Puls historii

Znak zapowiadający apokalipsę – brak „hamulca sumienia”

Prof. Grzegorz Kucharczyk
Historyk, Instytut Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN

Zwolnienie „hamulców sumienia” zawsze prowadzi do rewolucji i ostatecznie do wojny. Jakie inne znaki czasu zapowiadały konflikty światowe?

Pod datą 29 lipca 1914 r. księżna Maria Lubomirska, małżonka księcia Zdzisława Lubomirskiego, zanotowała w swoim dzienniku: „Włosy mi się na głowie piętrzą devant l’Inconnu [przed nieznanym]! Noce są fatalne, ciemność staje się widmem. Ale Zdziś jeszcze powątpiewa w wojnę – sądzi, że monarchowie założą hamulec sumienia”. Nie założyli. W ciągu kilku najbliższych dni największe mocarstwa europejskie znalazły się w stanie wojny z sobą. Niemcy z Rosją i Francją, Austro-Węgry z Rosją, Wielka Brytania z Niemcami i Austro-Węgrami. Rozpoczął się konflikt zbrojny, który z racji działań na niespotykaną skalę, zaangażowanych środków i ofiar aż do 1939 r. najczęściej określany był mianem Wielkiej Wojny. Po wybuchu wojny rozpętanej przez Hitlera i Stalina zaczęto określać ten konflikt mianem pierwszej wojny światowej, by odróżnić ją od tej, która była wynikiem zmowy dwóch totalitarnych mocarstw.

Na początku jest rewolucja

Jak do tego doszło, że Europa – kontynent na początku XX wieku prosperujący pod każdym względem, przodujący jako wyznacznik trendów cywilizacyjnych – pogrążyła się w krwawym konflikcie, który na kilkadziesiąt lat zdetronizował Stary Kontynent jako przestrzeń pokoju, stabilizacji i dobrobytu? Czy były jakieś znaki zapowiadające nadciągającą apokalipsę?

Tak, były. A pierwszy z nich pojawił się ponad sto lat przed wybuchem Wielkiej Wojny. Pod koniec XVIII wieku po raz pierwszy Europa była świadkiem zbiorowej rezygnacji z zaciągania „hamulca sumienia” przez monarchów największych mocarstw. Chodzi o rozbiory Polski, które były – jak pisał Zygmunt Krasiński – „odspołecznieniem społeczeństwa europejskiego”, „pierwszym krokiem w niegodziwości”, który „wyprzedził i przyspieszył wszystkie inne”. Nie było nic bardziej przeciwnego duchowi chrześcijaństwa jak rozbiór Polski – można powtórzyć za autorem Nie-Boskiej komedii. W ten sposób rewolucjoniści w koronach przygotowywali grunt pod przewrót rewolucyjny, który kilkanaście lat po pierwszym rozbiorze wstrząsnął najpotężniejszą monarchią chrześcijańską (Francją).

Geopolityczne konsekwencje braku sumienia

Dokonany przez Rosję, Prusy i Austrię akt politycznego kanibalizmu był również rewolucją geopolityczną w Europie Środkowej. Jeśli spojrzeć na ciąg wydarzeń, które doprowadziły w 1914 r. do wybuchu pierwszej wojny światowej – rywalizacja Rosji oraz Austro-Węgier na Bałkanach, gwałtowne szukanie przez Rzeszę Niemiecką „swojego miejsca pod słońcem”, zaniepokojenie niemieckich sztabowców rosnącą potęgą gospodarczą i militarną rosyjskiego kolosa, z którym Niemcy bezpośrednio graniczyły – to należy dojść do wniosku, że wszystkie te procesy były konsekwencją zniszczenia równowagi politycznej w Europie Środkowej w wyniku rozbiorów Polski.

