypadkowo w uroczystość patrona robotników – św. Józefa. Encyklika Divini Redemptoris (tytułowana też De communismo atheo – „O bezbożnym komunizmie”) była kompleksową oceną „błędnej ideologii zagrażającej cywilizacji”. „Zamiast raju na ziemi powstaje tylko terror – napisał papież – taki właśnie jak widzimy w Rosji”. Pius XI stwierdzał wyraźnie, że obowiązkiem Kościoła i ludzi wierzących jest obrona przed wpływami ustroju komunistycznego, ponieważ stanowi on straszliwe zagrożenie dla ludzkości. „Komunizm jest zły w samej swej istocie. Nie można więc współpracować z nim na żadnym polu, o ile chce się uratować przed rozkładem chrześcijańską cywilizację i porządek społeczny” – wyraźnie podkreślał papież. Przestrzegał także przed komunistyczną propagandą, która umiejętnie zatruwa umysły wielu przedstawicieli tzw. wolnego świata. „Kieruje się nią z jednego ośrodka, zręcznie dostosowując do warunków poszczególnych narodów – napisał Pius XI. – Rozporządza ona ogromnymi środkami pieniężnymi, niezliczonymi stowarzyszeniami, kongresami światowymi i dobrze wyszkolonymi siłami, korzysta z czasopism i broszur, szerzy się w kinach, ze sceny teatralnej i przez radio, na koniec w szkołach i uniwersytetach, ogarniając powoli coraz szersze warstwy społeczne, nawet najbardziej wartościowe. Jak trucizna sączy się niepostrzeżenie w umysły i serca”. Jak trafna była to ocena, można było się przekonać niecałą dekadę później, gdy przedstawiciele wolnego świata usiedli do rozmów w Jałcie ze zbrodniarzem wszech czasów – Józefem Stalinem i wraz z nim ustalali powojenny ład na świecie, oddając w ręce komunistów całą Europę Środkowo-Wschodnią. A część tzw. elit intelektualnych zachodniej Europy zachwycała się nadal ustrojem „sprawiedliwości społecznej”, który wziął we władanie już nie tylko Rosję, ale prawie pół Europy.
Ekskomunika dla komunistów
Z tragedią tą przyszło się mierzyć kolejnemu papieżowi – Piusowi XII. Tuż przed rozmowami w Jałcie spotkał się on z prezydentem USA Franklinem D. Rooseveltem. Apelował, aby alianci nie wchodzili w sojusze ze Stalinem, bo dla wielu narodów oznaczać to będzie niewolę. Apel pozostał bez echa, zaś Stalin szydził z głowy Kościoła, stwierdzając: „A ile papież ma dywizji?". Przyszedł czas czerwonego terroru komunistycznego, szczególnie dotkliwy dla ludzi wierzących, mieszkających w krajach podbitych przez Kreml. W orędziu na Boże Narodzenie 1945 r. Pius XII stwierdzał mocno: „Cała powierzchnia globu, czerwona od przelanej w tych przerażających latach krwi, proklamuje tyranię totalitarnego państwa”. Wskazywał, że Związek Sowiecki „jednym ruchem pióra zmienia granice państw, jedną kategoryczną decyzją przywłaszcza sobie gospodarkę ludu, pozbawiając go jego naturalnych możliwości. Poprzez okrucieństwo przegania miliony ludzi żyjące w skrajnym ubóstwie z ich domów i wykorzenia, wyrywa z kultury i cywilizacji, nad stworzeniem której pracowały całe pokolenia”. Gdy w grudniu 1948 r. aresztowany został prymas Węgier József Mindszenty – reakcja Watykanu była stanowcza. 1 lipca 1949 r. na polecenie Piusa XII Święte Oficjum wydało dekret, w którym przypomniało, iż zgodnie z nauką Kościoła „komunizm cechują materializm i antychrystianizm”. Ogłoszono, że każdy, kto „wyznaje komunizm, propaguje go lub współpracuje z komunistami”, objęty jest ekskomuniką. To nieprzejednane wobec komunizmu stanowisko Piusa XII wywołało zakłamaną ocenę jego pontyfikatu. Niestety, owoce tej operacji trwają do dziś, a proces beatyfikacyjny Piusa XII utknął w martwym punkcie.
Sowieckie służby specjalne podjęły też działania, aby Sobór Watykański II, obradujący już z woli następców Piusa XII, nie podejmował otwartej krytyki komunizmu. Z dokumentów ujawnionych na początku lat 90. XX wieku przez archiwistę z Łubianki płk. Wasilija Mitrochina wynika, że ogromną w tym rolę odegrał Borys Rotow, czyli arcybiskup prawosławny Nikodem, przewodniczący Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkwi Patriarchatu Moskiewskiego, a w istocie jeden z najgroźniejszych i najskuteczniejszych agentów KGB o pseudonimie Adamant. Wykorzystując dobrą wolę papieża Jana XXIII, który pragnął prowadzić na soborze dialog ekumeniczny, przedstawiciel prawosławia miał skutecznie doprowadzić do milczenia soboru w sprawach oceny komunizmu i polityki Związku Sowieckiego. O radykalne potępienie komunizmu apelował m.in. kard. Mindszenty, który po wyjściu z więzienia korzystał z azylu w amerykańskiej ambasadzie w Budapeszcie. W liście do Jana XXIII napisał: „Sobór powinien dokładnie skonkretyzować rodzaj represji wobec członków partii komunistycznych i współdziałających z nimi katolików, zażądać od katolików krajów socjalistycznych, by nie uznawali konstytucji swoich państw oraz podjąć uchwałę stwierdzającą, że niepodporządkowanie się komunistycznemu ustawodawstwu nie jest grzechem”. Oficjalnego potępienia komunizmu domagało się też blisko 450 biskupów obecnych na soborze, m.in. kard. Stefan Wyszyński. Watykan jednak prowadził już wtedy nową, budzącą do dziś kontrowersje i dyskusje „politykę wschodnią”, wskazując, że istnieje potrzeba współpracy ludzi wierzących i niewierzących dla „budowania sprawiedliwego porządku społecznego oraz poszanowania prawa do wolności religijnej w życiu publicznym”. Wynikało to w dużej mierze z przekonania, że ustrój komunistyczny będzie na stałe obecny w życiu świata. Jednym z tych, którzy nie przyjmowali tego założenia, był kard. Karol Wojtyła. Już jako papież Jan Paweł II skutecznie i na różne sposoby przyczynił się do upadku ustroju, będącego emanacją zła.