Historia sztuki

Anioł ze złamanym nosem

Ireneusz Korpyś
Historyk, publicysta

Uchodził za jednego z najbardziej katolickich malarzy w historii, a mimo to jego dzieła były cenzurowane przez watykańskich urzędników.

Medyceusze, potomkowie węglarzy z wiejskiego regionu Mugello, z czasem stali się bankierami świata i władcami włoskich dusz. Słynęli nie tylko z przebiegłości, bezwzględnego rozprawiania się z wrogami, ale i z zamiłowania do sztuki. Pod ich rządami Florencja przerodziła się w kolebkę renesansu, wprowadzając nowe idee w kulturową oraz społeczną przestrzeń Europy. Medyceusze trzymali rękę na artystycznym pulsie miasta, wyszukując i wspierając najbardziej obiecujące talenty, a takim był m.in. młodziutki Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni – znany później jako Michał Anioł. Wawrzyniec Wspaniały, czyli Lorenzo di Piero de’Medici, który roztoczył mecenat nad młodym Buonarrotim, pewnie nawet nie przypuszczał, że chłopak ten zmieni oblicze sztuki.

Niekochany geniusz

Tuż przed świtem 6 marca 1475 r. pod palącym słońcem Toskanii w miasteczku Caprese swój pierwszy krzyk wydał Michelangelo di Lodovico Buonarroti Simoni. Pochodził z zacnego florenckiego rodu, który jednak czas swojej świetności miał już za sobą. Jego ojciec – Lodovico Buonarroti Simoni był narcyzem pozbawionym jakichkolwiek talentów. Jedyną jego namiętnością były pieniądze, których sam nie potrafił zarabiać. Dlatego liczył na synów. Pragnął dla nich intratnych karier, a według jego wąskiej perspektywy intelektualnej – takimi mogły być tylko posady urzędnicze albo kościelne. Dla synów stanowił postać niezwykle toksyczną, która w sposób negatywny odcisnęła piętno na ich osobowościach. Oschłość ojca odczuł na sobie szczególnie mały Michelangelo, który z racji artystycznych aspiracji, pogardzanych przez głowę rodu, nie mógł liczyć na uznanie ani nawet na drobne przejawy ojcowskiej miłości. Sytuacja dzieci pogorszyła się po przedwczesnej śmierci ich matki – Francescy di Neri di Miniato del Sera (kobieta zmarła, gdy Michelangelo miał sześć lat). Lodovico zaangażował się wówczas w nowy związek i urzędniczą karierę, dzieci pozostawiając niemal same sobie. Mały Michelangelo został oddany pod opiekę spokrewnionej z rodem Buonarrotich Simonich rodziny kamieniarzy. Przyszywana rodzina zdefiniowała drogę życiową Michelangela. Podpatrując pracę swoich opiekunów, w sposób naturalny rozwinął on swój talent artystyczny. Zapragnął zostać artystą, co dla jego ojca było co najmniej fanaberią dziecka. Przeciwstawienie się ojcu wymagało od chłopca wielkiego hartu ducha, jednak Michelangelo postawił na swoim i w 1488 r. rozpoczął naukę malarstwa. Chłopak miał wielki talent, zdecydowano więc, że nie musi uczyć się malować, a jedynie powinien doskonalić tę umiejętność i poszerzać swoją wiedzę. Michelangela jednak bardziej niż malarstwo pociągała rzeźba i już po roku trafił na dwór władcy Florencji, gdzie pod okiem rzeźbiarza Bertolda di Giovanniego rozwijał swój talent do nadawania kamieniowi fantazyjnych kształtów. Pozostając na garnuszku Medyceusza, mieszkał w pałacu, pobierał prywatne nauki i otrzymywał wysokie stypendium. Ten beztroski czas skończył się, gdy 8 kwietnia 1492 r. ciężko schorowany Wawrzyniec Wspaniały zmarł w swojej letniej rezydencji, otoczony gronem najbliższych osób. Po odejściu mecenasa Michelangelo musiał opuścić pałac Medyceuszy i wrócić do rodzinnego domu. Ale nie zabawił tam długo...

Fałszerz doskonały

Michał Anioł, choć został pozbawiony kurateli Wawrzyńca, nie przestał doskonalić swojego talentu – za dnia rzeźbił, a nocami chodził do kostnicy przy klasztorze Ducha Świętego, gdzie za cichą zgodą przeora mógł przeprowadzać sekcje zwłok. W ten sposób studiował anatomię, by jeszcze bardziej realistycznie oddawać najmniejsze detale ciała w rzeźbionych posągach. Kolejnym sposobem na doskonalenie rzeźbiarskiego fachu było tworzenie falsyfikatów. Jeszcze na dworze Wawrzyńca Michał Anioł rzeźbił kopie dzieł innych artystów – jednym z takich falsyfikatów była antyczna maska fauna, którą wyrzeźbił na prośbę swojego mecenasa. Ten proceder realizował również później – wiemy, że w 1495 lub 1496 r. na zlecenie Lorenza di Pierfrancesca de’Medici wyrzeźbił Śpiącego Kupidyna. By nadać rzeźbie antyczny charakter, artysta zakopał ją na jakiś czas w kwaśnej ziemi. Po odkopaniu posągu okazało się, że pokrył się on „patyną” do złudzenia przypominającą dzieło starożytnych mistrzów. Mający smykałkę do interesów Medyceusz sprzedał rzeźbę, twierdząc, że to antyk, kard. Rafaelowi Riario – znanemu miłośnikowi sztuki starożytnej. Wkrótce wyszło na jaw, że kardynał padł ofiarą oszustwa „na antyczną rzeźbę”. By zweryfikować plotki, Riario wysłał do Florencji zaufanego agenta, który szybko ustalił autora falsyfikatu. Wydawać by się mogło, że za fałszerstwo spadną na Buonarrotiego srogie kary, ale stało się inaczej – sprawa Śpiącego Kupidyna przyniosła rozgłos młodemu artyście, który od tej pory mógł tworzyć w Rzymie. Naocznym dowodem jego artyzmu stała się stworzona w 1499 r. Pieta watykańska, uchodząca za jedno z największych rzeźbiarskich arcydzieł, jakie kiedykolwiek powstały – to właśnie na tym dziele doskonalej widać efekt anatomicznych studiów rzeźbiarza, które pokątnie realizował w klasztornej kostnicy. Po wyrzeźbieniu Piety kolejne zlecenia sypały się jak z rękawa, a jedno z nich nadeszło z rodzinnej Florencji. Włodarze miasta po obaleniu rządów dominikanina Girolama Savonaroli (spłonął na stosie 23 maja 1498 r.) postanowili zamanifestować ideały, którymi żyła Florencja: wolność i republikanizm – czego symbolem miał się stać posąg biblijnego Dawida.

Siła, wytrwałość i spryt

Praca nad Dawidem zajęła Michałowi Aniołowi trzy lata. Artysta zainspirował się rzymską kopią rzeźby Polikleta Doryforos, co widać w sposobie rozłożenia ciężaru ciała oraz wygięciu tułowia. W przeciwieństwie do innych twórców, którzy Dawida przedstawiali przeważnie z obciętą głową Goliata, Buonarroti ukazał go w sposób nowatorski – jako zadumanego młodzieńca przygotowującego się do brzemiennej w skutki potyczki z Filistynem. Mieszkańcy Florencji dostrzegli w tej pozie Dawida niezachwianą odwagę, siłę, wytrwałość i spryt. Dla Florentczyków świadomych ciągłego zagrożenia ze strony innych miast-państw taka symbolika była niezwykle ważna. Dawid miał dawać do zrozumienia wrogom, że Florencja sprytem i mądrością jest w stanie pokonać każdego, nawet potężnego Goliata, a tym dla mieszkańców miasta miało być Państwo Kościelne, z którym od lat prowadzono spory – nie bez powodu więc Dawid zwrócony jest twarzą w stronę Rzymu. Posąg dla Florencji stał się symbolem miasta, zaś dla jego autora – popisem jego możliwości technicznych. Po wykonaniu tego zlecenia w stronę Wiecznego Miasta udał się również Michał Anioł.

Niechciana praca

W 1505 r. Buonarroti przybył do Rzymu na zaproszenie samego papieża Juliusza II i miał zająć się projektem papieskiego grobowca. Prace nad mauzoleum przeciągały się, a trzy lata później Ojciec Święty złożył artyście propozycję nie do odrzucenia: ozdobienie freskami sklepienia Kaplicy Sykstyńskiej. Michał Anioł czuł się bardziej rzeźbiarzem niż malarzem, wykręcał się więc od tej papieskiej propozycji, jak mógł, lecz ostatecznie zlecenie przyjął. Zadaniu temu oddał się bez reszty – przez kolejne trzy lata pracował ponad siły, leżąc w niewygodnej pozycji na specjalnie zbudowanym rusztowaniu. Stworzona przez niego na suficie Kaplicy Sykstyńskiej biblijna historia ludzkości przez wieki inspirowała wizualne wyobrażenia o stworzeniu świata, grzechu pierworodnym czy potopie. Do Kaplicy Sykstyńskiej Buonarroti wrócił jeszcze w 1534 r., gdy papież Klemens VII zlecił mu ozdobienie ściany ołtarzowej. Namalowany wówczas Sąd Ostateczny już na zawsze ukształtował ludzkie wyobrażenie o tym wydarzeniu. Ogromny fresk (13,7 m × 12 m) wzbudza zachwyt, a jednocześnie przytłacza i onieśmiela swoją wielkością oraz liczbą postaci (jest ich ponad 400). W dniu odsłonięcia nie wzbudzał jednak powszechnego zachwytu. Sąd Ostateczny stał się najbardziej krytykowanym dziełem Michała Anioła – kontrowersje budziła przede wszystkim nagość przedstawionych postaci. Z tej racji malowidło uznano za nieprzyzwoite i niegodne majestatu Kaplicy Sykstyńskiej. Kwestia „gorszącego” fresku została nawet poruszona na soborze trydenckim, gdzie papież Pius IV nakazał zamalować nagość jego bohaterów. Tego niechlubnego zadania podjął się Daniele da Volterra, który domalował postaciom przepaski biodrowe. Za swój czyn zyskał miano Braghettone (Majtkarz). Domalowane przez da Volterrę elementy usunięto dopiero pod koniec XX wieku, podczas renowacji fresków w Sykstynie.

Gburowaty pracoholik

Buonarroti stał się najbardziej rozchwytywanym artystą swoich czasów, a każde kolejne zlecenie powiększało jego ogromny majątek. Pracował nie tylko jako malarz i rzeźbiarz, ale także jako architekt, m.in. przy projekcie fasady kościoła San Lorenzo, Biblioteki Laurenziana, Palazzo Farnese oraz Bazyliki św. Piotra. Pieniądze jednak go nie cieszyły – służyły do zaspokajania niepohamowanych potrzeb ojca i braci, o których atencję zabiegał do końca swoich dni. Sam żył niczym mnich – na swoje lokum wybierał mieszkania bez wygód, odmawiał sobie nawet drobnych przyjemności i chodził w więcej niż skromnym ubraniu. Praca była dla niego ucieczką od ludzi, a zarazem czynnością, z której czerpał prawdziwą przyjemność i która z czasem stała się formą religijnej ekspresji – w jego dziełach widać drżącą miłość do Stwórcy. Michał Anioł godzinami przebywał w pracowni, czym irytował nawet swoich zleceniodawców. Zresztą jego grubiański charakter nie sprzyjał nawiązywaniu relacji międzyludzkich, o czym sam boleśnie przekonał się już w dzieciństwie. Przebywając na dworze Wawrzyńca, miał w zwyczaju kierować kąśliwe uwagi pod adresem innych młodych artystów. Gdy jak zwykle podopieczni Wawrzyńca udali się do kościoła Santa Maria del Carmine, aby uczyć się rysunku w kaplicy Masaccia, Buonarroti niewybrednie skomentował rysunek Pietra Torrigiano, znanego z wybuchowego temperamentu. Rozwścieczony butną postawą Michała Anioła Torrigiano zacisnął pięść i wymierzył potężny cios w twarz adwersarza – nos młodego Buonarrotiego został pogruchotany, co oszpeciło go na całe życie. Michał Anioł nie wyciągnął z tej lekcji żadnej nauki – arogancja, grubiaństwo i porywczy charakter były głównymi cechami jego osobowości. Artysta potrafił wygarnąć, co myśli, nawet papieżowi. Serdeczne relacje nawiązał tylko z dwiema osobami – Tommasem dei Cavalieri oraz Vittorią Colonną. Oboje poznał, gdy jego kariera była ugruntowana. Cavalieri był szlachcicem, który dla Buonarrotiego stał się pokrewną duszą, zaś z Vittorią połączyła go pasja do sztuki i podejście do religii. Wiele z napisanych przez siebie utworów poetyckich Michał Anioł dedykował właśnie swojej jedynej muzie – Vittorii.

Sztuka drogą do Stwórcy

Wielu z nas patrzy na Boga czy też na stworzenie człowieka oczami Michała Anioła. Jego dzieła ukształtowały w kolejnych pokoleniach wrażliwość na sakralny aspekt sztuki, o czym świadczą niezliczone nawiązania do jego rzeźb i fresków. Dla Michała Anioła piękno, które wydobywał w procesie twórczym, było najdoskonalszą drogą prowadzącą go do Boga. Pracował do ostatnich dni swojego życia. Zmarł 18 lutego 1564 r. w swojej skromnej rezydencji przy Piazza di Macel de' Corvi. Pogrzeb Michała Anioła odbył się z honorami godnymi księcia, a nie zwykłego artysty, co przypieczętowało jego status geniusza sztuki.

Niedziela. Magazyn 9/2025

Dystrybucja

W wersji drukowanej
15 zł

koszt przesyłki zwykłej: 7 zł
koszt przesyłki za pobraniem: 15 zł

W parafiach
Telefonicznie: 34 369 43 51
Mailowo: kolportaz@niedziela.pl

Prenumerata roczna: 60 zł (przesyłka gratis)

W wersji elektronicznej
12 zł

Zamów e-wydanie

Archiwum