Prusy bez polskiego Pomorza, z granicą Rzeczypospolitej biegnącą niewiele ponad sto kilometrów od Berlina, nie byłyby w stanie stać się hegemonem pośród innych państw niemieckich i finalnie doprowadzić w 1871 r. do powstania zjednoczonej Rzeszy Niemieckiej, co było kolejną rewolucją geopolityczną w samym centrum Europy (Benjamin Disraeli). Bez zjednoczenia Niemiec przez Prusy nie byłoby chęci rewanżu ze strony Francji (za zabór Alzacji i Lotaryngii). Nie byłoby wypchnięcia Austrii z Niemiec i skierowania jej ekspansji na Bałkany, gdzie zderzyła się z imperialnymi ambicjami Rosji.

Petersburg nie byłby zaś w stanie podejmować w długim XIX stuleciu kolejnych prób ekspansji w kierunku cieśnin czarnomorskich i Konstantynopola, gdyby blisko wybrzeży Morza Czarnego ze swoimi ruskimi województwami ciągle była obecna Rzeczpospolita. Dwa egoizmy geopolityczne ubrane w słowa o „zbieraniu ziem ruskich” (Rosja) i „zaokrąglaniu terytoriów” (Prusy) doprowadziły w 1795 r. do sytuacji, że po raz pierwszy te obydwa zaprogramowane na ekspansję mocarstwa stały się bezpośrednimi sąsiadami. Latem 1914 r. niemiecki Sztab Generalny wymógł na politycznym kierownictwie cesarskiej Rzeszy Niemieckiej decyzję o ultimatum, a następnie o wypowiedzeniu wojny Rosji (1 sierpnia 1914 r.). To zaś uruchomiło kolejne deklaracje wojenne.

Dlaczego jednak niemieccy generałowie taki nacisk wywierali? Bo przestraszyli się wdrożonej przez Rosję pod koniec lipca 1914 r. procedury „przygotowań do mobilizacji”, co de facto było mobilizacją. Oznaczało to początek wyścigu z czasem. Kto pierwszy się zmobilizuje i uderzy. Tego koszmaru wojny na dwa fronty (przeciw Rosji i Francji) Niemcy jednak nie przeżywałyby, gdyby nie było wspólnej granicy niemiecko-rosyjskiej. Ta zaś zaistniała na skutek zniszczenia pod koniec XVIII wieku państwa polskiego przez monarchie Romanowów, Hohenzollernów i Habsburgów. W latach 1914-18 Nemezis dziejowa wystawiła im za to krwawy rachunek.

„Najgłębszy i ostateczny powód zła” – odrzucenie prawa naturalnego

Dokonana bez jakichkolwiek hamulców sumienia rewolucja geopolityczna w Europie Środkowej była puszką Pandory, którą otworzono latem 1914 r. Klęski, które wtedy spadły na świat (na nasz kontynent przede wszystkim), to nie tylko miliony ofiar poległych na frontach, ale i pojawienie się na arenie dziejów straszliwego zjawiska w postaci totalitaryzmów. Pierwsze totalitarne państwo na świecie – Rosja bolszewicka – które uczyniło z ludobójczego terroru stałą metodę rządzenia, zaistniało w czasie pierwszej wojny światowej (1917 r.). Drugie – narodowo socjalistyczne Niemcy – nie powstałoby, gdyby miliony Niemców nie żyły po 1918 r. w przeświadczeniu, że wojna tak naprawdę się nie skończyła, a niemiecka armia nie została pokonana w polu, tylko zdradziecko zadano jej cios w plecy. Skłania to niektórych historyków do rozpatrywania dwóch wojen światowych jako jednego wielkiego konfliktu – drugiej wojny trzydziestoletniej (1914-45) przedzielonej dwudziestoletnim rozejmem (1919-39).

Nie ma tutaj miejsca, by rozstrzygać to zagadnienie. Warto jednak zwrócić uwagę, że XX-wieczni papieże, których pontyfikaty przypadły na okres dwóch światowych wojen – Benedykt XV (1914-22) oraz Pius XII (1939-58) – wskazywali na podobne przyczyny, które ostatecznie zaowocowały śmiercią dziesiątków milionów ludzi na całym świecie. Pierwszy z wymienionych papieży w swojej programowej encyklice Ad beatissimi apostolorum (1914 r.) wśród rozmaitych przejawów „zwyrodnienia myśli i czynów”, które ostatecznie doprowadziły do wybuchu Wielkiej Wojny, jako „najzgubniejszy błąd wszczepiony w umysły” wymieniał pogląd głoszący, że „człowiek nie ma się spodziewać szczęśliwego żywota wiecznego” i że „tylko tu, na ziemi, wolno mu być szczęśliwym przez używanie bogactw, zaszczytów, rozkoszy tego żywota”.

Wyrażający się w ten sposób rozdział społeczeństw i ich kultury od wymiaru transcendentnego sączony był – jak podkreślał Benedykt XV – „przez przewrotność szkół, w których miękki jak wosk wiek młodzieńczy kształtuje się, i przez niegodziwą prasę, za pośrednictwem której codziennie lub w pewnych odstępach czasu urabia się ducha niedoświadczonych mas ludności”. Papież nawiązywał w ten sposób do fatalnych skutków rewolucji laicyzmu, wprowadzanej odgórnie w czasie kolejnych odsłon antykatolickich wojen o kulturę (kulturkampfów) w Europie przełomu XIX i XX wieku.

Papież Pius XII w encyklice Summi pontificatus opublikowanej w październiku 1939 r., a więc niecały miesiąc po tym, jak dwa totalitarne państwa (Rzesza Niemiecka oraz Związek Sowiecki) dokonały na gruzach Polski rozdzielenia „stref wpływów” w Europie Środkowej, rozpętując tym samym światowy konflikt zbrojny, w następujący sposób rysował krajobraz duchowy i kulturowy świata zachodniego, który doprowadził do tej globalnej katastrofy: „Państwo i społeczeństwo dostosowywało się we wszystkim do dowolnych haseł i teorii tak zwanego laicyzmu, a proces ten postępował coraz szybciej i spotykał się z ogólnym uznaniem. Prąd laicyzacji życia doszedł wreszcie aż do tego, że od ożywczego i dobroczynnego wpływu Boga i Kościoła odwiódł pojedynczego obywatela, rodzinę i państwo (...). W wyniku odrzucenia autorytetu Boskiego i obowiązującej mocy Jego prawa władza państwowa z konieczności uzurpuje sobie uprawnienia absolutne i nikomu niepodległe, które należą się tylko i jedynie Najwyższemu Stwórcy. Skoro zaś państwo zajmie miejsce Stwórcy, stawia dobro publiczne lub społeczeństwo jako cel całości życia człowieka i jako najwyższą i ostateczną normę ustawodawstwa i moralności, zakazując i usuwając wszystko, co odwołuje i odnosi się do reguły naturalnego rozumu i do chrześcijańskiego sumienia”.

To „niegodziwe i zaiste zbrodnicze usiłowanie zbyt dużej ilości ludzi, by pozbawić Chrystusa Jego królewskiej władzy”, zaowocowało „zaprzeczeniem i odrzuceniem jednolitej i dla wszystkich wspólnej normy prawości obyczajów zarówno w prywatnym życiu poszczególnych ludzi, jak i w stosunkach państwowych i międzypaństwowych, mianowicie prawa natury”. To zaś – podkreślał Pius XII w pierwszym miesiącu drugiej wojny światowej – jest „najgłębszym i ostatecznym powodem zła dręczącego dzisiejsze społeczeństwa”. W ten sposób nawiązywał on do wielkiego nauczania swojego bezpośredniego poprzednika – Piusa XI, który w swoich antytotalitarnych encyklikach wskazywał, że grunt pod rozwój komunizmu i nazizmu przygotowało odrzucenie prawa naturalnego przez tych, którzy w imię „rozdziału Kościoła od państwa” zanegowali uniwersalne normy moralności prywatnej i publicznej.

Niedziela. Magazyn 6/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum