Rozmowa

Bohater Kościoła

Marian Florek
Redaktor

Biskup Baraniak był przetrzymywany w bardzo ciężkim więzieniu przez 27 miesięcy i poddawany najbardziej wyrafinowanym torturom, bez postawienia mu jakiegokolwiek zarzutu. To było łamanie nawet prawa stalinowskiego – mówi Jolanta Hajdasz, reżyser filmów o bohaterskim biskupie, które przyczyniły się do szerokiego społecznego odbioru jego postaci.

Marian Florek: Dlaczego zainteresowała się Pani osobą abp. Antoniego Baraniaka?

Jolanta Hajdasz: W 2009 r. w Poznaniu, gdzie mieszkam i pracuję, ukazała się publikacja Teczki na Baraniaka abp. Marka Jędraszewskiego, ówczesnego biskupa pomocniczego archidiecezji poznańskiej. Do tej pory nie wiedziałam, że wraz z kard. Stefanem Wyszyńskim aresztowano również bp Antoniego Baraniaka, dyrektora jego sekretariatu. Sięgnęłam po dwa wielkie tomy dokumentów z ciekawością. A że w tym samym czasie zostałam wyrzucona z TVP, postanowiłam założyć firmę i zrobić film o prześladowanym kapłanie.

Nie ma przypadków, są znaki czasu.

To był początek wielkiej przygody. Zaczęłam docierać do świadków… I tak w 2012 r. powstał pierwszy film – Zapomniane męczeństwo.

Dlaczego taki tytuł?

W 2011 r. IPN umorzył śledztwo w sprawie prześladowania bp. Baraniaka z braku dowodów, że był dręczony fizycznie i psychicznie. Oburzyło mnie to. Przecież swoim dziennikarskim śledztwem udowodniłam, że było inaczej. Wysłałam film razem z książką do prokuratora, który umorzył śledztwo, aby zweryfikował i przemyślał swoją decyzję w związku z odkrytymi nowymi okolicznościami w tej sprawie. Dostałam odpowiedź, że nie ma tych okoliczności, że śledztwo nie zostanie wznowione. Wtedy pomyślałam: Pokażę wam, że dowody są! I zrobiłam drugi film – Żołnierz Niezłomny Kościoła. W nowym filmie przemówili kolejni świadkowie. W międzyczasie w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej, gdzie był więziony bp. Baraniak, utworzono muzeum. Okazało się, że istnienie ciemnego karceru z fekaliami, w którym trzymano nago bp. Antoniego, nie jest fantasmagorią, że moi rozmówcy mówią prawdę. Szef IPN Jarosław Szarek w 2017 r. wznowił to śledztwo, uwzględniając nowe okoliczności w sprawie, wynikające z faktów, które odkrył mój filmowy obraz. Ale od tego czasu minęło 7 lat i nadal nie ma rezultatów tego śledztwa.

Dlaczego?

Kiedy w 2011 r. pion śledczy IPN prowadził pierwsze śledztwo, żyło jeszcze pięć osób – pracowników Służby Bezpieczeństwa, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w sprawę kapłana. Ich nazwiska figurują w dokumentach, np. przy decyzjach przedłużających tymczasowy areszt. Przypomnę, że bp Baraniak był przetrzymywany w bardzo ciężkim więzieniu przez 27 miesięcy i poddawany najbardziej wyrafinowanym torturom, bez postawienia mu jakiegokolwiek zarzutu. To było łamanie nawet prawa stalinowskiego. Jeden z dwóch głównych śledczych odpowiedzialnych za śledztwo nazywał się Wincenty Kołaczyk – osobiście przeprowadził ponad połowę ze 147 udokumentowanych protokolarnie przesłuchań. Jego i innych oprawców przesłuchano na potrzeby śledztwa bardzo lapidarnie. Nie było żadnych trudnych pytań, a oni odpowiadali enigmatycznie i bezczelnie: „Nie wiedziałem, że taki Baraniak siedział”, albo: „Tak, byłem przy aresztowaniu Stefana Wyszyńskiego i Antoniego Baraniaka, ale nie wiem, po co mi tam kazano być”.

Po Pani filmie postać abp. Antoniego Baraniaka stała się szerzej znana.

Należy znać historię abp. Antoniego Baraniaka, osoby bardzo ważnej w episkopacie, by dobrze rozumieć powojenną historię Polski. Paulin o. Jerzy Tomziński powiedział mi, że w polskim Kościele mamy wielkie „gwiazdy”, jak prymasi Hlond, Wyszyński czy papież Jan Paweł II, ale są jeszcze małe „światełka”, jak abp Antoni Baraniak. Nie można mówić o wielkości prymasów Hlonda i Wyszyńskiego czy nawet o wielkości Karola Wojtyły, pomijając abp. Baraniaka. Przypomnę, że kard. Stefan Wyszyński w czasie pogrzebu abp. Baraniaka powiedział: „Domyślałem się, że mój względny spokój w więzieniu zawdzięczam jemu, bo on wziął na siebie jak gdyby ciężar całej odpowiedzialności prymasa Polski”.

Tę odpowiedzialność dźwigał również po wyjściu z więzienia?

Tak, abp Baraniak był nadal cichą i pokorną osobą, oddaną mrówczej pracy. Był ważnym łącznikiem w kontaktach z Watykanem, znał bowiem biegle pięć języków, w tym włoski. Był kapłanem bardzo potrzebnym.

Tytan oddania i mrówczej pracy, a nie był silnej postury.

Po pobycie w więzieniu miał bardzo zniszczone zdrowie. Był bardzo chudy. W wiezieniu zniszczono mu układ pokarmowy, przeprowadzając w sposób nieprawidłowy operację wyrostka robaczkowego. Powinniśmy sobie zdawać sprawę, że w ówczesnej stalinowskiej rzeczywistości opieka lekarza nad więźniem była formą nagrody za np. pójście na współpracę, a pozbawienie tej opieki stanowiło dodatkową torturę.

Zachowały się listy kapłana pisane już po okresie uwięzienia, kiedy prymas Wyszyński był jeszcze w Komańczy, a on skrajnie wycieńczony, na granicy życia i śmierci, przebywał w Krynicy. W tych listach prosi o dentystę. Nawet takich szykan po uwięzieniu mu nie oszczędzano.

Dlaczego uwięziono bp. Baraniaka? Jaki był cel tej operacji?

Celem był, oczywiście, prymas Wyszyński. Uwyraźniłam to w swoim drugim filmie. We wszystkich krajach komunistycznych rozprawiano się z Kościołem przez pokazowe procesy kościelnych hierarchów, osób z autorytetem, aby ogłupiałym obywatelom pokazać zdradę ludzi Kościoła, działalność na szkodę narodu np. przez współpracę z faszystami czy imperialistami. Tak się stało np. z arcybiskupem Zagrzebia Alojzym Stepinacem, czy prymasem Węgier Józsefem Mindszentym. W tym śledztwie chodziło o skompromitowanie prymasa Polski. Gdyby bp. Baraniaka udało się złamać, to myślę, że historia powojenna polskiego Kościoła mogłaby się potoczyć zupełnie inaczej. Jak mówi prof. Jan Żaryn na podstawie dokumentów międzynarodówki komunistycznej, towarzysze z innych krajów śmiali się z polskich towarzyszy, że nie potrafili sobie poradzić z polskim Kościołem i prymasem Wyszyńskim.

Co władze komunistyczne zarzucały bp. Baraniakowi?

Oskarżano go o współpracę z podziemiem niepodległościowym. Wielokrotnie pytano w trakcie przesłuchań, czy miał kontakty z organizacją Wolność i Niezawisłość, czy organizował jakieś spotkania z jej przedstawicielami itp. Kapłana oskarżono o wrogą działalność na rzecz Watykanu, o szpiegostwo. Propaganda komunistyczna chciała wtłoczyć w głowy Polaków fałszywy obraz polskiego Kościoła i jego przedstawicieli.

Szkalowanie Kościoła, jego przedstawicieli często bez dowodów – chyba trwa nadal. Intencje, by go zniszczyć, są obecne w Polsce cały czas. Są siły, które do tego dążą. Za czasów PRL się nie udało, to może teraz?

Oczywiście, przywołajmy chociażby sprawę bp. Marka Mendyka, którego na łamach Newsweeka, Onetu i Gazety Wyborczej fałszywie oskarżono o pedofilię. Hierarcha wygrał proces o zniesławienie. Kiedyś wmawiano opinii publicznej, że Kościół współpracował z faszystami i imperialistami na szkodę narodu, a teraz atakuje się go fałszywymi oskarżeniami o pedofilię.

...pod obłudnym pretekstem troski o polski Kościół.

Kiedy piętnaście lat temu abp Jędraszewski wydał Teczki na Baraniaka, wtedy systematycznie oskarżano duchownych o współpracę z tajnymi służbami; co drugi kapłan miał być tajnym współpracownikiem komunistycznej bezpieki. Teraz używa się oskarżeń innego rodzaju. To jest wstrętna robota jakichś służb specjalnych. Kto za tymi służbami stoi, kto je inspiruje? Na te pytania nie znam odpowiedzi, ale niewątpliwie jest to ta sama walka z Kościołem, którą rozpoczęto po 1945 r.

Co Panią zafascynowało w postaci abp. Baraniaka?

Przede wszystkim wielka pokora. On o wielu rzeczach nie mówił, nie chwalił się swoim bohaterstwem. Był pracowitym, skromnym człowiekiem, który oddał wszystko, co miał, Kościołowi. Pochodził z małej miejscowości, gdzie nie było nawet świątyni. Urodził się w wielodzietnej, biednej rodzinie. Zafascynowała mnie również jego wierność. Wobec prymasa Wyszyńskiego był niezwykle lojalny. W więzieniu wielokrotnie go oszukiwano, mówiąc, że prymas już się przyznał do wszystkiego, więc może już tylko to potwierdzić. Odpowiadał, że jeśli prymas to powiedział, to on nic nowego do tego nie może dodać. Jeden z moich rozmówców wspominał, że na Rakowieckiej wrzucano go nagiego do celi, w której były fekalia, i wtedy powtarzał sobie: „Baraniak, ty się nie możesz ześwinić”. W tej trudnej sytuacji można byłoby się spodziewać jakichś odniesień do Boga, a tu mamy takie zwykłe, ludzkie poczucie godności. Postawa abp. Baraniaka pokazuje, do jakiego heroizmu w tamtych czasach ludzie byli zdolni.

Czy nadal jest Pani zainteresowana osobą abp. Baraniaka?

Tak, nakręciłam o nim trzeci film. W 2018 r., kiedy wznowiono śledztwo, kiedy Sejm RP przyjął uchwałę upamiętniającą szykanowanego kapłana i kiedy prezydent Andrzej Duda przyznał kapłanowi Order Orła Białego, uznałam, że moja dziennikarska uczciwość nakazuje odnotować to kolejnym filmem. Powrót to obraz, który ma bardziej optymistyczny wydźwięk.

Wcześniejsze Pani filmy doprowadziły do wznowienia śledztwa IPN. A ten ostatni film – na co ma wpłynąć?

Historia abp. Baraniaka nie jest zakończona i czeka na swoją pointę.

To o jakiej poincie Pani marzy?

Chciałabym doczekać wszczęcia procesu beatyfikacyjnego abp. Baraniaka. Jestem przekonana, że on na to zasługuje. Powinien być wzorem dla współczesnych duchownych, by byli wierni Bogu i Kościołowi w tym podstawowym wymiarze, by byli zdolni przechować skarb wiary dla następnych pokoleń. Proces beatyfikacyjny przypomniałby, co jest najważniejsze w życiu ludzi wierzących.

Jolanta Hajdasz – dziennikarz i medioznawca, pracowała m.in. w P olskim Radiu, TVP i Przewodniku Katolickim, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP, autorka filmów dokumentalnych o abp. Antonim Baraniaku, za które otrzymała m.in. Nagrodę Główną Wolności Słowa SDP (2012 i 2016) oraz Nagrodę Główną Stowarzyszenia Wydawców Katolickich Feniks (2013, 2017, 2019).

Niedziela. Magazyn 5/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum