Felieton

Zwycięstwo. I co dalej?

Prof. Agnieszka Januszek-Sieradzka
Historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II

Zwycięstwo na polu walki, choć częstokroć rozstrzygało kwestie, których nie potrafiono lub nie chciano rozwiązać za pomocą innych politycznych narzędzi, nigdy nie było pełne, jeśli nie zostało wykorzystane także w wymiarze pozamilitarnym. Zwycięska walka – w zależności od epoki – z użyciem miecza, kopii czy działa, jeśli miała być prawdziwym sukcesem, sukcesem przesądzającym o czymś więcej niż fizyczne rozbicie wroga, obrona czy zdobycie ziem, zmiana, czasami chwilowa, układu sił, musiała okazać się także sukcesem propagandowym.

Dziś słowo „propaganda” ma jednoznacznie pejoratywny wydźwięk, wybrzmiewa w nim jakiś rodzaj kłamstwa i manipulacji. To wątpliwy wkład XX wieku w pojmowanie tego ważnego narzędzia społecznego oddziaływania, które ma swój źródłosłów w łacińskim terminie propagare, oznaczającym rozciąganie, rozszerzanie, krzewienie.

Samo zwycięstwo to za mało. Pełen sukces nie tylko oznaczał udowodnienie swej militarnej przewagi i odniesienie dzięki sile oręża konkretnych terytorialnych, ekonomicznych czy politycznych korzyści, ale także musiał wiązać się z jak najszerszym rozkrzewianiem wiedzy o wygranej, jej okolicznościach i ludziach, którzy za nią stali. Cóż bowiem ze zwycięstwa, niekoniecznie wszak militarnego, które nie zostaje przekute w sukces wizerunkowy, które nie rodzi powszechnie rozgłoszonej chwały zwycięzców.

O sile i znaczeniu propagandowego sukcesu militarnej wiktorii dobrze wiedział Jan III Sobieski, który po odsieczy Wiednia w 1683 r. zrobił wiele, by sukces w walce z Turkami wykorzystać dla budowy pozycji Rzeczypospolitej i swojej własnej przez szereg zabiegów – od słynnego „przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył”, które triumfator spod habsburskiej stolicy kazał przekazać papieżowi, przez powrót do Polski w triumfalnym pochodzie zainscenizowanym na wzór antycznych imperatorów, po liczne zlecenia na wykonanie dzieł artystycznych prezentujących go w pozie zwycięskiego obrońcy chrześcijaństwa.

O tym, że wiktorię na polu walki trzeba wzmocnić rozkrzewianiem jej chwały i sławy, wiedział też 150 lat wcześniej król Zygmunt I Stary, który – nie mając w dorobku starcia na miarę Grunwaldu – zrobił świetny użytek ze zwycięstwa pod Orszą w 1514 r., odniesionego nad liczniejszą armią moskiewską przez połączone siły litewskie i polskie pod dowództwem Konstantego Ostrogskiego. Rozesłał listy o orszańskiej wiktorii do wszystkich najważniejszych władców ówczesnej Europy i skutecznie wykorzystał jej propagandowy sukces do rozbicia antyjagiellońskiej koalicji montowanej przez Habsburgów ponad głowami Polaków i Litwinów. W Muzeum Narodowym w Warszawie szczęśliwie do dziś wisi unikatowy obraz Bitwa pod Orszą, arcydzieło malarstwa batalistycznego, namalowane ok. 1530 r. zapewne na zamówienie Zygmunta Starego.

Wielkim sukcesem propagandowym była też 100 lat wcześniejsza wiktoria grunwaldzka. Ta najważniejsza bitwa średniowiecznej Europy przyniosła także oczywiste korzyści wizerunkowe. A te były dla Władysława Jagiełły, Korony i Litwy nie do przecenienia. Potrzebę opowiedzenia bitwy grunwaldzkiej i jej okoliczności zgodnie z interesem jagiellońskiej monarchii dobrze rozumiały ówczesne polityczne i intelektualne elity. Król słał liczne listy, w których powtarzał i podkreślał łatwo zapadające w pamięć wątki i symbole, jak rozpoznawalne do dziś „dwa nagie miecze”, symbol krzyżackiej pychy; Jan Długosz w swych monumentalnych Rocznikach szczegółowo opisał konflikt z zakonem i jego grunwaldzkie apogeum ze szczególnie podkreślaną Bożą interwencją na korzyść sił polskich i litewskich, zadbano o powstanie odrębnej kroniki poświęconej tylko tej kwestii, a twórcy polskiej szkoły prawa międzynarodowego mistrzowsko bronili polskiej racji stanu i wizerunku Królestwa Polskiego nadszarpniętego oskarżeniami skutecznie rozsiewanymi przez krzyżaków w całej Europie. W październiku monarcha urządził ucztę dla jeńców spod Grunwaldu, by pokazać jednocześnie swą siłę i łaskawość, chorągwie zdobyte pod Grunwaldem zawisły w katedrze wawelskiej przy grobie św. Stanisława, patrona Ojczyzny, inne trofea i wota trafiły do różnych świątyń w kraju, a w Lublinie w latach 1412-26 powstał pierwszy upamiętniający to zwycięstwo pomnik – ufundowany przez monarchę i wzniesiony przez krzyżackich jeńców kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej.

Trzy epoki, trzy bitwy, trzy zwycięstwa, każde przedłużone o konieczny dla ich wykorzystania bój także o wizerunkową wygraną. Na sile i znaczeniu każdej wiktorii ważyła walka nie tylko orężem, ale także słowem i obrazem, kształtującymi teraźniejszą i budującymi przyszłą o nich pamięć. W XV wieku elity intelektualne państwa Władysława Jagiełły zabiegały o pozytywny wizerunek ich państwa na arenie międzynarodowej. W XVI wieku Zygmunt Stary nie miał wątpliwości co do siły oddziaływania obrazu, który skuteczniej niż elitarne słowo przemówi do odbiorcy i zapadnie mu w pamięć. W XVII stuleciu Jan III Sobieski nie wahał się, by z rozmachem, dumą i mocą celebrować zwycięstwa i budować na nich narodową dumę i wspólnotę chrześcijańskich wartości. A my? Jak dziś budujemy pozytywny wizerunek naszej Ojczyzny? Czy umiemy wykorzystać do tego własne dokonania dawne i współczesne?

Niedziela. Magazyn 6/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum