Tajemnice historii

Zawsze kochałem Polskę

Dr Andrzej Sznajder
Dyrektor Oddziału IPN w Katowicach

Śmierć prymasa Augusta Hlonda przyszła nagle. W sytuacji, w jakiej po II wojnie światowej znalazła się Polska, można powiedzieć, że była na rękę komunistom. Czy to oni maczali w tym palce? Wydaje się to mało prawdopodobne i trudne do udowodnienia.

Jestem zdrowszy niż przed wojną, chociaż mi lata idą” – napisał kard. August Hlond wiosną 1947 r. do swojego lekarza dr. Stanisława Tuszewskiego. Półtora roku później – 13 października 1948 r. – nagle poczuł się źle. Zdiagnozowano u niego ostre zapalenie wyrostka robaczkowego, który zoperowano następnego dnia w Szpitalu Sióstr Elżbietanek w Warszawie. Stan zdrowia prymasa nadal był bardzo poważny. Nie pomagały najnowocześniejsze antybiotyki dostarczone z Krakowa za sprawą kard. Adama Sapiehy. Stwierdzono ogniska zapalne w płucach. 20 października poddano go kolejnej operacji, przy częściowym tylko znieczuleniu, ponieważ był zbyt słaby, by zastosować pełną narkozę. Następnego dnia przyjął Wiatyk. Jego stan zdrowia nadal się pogarszał, i to gwałtownie. Prymas miał świadomość zbliżającej się śmierci. 22 października powiedział do obecnych przy nim: „W obliczu śmierci trzeba być radosnym. Wszystkich nas to spotka. Trzeba śmierć godnie przyjmować, ona jest przejściem do lepszego życia. Jest drogą do wieczności. (…) Zawsze pracowałem dla Kościoła św., dla rozszerzenia Królestwa Bożego, dla Polski, dla dobra narodu polskiego. (…) Zawsze kochałem Polskę i będę się w niebie o nią modlił”. Prymas zmarł tego samego dnia o godz. 10.30. Miał 67 lat.

Nowa władza czuła się niepewnie

Śmierć prymasa była ogromnym zaskoczeniem – zarówno dla duchowieństwa, jak i dla wiernych. Trudno zaprzeczyć, że była ona na rękę komunistom. W sytuacji narastających od 1945 r. napięć w relacjach Kościoła z władzami komunistycznymi nie dziwi, że zaczęły się pojawiać plotki o zgładzeniu prymasa na polecenie komunistów. W istocie, śmierć kard. Hlonda, cieszącego się autorytetem w kraju i zaufaniem Stolicy Apostolskiej, poważnie osłabiła pozycję Kościoła katolickiego w Polsce. Tym samym ułatwiła komunistom wdrażanie planu pełnego podporządkowania sobie struktur Kościoła.

Mimo tych wszystkich okoliczności hipoteza o „wykończeniu prymasa” przez komunistów wydaje się mało prawdopodobna i trudna do udowodnienia. Pierwsze lata powojenne – 1945-49 – nie były jeszcze okresem otwartej walki z Kościołem. Historycy określają je jako okres polityki względnie liberalnej lub polityki „mijania się państwa i Kościoła, materii i ducha”. Władze zezwoliły m.in. na powrót religii do szkół, wznowienie działalności KUL w Lublinie, wyłączono grunty należące do Kościoła spod rygorów dekretu o reformie rolnej, a w 1948 r. ukazywało się w Polsce 8 tygodników katolickich o łącznym nakładzie 335 tys. egzemplarzy. Spontanicznie odradzały się stowarzyszenia katolickie: Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej, koła ministrantów, struktury Caritas Academica, sodalicje mariańskie, Iuventus Christiana. Aparat bezpieczeństwa był jeszcze zbyt słaby, by skutecznie przeciwdziałać tym oddolnym inicjatywom.

Pełna treść tego artykułu w wersji drukowanej
lub w e-wydaniu.

Niedziela. Magazyn 5/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie