Felieton

Włoskie dzieciństwo polskiej królowej

Prof. Agnieszka Januszek-Sieradzka
Historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II

Gdy w kwietniu 1518 r. 24-letnia księżniczka Bona Sforza stawała na ślubnym kobiercu u boku Zygmunta Starego, króla Polski i wielkiego księcia litewskiego, pewnie nikt nie przypuszczał, że ta złotowłosa piękność odciśnie tak głębokie piętno na historii swej nowej ojczyzny, w której spędzi niemal 40 lat. Ojczyzny, w której rolą królowej było wieść życie ciche i pobożne – rodzić dzieci, wspomagać ubogich, świadczyć uczynki miłosierdzia, dawać przykład religijnej gorliwości i nie wychodzić z mężowskiego cienia. A ona – jak od dziecka przekonywali ją wychowawcy – urodziła się, by rządzić mężczyznami.

Bona wywodziła się z rodziny słynącej z niezwykłych kobiet, które nie tylko nie pozostawały w cieniu mężczyzn, ale dowodziły wojskiem, jak prababka polskiej królowej – Bianka Maria; były wybitnymi intelektualistkami, jak jej babka – Hipolita Maria czy stryjeczna siostra – Hipolita; rządziły państwem przez wpływ na mniej uzdolnionych mężów, jak jej cioteczna babka – Ginewra czy wprost za nich, jak jej ciotka Katarzyna.

Bona była córką Izabeli Aragońskiej, spokrewnionej z najznakomitszymi europejskimi domami i słusznie odczuwającej z tego powodu dumę, mimo małżeństwa o znamionach mezaliansu. Książę Mediolanu Gian Galeazzo Sforza w niczym nie przypominał swych odważnych i ambitnych przodków. Po jego śmierci, kilka miesięcy po narodzinach Bony, kontrolę nad osieroconą rodziną i całym księstwem przejął Ludovico Sforza, ten sam, któremu my zawdzięczamy naszą „Damę z gronostajem”, a Mediolan – silne i bezwzględne rządy. Izabela przeniosła się najpierw do Neapolu, a gdy Bona miała 8 lat – do Bari i to tam, w niebezpiecznym miejscu i niespokojnych czasach wojen włoskich, dorastała mała Sforzówna.

Od dziecka, otoczona członkami domów panujących i osobami z królewską krwią w żyłach, miała niezachwiane przekonanie, że sprawowanie władzy jest tak oczywiste jak oddychanie. W czasie, gdy młode Jagiellonki na krakowskim dworze modliły się, haftowały, czytały żywoty świętych i przygotowywały się do roli żon i matek, Sforzówna, najpierw pod opieką matki, a później uczonych preceptorów, poznawała też literaturę starożytną i humanistyczną, prawo, administrację, nauki przyrodnicze, matematykę, historię, teologię i geografię. Jej nauczycielem został w 1506 r. Crisostomo Colonna, humanista, pedagog i poeta, a rok później dołączył do niego lekarz i filozof Antonio de Ferraris. To właśnie on nie miał wątpliwości, że Bona urodziła się, by rządzić mężczyznami. W 1516 r., gdy 20-letnia Sforzówna zakończyła swą edukację, nauczyciel wystawił jej wyjątkowo pochlebne świadectwo, stwierdzając, że księżniczka jest bardzo uczona, umie na pamięć cztery księgi Wergiliusza, liczne listy Cycerona, epigramaty różne, dużo dzieł włoskich, a także poezje Petrarki, pisze i wysławia się w sposób uczony. Nie wychowywano jej na ukrytą w cieniu kapłankę domowego ogniska, od dziecka bowiem czyniono z niej przyszłą władczynię.

Dzieciństwo Bony, choć znaczone śmiercią rodzeństwa, wojennym zagrożeniem, walką jej matki o zachowanie pozycji i majątku i ustawicznym przygotowywaniem się do sprawowania władzy, miało też wiele urokliwych momentów, właściwych dzieciństwu w każdych czasach i w każdym miejscu. Wiadomo, że mała Sforzówna bawiła się lalkami, a jako dziesięciolatka dostała od swej ciotki, Lukrecji Borgii, piękną drewnianą lalkę, dużą i kunsztownie malowaną przez rzymskiego artystę malarza, a do tego zaopatrzoną w zestaw sukienek z najdroższych tkanin i uszytych według najnowszych trendów. Matka dbała o to, by Bona nie dojrzewała w ciężkiej i przygnębiającej atmosferze życiowych nieszczęść i zagrożeń – księżniczka nabierała towarzyskiej ogłady na gwarnym i wesołym dworze w Neapolu, gdzie została nawet główną bohaterką powieści, a jeden z młodzieńców uwiecznił ją w specjalnie skomponowanym dla niej wierszu. Ponadto świetnie tańczyła, grała na instrumentach, wyśmienicie jeździła konno i gustowała w polowaniach.

Nie dziwi zatem, że matka tak boleśnie doświadczona katastrofami, które dotknęły rodzinę Sforzów i włoskich Aragonów i która tak starannie przygotowywała swą córkę do dorosłego życia, długo szukała dla niej właściwej życiowej szansy. Wśród rozważanych przez Izabelę kandydatów do ręki Bony znaleźli się i papieski brat, i papieski bratanek, i książę Mediolanu, i infant kastylijski, a w 1515 r., po śmierci pierwszej żony, listę tę zasilił Zygmunt I, król Polski i wielki książę litewski z dynastii Jagiellonów, jednej z pierwszych w ówczesnej Europie. Niedługo później Bona stanęła nad Wisłą i niewiele czasu upłynęło, nim polskie elity ubolewały zgodnie, że królowa „nie ma niewieściego usposobienia”. Wykształcona, o ukształtowanej osobowości, ambitna i niespętana polskim stereotypem roli i miejsca kobiety, stała się trudnym wyzwaniem dla współczesnych.

Niedoceniana do dziś, w 530. rocznicę urodzin, zasługuje nie tylko na rocznicowe wspomnienie, ale nade wszystko na opowieść pozbawioną uprzedzeń i cienia „czarnej legendy”. Bo jej rola w historii naszego kraju doprawdy nie sprowadza się do przywiezienia do Krakowa włoskiego temperamentu, włoskiej muzyki, włoskich ogrodów i włoskiej kapusty.

Niedziela. Magazyn 7/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum