
W okresie PRL zakony były szczególnie znienawidzone przez władze. Dlaczego? I jak komuniści walczyli z zakonnicami?
Zakony i zgromadzenia zakonne miały konkretne reguły funkcjonowania i tworzyły z natury swojej dość hermetyczne struktury, które w ocenie komunistów mogły być skutecznym bastionem obronnym w procesie planowanej laicyzacji kraju. Zakonnice i zakonnicy cieszyli się w Polsce dużym autorytetem, bo przez wieki byli nieodłącznym elementem życia społecznego. Prowadzili: szkoły, sierocińce, szpitale, przychodnie, poradnie, domy wsparcia dla ubogich. Komuniści chcieli to zmienić za wszelką cenę.
Zniszczyć zakony
Ideolog zbrodniczego systemu komunistycznego Karol Marks stwierdzał mocno: „Religia jest sercem nieczułego świata, jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu. Prawdziwe szczęście ludu wymaga zniesienia religii jako urojonego szczęścia ludu”. Namiestnicy Kremla, którzy w wyniku tragicznych dla Polski układów jałtańskich, pod osłoną sowieckich bagnetów instalowali nad Wisłą ustrój „sprawiedliwości społecznej”, byli wyjątkowo posłuszni temu wskazaniu. Antykościelna i antyreligijna akcja komunistów przybrała na sile po sfałszowanych przez nich wyborach parlamentarnych w 1947 r. „Najbardziej intensywną pracę polityczną prowadzi kler wśród uczniów gimnazjów prowadzonych przez klasztory – napisała w 1948 r. osławiona w walce z Kościołem płk Julia Brystygier, dyrektor Departamentu V Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Zakonnicy i zakonnice starają się wychować w szkołach klasztornych kadry bezwzględnie posłusznych i oddanych reakcji ludzi. Wychowankowie zamkniętych zakładów zakonnych stanowią często aktyw rozmaitego rodzaju reakcyjnych organizacji”. Instrukcję otrzymali wszyscy szefowie wojewódzkich urzędów bezpieczeństwa. Przykłady „rozprawy” z zakonami przychodziły z innych krajów tzw. demokracji ludowej. Na Litwie, włączonej wprost do Związku Sowieckiego, już w 1949 r. władze zlikwidowały wszystkie zakony. Rok później w Czechosłowacji komuniści zrealizowali w dwóch etapach „Akcję K” i „Akcję R”, przejmując na własność państwa wszystkie klasztory i internując zakonnice i zakonników. Podobnie postąpiono na Węgrzech, gdzie uwięziono ponad 2 tys. osób życia konsekrowanego i zlikwidowano 63 zgromadzenia męskie i żeńskie. Z zachowanych dokumentów bezpieki wynika, że w podobny sposób zamierzano postąpić w Polsce. Sondażową akcję rozpoczęto w sierpniu 1954 r. w czasie apogeum komunistycznego terroru.
Operacja X-2
W wyniku dyktatów jałtańskich Polska straciła połowę swego przedwojennego terytorium. Na anektowanych przez ZSRS dawnych Kresach wschodnich znajdowało się ponad 300 klasztorów i domów zakonnych. Zakonnice i zakonnicy zostali zmuszeni do ich opuszczenia i osiedlania się w powojennych granicach Polski. Najczęściej trafiali na tzw. ziemie odzyskane. Tutaj prowadzili dalej swoje działania duszpasterskie, charytatywne i społeczne. 30 lipca 1954 r. premier Józef Cyrankiewicz osobiście podjął decyzję: blisko 1,5 tys. sióstr zakonnych z Górnego i Dolnego Śląska oraz Opolszczyzny miało w ciągu jednego dnia być zatrzymanych i wywiezionych do kontrolowanych przez władze miejsc odosobnienia. Cztery dni później akcja ruszyła. Siostry z dziesięciu zgromadzeń wywieziono do „klasztorów scentralizowanych”, a pozostawione 323 domy zakonne przejęło państwo. „Klasztory scentralizowane” były eufemizmem. W istocie były to obozy pracy stworzone w klasztorach, z których przez kilka wcześniejszych dni usuwano siłą dotychczasowych mieszkańców. Zakonnice trafiły do: Dębowej Łąki, Gostynia, Kobylina, Otorowa, Stadnik, Wieliczki i do Staniątek. Tutaj pod nadzorem różnych państwowych spółdzielni miały pracować w ramach tzw. akcji produktywizacji na rzecz państwa. Wykształcone lekarki, pielęgniarki, nauczycielki, przedszkolanki miały się zajmować krawiectwem, choć zdarzało się, że zmuszane były do prac rolnych w pobliskich PGR-ach. Jako oficjalny powód akcji władze podały, że siostry są... rewizjonistkami niemieckimi, co oczywiście było kłamstwem, bo większość z nich pochodziła z Kresów wschodnich. Z kolei przymus pracy miał utrwalać powielany przez komunistów od lat stereotyp, że każda osoba duchowna jest „darmozjadem”. Siostry przebywały w urągających godności warunkach: bez ogrzewania, w ciasnych pomieszczeniach, często pozbawiane dostępu do wody i urządzeń sanitarnych. Władze nie pozwalały na to, aby niesiona im była jakakolwiek pomoc z zewnątrz. Jednocześnie podjęto intensywne działania, aby namawiać je do porzucenia stanu zakonnego. Operacja X-2 miała być kontynuowana wobec wszystkich zgromadzeń znajdujących się na terenie Polski. Bezpieka pracowała nad tym wytrwale, a apogeum operacji miało się odbyć w drugiej połowie 1956 r. Tak się jednak na szczęście nie stało. W 1956 r., gdy komuniści uwolnili z Komańczy kard. Stefana Wyszyńskiego, wymusił on na Władysławie Gomułce, aby siostry opuściły „obozy pracy”, co stało się z początkiem 1957 r.
Na ławie oskarżonych
Represje wobec osób życia konsekrowanego przybierały też bardziej dramatyczne formy. W 1948 r. aresztowana została s. Izabela Łuszczkiewicz. W czasie wojny zaangażowana była w działalność niepodległościową w Armii Krajowej, a po wojnie wspierała Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”. Postawiono jej zarzut „szpiegostwa na rzecz Niemiec i Watykanu” i w tzw. procesie kiblowym odbywającym się nie na sali sądowej, ale w celi więziennej skazano ją na trzykrotną karę śmierci, zamienioną później na dożywocie. „Czekając na wykonanie wyroku przez trzy miesiące, byłam ustawicznie wywoływana wieczorami, iż niby idę na wykonanie wyroku – wspominała. – Byłam pozbawiona sakramentów św. i nie miałam ani medalika, ani różańca, ani żadnego przedmiotu kultu religijnego”. Wyniszczona pobytem w kazamatach zmarła tuż po ogłoszeniu amnestii w 1957 r. Podobny los spotkał 11 sióstr, które w 1953 r. komuniści posadzili na ławie oskarżonych w sfingowanym pokazowym procesie biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka. W śledztwie były bite, głodzone, podawano im środki pseudofarmakologiczne, aby wymusić zeznania. Większość z nich zmarła tuż po wyjściu z więzienia. „Zdechniesz w więzieniu jak pies” – krzyczeli ubecy do s. Izabeli Machowskiej, którą na siłę próbowali uczynić „świadkiem koronnym” w procesie biskupa. „Ale jeśli się przyznasz, warunki natychmiast się zmienią. Nierzadko bywało, że właśnie wtedy, kiedy głód po prostu skręcał człowiekowi kiszki, oficer śledczy kazał sobie przynosić smakowite kotlety, szynkę i zjadał to przy mnie w czasie śledztwa, aby powiększyć cierpienie głodu” – wspominała zakonnica. O współpracę z podziemiem niepodległościowym oskarżono też s. Marię Herminę Olejnik oraz s. Beatrix Jadwigę Kirkor i skazano na wieloletnie więzienia, osadzając je w celach z najgorszymi kryminalistami.
Nękanie
„Nie możemy się zgodzić na nauczanie przez zakony. Zakonnik i zakonnica to inny człowiek” – stwierdził Władysław Gomułka podczas spotkania z kard. Stefanem Wyszyńskim. Mówił te słowa siedem lat po tzw. październikowej odwilży, w wyniku której terror komunistyczny zelżał. Ale chęć wyeliminowania osób życia konsekrowanego z przestrzeni społecznej się nie zmieniła. Trwała przez cały PRL, choć miała różne odsłony. W sierpniu 1949 r. władze komunistyczne uznały, że zakony powinny być podporządkowane przepisom prawa o stowarzyszeniach świeckich, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Interweniujących w tej sprawie biskupów pouczył minister administracji publicznej, zagorzały komunista Władysław Wolski, stwierdzając: „Na terenie państwa obowiązują określone prawa i nie może być sytuacji, w której pewne organizacje były ściśle zamknięte same w sobie”. Rok później, na podstawie ustawy o przejęciu przez państwo tzw. dóbr martwej ręki, zakony utraciły należące do nich od stuleci ziemie i gospodarstwa, będące najczęściej źródłem ich utrzymania. W tym samym czasie zlikwidowano szkoły prowadzone przez zgromadzenia zakonne, później wycofano nauczanie religii w szkołach a w 1960 r. usunięto pielęgniarki zakonne ze szpitali. Szczególną wagę komuniści przywiązywali do kwestii edukacji prowadzonej przez zgromadzenia. Na posiedzeniu KC PZPR w 1961 r. stwierdzono mocno: „Zabrać zakonnicom te dzieci i młodzież, które wychowują. Zakony się rozrastają, bo dotychczas nic nie zrobiono, aby ograniczyć ich rozwój. Zakony robią, co chcą , a my ich nie kontrolujemy”. Odpowiedzią na te opresje były słowa kard. Stefana Wyszyńskiego wypowiadane wielokrotnie podczas spotkań z osobami życia konsekrowanego: „Nie lękajcie się jazgotu władz wobec Kościoła. Wszystkich was wzywam do modlitwy. I wy, siostry, to czynicie, wygniatając kolanami posadzkę w kaplicy Matki Boskiej Jasnogórskiej”.