Esej

Co ma wiedzieć młode pokolenie Polaków?

Prof. Wojciech Roszkowski
Ekonomista i historyk

„Na ogół mądrzy ludzie, którzy ciężko pracują i dobrze traktują innych, radzą sobie lepiej niż ci, którzy myślą pokrętnie i są leniwi albo nieuprzejmi wobec współpracowników. Tak zawsze było i będzie, nawet jeśli jakiś cymbał okazuje się wyjątkiem” – to zdanie Scotta Gallowaya, profesora New York University, jednego z najwybitniejszych znawców biznesu, warto wziąć sobie do serca.

Tę prostą myśl wyraził bowiem człowiek, który działa w amerykańskim systemie edukacyjnym. Mimo takich czy innych zastrzeżeń jest to system "produkujący"; największą liczbę noblistów i specjalistów kreujących innowacyjne rozwiązania zmieniające naszą rzeczywistość. Na liście najlepszych uniwersytetów na świecie największą część czołówki stanowią uczelnie amerykańskie. Są tam też uniwersytety brytyjskie, japońskie, niemieckie i chińskie. Najlepsza polska uczelnia lokuje się w piątej setce. Nie ma co się pocieszać, że w międzynarodowych porównaniach polscy uczniowie wypadają często bardzo dobrze. W żadnej mierze nie wynika to z ogólnego poziomu kształcenia. Nowy rząd najwyraźniej postanowił dodatkowo pogorszyć tę sytuację, ogłaszając nowe podstawy programowe dla szkół średnich. Być może chodzi o to, by ich absolwenci nie byli mądrzejsi od rządzących i nie zauważali błędów językowych i logicznych w ich wypowiedziach, by zajmowali się nie zawartością swych głów, ale niższymi częściami swych organizmów.

Ogólnie rzecz biorąc, treścią kształcenia jest przekazanie młodemu człowiekowi określonej wiedzy i umiejętności. Jedno bez drugiego nie ma sensu. W wizji prezentowanej obecnie przez władze akcent jest wyraźne położony na umiejętności kosztem wiedzy.

Nie będę się wypowiadał o podstawach programowych przedmiotów ścisłych i przyrodniczych, choć warto by się np. przyjrzeć geografii, bo tu wiedza uczniów szkół średnich jest czasem zdumiewająco nikła. Przyjrzyjmy się jednak bliżej cięciom w programie przedmiotów humanistycznych, bo są one fundamentem, na którym buduje się człowieczeństwo. Bardzo wymowne są zmiany proponowane w programie filozofii. W zakresie podstawowym uczeń ma się dowiedzieć, jakie były główne nurty filozofii starożytnej i jaki był ich wpływ na teologię i filozofię chrześcijańską, ale poza „poszukiwaniami” św. Augustyna nie zrozumie, jakim przełomem cywilizacyjnym była nauka Chrystusa.

Z podstawy programowej języka polskiego usunięto cały szereg elementów, które miały kształtować młodego człowieka jako osobę rozumną, empatyczną i odpowiedzialną. Dlaczego np. z celów kształcenia wykreślono budowanie „szacunku dla człowieka”? Z jakich powodów z podstawy programowej usunięto umiejętność określania stylu wypowiedzi internetowych? Czyżby chodziło o to, by uczeń nie potrafił się bronić przed manipulacjami medialnymi? W myśl nowej podstawy programowej uczeń nie będzie musiał rozpoznawać elementów erystyki ani umieć reagować na przejawy agresji językowej. Wszystko przyjmie za dobrą monetę.

Ograniczenie lektury Pana Tadeusza czy Zemsty do fragmentów (pytanie których?) nie pomoże w rozumieniu kontekstu historycznego wypowiedzi ani postaw bohaterów. Uczeń nie pozna też nawet we fragmentach takich zabytków polskiej literatury jak Kronika polska Galla Anonima czy Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska. Skreślono też Konrada Wallenroda! Z lektur usunięto Chłopów, Quo vadis i wiersze Czesława Miłosza. Pozostawiono zaś Olgę Tokarczuk i Andrzeja Stasiuka! Z literatury światowej wyrzucono nawet fragmenty Wyznań św. Augustyna. Tryptyk rzymski Jana Pawła II wyleciał nawet z listy lektur uzupełniających! Są tam natomiast utwory Mariusza Szczygła i Moniki Sznajderman. Niebywałe! W sumie wybór lektur – zarówno obowiązkowych, jak i zalecanych – wskazuje na zamiar autorów podstawy programowej, by odciąć ucznia od tradycji narodowej oraz wątków chrześcijańskich, czyli od korzeni polskiej tożsamości.

Analizę zmian w podstawie z historii można w skrócie skwitować zabiegiem usunięcia całego dotychczasowego wstępu, w którym była mowa o „poznawaniu prawdy” jako celu edukacji historycznej. Zamiast tego wstępu jako cel nauki historii mamy „porządkowanie i synchronizowanie wydarzeń” oraz dostrzeganie ich „zmienności i dynamiki”. Podobnie jak pierwszym stopniem muzykalności jest rozróżnianie, kiedy grają, a kiedy nie, celem nauki historii ma być uświadomienie uczniom, że świat się zmienia. To trochę mało.

Podobnie wyglądają założenia podstawy programowej z historii. W okresie wczesnego średniowiecza uczeń ma poznać kształtowanie się państw dynastycznych, postać Karola Wielkiego i „chrystianizację”, ale nie pojęcie christianitas, bez którego to wszystko będzie niejasne. Wykreślono istotę i przebieg reformy gregoriańskiej. W części dotyczącej Polski XIV i XV wieku nie ma wyjaśnienia początkowej ewolucji unii polsko-litewskiej, co ograniczy wiedzę o podstawach fenomenu imperium jagiellońskiego. Z Europy XVII wieku znikają ekspansja turecka i wojna trzydziestoletnia. Przy okazji upadku Rzeczypospolitej wspomina się o konfederacji targowickiej, ale wykreślono postawę „pruskiego sojusznika” reformatorów. Niemcy powinni być zadowoleni. Uczeń nie będzie miał też okazji zastanowić się na wpływem upadku Rzeczypospolitej na kulturę polityczną w Europie i ład międzynarodowy. Najwidoczniej uznano, że wstyd o tym mówić. Tajemnicą pozostanie też, dlaczego z szeregu postaci, o których trzeba szczególnie pamiętać, usunięto Romualda Traugutta.

O swoistej „pedagogice wstydu” autorów zmian świadczy usunięcie z programu XIX wieku „kluczowego znaczenia polskiego kodu kulturowego dla podtrzymania świadomości narodowej” oraz „przejawów atrakcyjności kulturowej polskości dla obcokrajowców”, a także „budzenia się świadomości polskości na Górnym Śląsku, Warmii i Mazurach”. Dla tych autorów świadomość narodowa najwyraźniej brzmi podejrzanie. Nie wiadomo dlaczego uczniowie nie mieliby się też dowiedzieć o służbie setek tysięcy Polaków w armiach państw zaborczych podczas I wojny światowej. Może nie chcemy urazić zaborców, którzy wcielali te setki tysięcy naszych rodaków do szeregów swych wojsk? Dla autorów zmian nieważne są też przejawy religijnego ożywienia Polaków w XIX wieku, tak istotne przecież dla podtrzymania polskości. Uczeń nie dowie się więc, dlaczego takie wzruszenie nadal wywołuje w starszym pokoleniu pieśń Boże, coś Polskę.

Im bliżej naszych czasów, tym więcej dziwniejszych skreśleń. Gdy mowa o umiędzynarodowieniu sprawy polskiej podczas I wojny światowej, usunięto Akt 5 listopada i deklarację Wilsona. Ofiarą zmian padło powstanie wielkopolskie i w ogóle trudności formowania się państwowości w latach 1918-19. Zmarginalizowano wojnę polsko-sowiecką i Bitwę Warszawską. Dlaczego uczeń ma się nie dowiedzieć o roli Piłsudskiego i Dmowskiego w kształtowaniu odrodzonej Polski? Dlaczego ma nie poznać takich postaci, jak Władysław Grabski czy Eugeniusz Kwiatkowski? Dlaczego ma nie wiedzieć o budowie Gdyni czy COP? Czy ma, jak w PRL, uważać II Rzeczpospolitą za państwo burżuazyjno-obszarnicze bez większych sukcesów? Kiedy mowa o totalitaryzmie niemieckim i sowieckim, usunięto „skalę represji w ZSRR” w latach 30. ubiegłego wieku i „operację polską z lat 1937-38”.

W programie dotyczącym II wojny światowej skreślono takie przykłady bohaterstwa Polaków jak Westerplatte, Wiznę i bitwę nad Bzurą, a także oblężenie Grodna przez Sowietów. O Stefanie Starzyńskim też nie ma mowy. Uczeń ma rozważyć przyczyny klęski Polski, ale nie materialne i demograficzne skutki wojny. Okupacja niemiecka i sowiecka potraktowane zostały bardzo powierzchownie. Uczeń ma poznać różne postawy społeczeństwa polskiego wobec Holokaustu, ale najwyraźniej akcent ma być położony na postawy naganne, bo przykłady heroizmu Ireny Sendlerowej, Matyldy Getter, małżeństwa Żabińskich czy rodziny Ulmów zostały wykreślone. W zakresie rozszerzonym uczniowie mają natomiast rozważać religijne korzenie rasizmu!

W programie dotyczącym Polski pod rządami komunistycznymi zlikwidowano formy zniewalania Polaków, takie jak terror i propaganda, a także usunięto postacie Żołnierzy Niezłomnych. Chodzi o to, by wykazać, że komunizm nie był taki straszny. Zamiast „prześladowań” Kościoła przez komunistów mamy „relacje państwo-Kościół”, i to tylko w okresie „stalinizmu”. Najbardziej chyba skandaliczne jest usunięcie roli papieża Jana Pawła II i jego wpływu na przemiany w Polsce i krajach sąsiednich! Usunięto też postać ks. Jerzego Popiełuszki. W ten sposób wiedza młodego pokolenia o PRL będzie całkowicie zdeformowana. Znajomość III Rzeczypospolitej ma się kończyć na ocenie transformacji i położenia międzynarodowego, czyli zapewne na sukcesach, bez żadnej refleksji nad problemami z dekomunizacją, demografią czy zagrożeniami dla tożsamości kulturowej.

Ograniczenie podstawy programowej z filozofii, języka polskiego i historii przez obecne władze oświatowe wpisuje się we współczesną rewolucję kulturalną, która zmierza do pozbawienia ludzi tożsamości rodzinnej, narodowej i religijnej, a ostatnio także płciowej. W przypadku Polski mamy do czynienia ze wspólnotą języka i historii bardziej niż ustroju politycznego, jak w niektórych krajach. Krytycy pojęcia tożsamości narodowej podnoszą, że akcentowanie jej znaczenia oznacza wykluczanie osób, które nie godzą się na jakąś wersję historii lub pragną zmieniać znaczenie słów. Tymczasem w przypadku likwidacji kanonu polskości, opartego na tradycji języka i historii, osoby uznające swą odmienność będą jeszcze bardziej pogubione niż w przypadku, gdy mogą swoje stanowisko określić jasno w odniesieniu do tego kanonu. Niebezpieczeństwo wykluczenia zamieni się w niebezpieczeństwo anomii wszystkich.

Uczenie się jest koniecznym sposobem pokonywania niewiedzy. Dla ucznia niewiedza może zaowocować gorszymi perspektywami życiowymi, u ministra edukacji może być groźną bronią w obezwładnianiu społeczeństwa. Uszczuplanie programów szkolnych z języka polskiego i historii jest właśnie działalnością tego rodzaju. Obywatel Polski powinien bowiem znać pewne minimum kanonu polskości, niezależnie od tego, czy się z tym minimum utożsamia do końca czy nie. Ten kanon obejmuje chrzest Polski, gdyż chrześcijaństwo w wersji rzymskiej stanowiło zawsze fundament polskości, powstanie państwa jagiellońskiego, kryzys i upadek I Rzeczypospolitej, przyczyny i skutki rozbiorów oraz powstań narodowych, odrodzenie państwowości po 1918 r., II wojnę światową ze wszystkimi jej przyczynami i skutkami, sowietyzację Polski po 1945 r. oraz skomplikowane okoliczności, przyczyny i różne skutki odzyskania wolności po 1989 r. Jeśli ograniczymy lekcje historii Polski, to pojęcia „prywata”, „rokosz”, „Targowica” czy „Reytan” staną się całkiem puste. Jak będzie mógł młody Polak rozumieć skomplikowane relacje polsko-litewskie, jeśli nie przemyśli inwokacji Mickiewicza Litwo, ojczyzno moja? Jak bez prozy Herlinga-Grudzińskiego zrozumie koszmar totalitaryzmu i nihilizm „postępowego” świata powojennego?

Wyłączenie sporów o historię najnowszą przez jej eliminację z programów nauczania oznacza pozbawienie ucznia narzędzi ocen w bieżących decyzjach politycznych. Jeśli ci, którzy walczą z nauczaniem historii najnowszej, uważają, że mają rację w bieżących decyzjach, to dlaczego się tej historii boją? Jeśli uznają, że wolność jest tak ważną wartością, to z jakich powodów nie dopuszczają do swobodnego kształtowania opinii młodzieży? Czyżby mieli swoją, jedynie słuszną, „neutralną światopoglądowo” wizję świata?

„Neutralność światopoglądowa”, czyli usuwanie wątków chrześcijańskich, osłabia moralny wymiar nauki historii i idzie po myśli tych luminarzy współczesnej opinii, którzy powtarzają, że „bez Boga wszystko wolno”. Jedni mówią to z bezmyślną radością, inni z niepokojem, bo w tym „wszystkim” są także kłamstwo, pogarda, nienawiść i zbrodnia.

Idą ciężkie czasy, w których mobilizacja społeczna będzie ważna. Tymczasem władze oświatowe zamiast wzmacniać morale młodych Polaków, starają się je osłabić. Trudno to określić inaczej niż szkodnictwo.

Niedziela. Magazyn 5/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum