Tajemnice historii

Uprowadzenie Maryi

Bogdan Kędziora
Historyk, publicysta

To niezwykła historia, którą można by zaliczyć jedynie do legend powstałych w skłonnych do religijnej egzaltacji głowach XVII-wiecznej szlachty.

I faktycznie moglibyśmy patrzeć na nią jak na jedną z legend, gdyby jej treść nie wpisywała się idealnie w sarmacką pobożność oraz gdyby nie dotyczyła ona nadprzyrodzonych owoców realnej obecności Matki Bożej w znaku Jej obrazu w podlaskim Kodniu. I co najważniejsze, jest to historia miłości, może zbyt szalonej, pełnej afektów, ale jednak miłości, z której Bóg wyprowadził wielkie dobro.

SARMACKIE NIEBO, SARMACKA WRAŻLIWOŚĆ

Szlachta nasza była w tym czasie bardzo pobożna, co przejawiało się w systematycznym jej udziale w praktykach religijnych, w korzystaniu z sakramentów oraz w wyobrażeniach dotyczących życia i śmierci, wyrosłych na pojęciach pochodzących z chrześcijańskiej teologii i kultury, która miała w tym czasie charakter głęboko religijny. To z tego okresu pochodzą fundowane przez szlachtę kalwarie w wielu miejscach Rzeczypospolitej oraz kościoły z ołtarzami z czarnego marmuru. Religijnej gorliwości sprzyjały niespokojne czasy, pełne wojen i kataklizmów naturalnych. Krótkotrwałość i niestabilność egzystencji, a zwłaszcza bliskość śmierci sprawiały, że wiara stawała się naturalnym oparciem, wręcz drogowskazem i gwarancją bezpieczeństwa we wszystkich sprawach. Jak twierdzi jeden ze znawców tematu, szlachta miała na wskroś chrześcijański stosunek do śmierci: „Sarmata odchodził z godnością. Pomagała mu w tym dziecięca wiara w miłosierdzie Boskie i wstawiennictwo Najświętszej Panny. Śmierć była dla niego jedynie przejściem do innego, lepszego świata i czasową rozłąką z najbliższymi oraz spotkaniem z tymi, którzy już odeszli. Trzeba było tylko starać się o zmniejszenie kary czyśćca przez odpusty, modły tych, którzy zostali, donacje na pobożne cele, zależnie od możliwości umierającego”. Bliskość i obecność zmarłego materializowała się w niespotykanych poza Rzecząpospolitą portretach trumiennych, z których tworzono rodzinne genealogie. W sarmackim wyobrażeniu nieba i we wrażliwości religijnej, przenikniętej dumą z Rzeczypospolitej jako przedmurza chrześcijańskiej Europy, szczególne miejsce zajmował kult Matki Bożej, którą brać szlachecka uważała za szczególną Opiekunkę, a kult maryjny, zwłaszcza od czasu obrony Jasnej Góry przed Szwedami w 1655 r. i od ślubów Jana Kazimierza we Lwowie, nabrał charakteru narodowego.

UPROWADZONA MATKA

W ten kontekst wpisuje się niezwykła historia litewskiego magnata z rodu Sapiehów – Mikołaja, znanego też pod przydomkiem Pobożny, opisana najpierw przez jednego z jego potomków na początku XVIII wieku, a następnie spopularyzowana przez Zofię Kossak--Szczucką w powieści Błogosławiona wina, napisanej w 1924 r.

„W czasie zarazy papież Urban VIII kazał wynieść w procesji na ulice Wiecznego Miasta słynący cudami obraz Matki Bożej Gregoriańskiej, zwanej też Matką z Guadalupe (hiszpańskiego miasta – B. K.), by zatrzymać chorobę. I stał się cud”. Bohater naszej opowieści Mikołaj Sapieha w czasie budowy fundowanego przez siebie kościoła św. Anny w Kodniu poważnie zachorował i postanowił udać się w pielgrzymce do Rzymu, by wyprosić przed cudownym obrazem swoje uzdrowienie. Zaproszony przez samego papieża do jego prywatnej kaplicy na nabożeństwo, żarliwie modlił się przed wspomnianym wcześniej obrazem Matki Bożej i doświadczył łaski. Został uzdrowiony, co bez żadnych wątpliwości przypisał nadprzyrodzonej interwencji Pośredniczki łask. Ogromne przeżycie duchowe musiało wstrząsnąć uzdrowionym tak bardzo, że całym swym szczerym i wdzięcznym sercem zapragnął cudowny obraz mieć w Kodniu. Według jednej wersji, miał zwrócić się bezpośrednio do papieża z taką prośbą, według innych, miał prosić o interwencje znanych mu purpuratów. Kiedy te zabiegi zawiodły, w głowie szlachcica zrodził się plan kradzieży cudownego płótna. Wchodząc w tajne układy z papieskim zakrystianem, któremu Mikołaj obiecał dużą sumę pieniędzy, dopiął swego. Płótno zostało wycięte z ram i zwinięte. Potem rozpoczęła się ucieczka z Wiecznego Miasta bocznymi drogami, przez Chorwację, Węgry, do Lwowa. Za złodziejami i świętokradcami ruszył papieski pościg. Obraz w 1631 r. został umieszczony przez Mikołaja w kaplicy Świętego Ducha na zamku Sapiehów w Kodniu.

NOWE NARODZINY

Papież odpowiedział na ten akt niezwykłej zuchwałości polskiego magnata ekskomuniką, która rozpoczęła trzyletnią pokutę Mikołaja. Skruszony i posłuszny winowajca, nie mogąc przekroczyć progu świątyni, niosąc wraz z rodziną ciężar grzechu, który stał się sprawą publiczną, czuł się zhańbiony i wyklęty. Tymczasem Bóg pracował nad sercem pokutnika, który zaczął się nawracać. Chcąc wynagrodzić za wyrządzone krzywdy, wysłał do Rzymu swego synowca, aby ten w jego imieniu przeprosił papieża. Przełamaniu lodów przysłużyła się także wieść, która dotarła za pośrednictwem nuncjusza w Polsce do papieża o obronie wiary przez Mikołaja na Sejmie w 1634 r., kiedy to gorąco przeciwstawiał się planom ożenku króla Władysława z luteranką. Wkrótce klątwa została zdjęta. W liście wysłanym do Mikołaja papież miał odpowiedzieć na „dowody Twojej pobożności, niewątpliwej i szczerej, acz nieobliczalnej”. Kossak-Szczucka w powieści o Mikołaju, opisując reakcję adresata listu, włożyła w usta swego bohatera słowa, które wiele mówią o duchowej drodze pokutnika: „Wskrzesiłeś mnie, jak niegdyś Łazarza. Leżałem zacuchły w grobie, a teraz odżyłem. Całun mnie okrywał przez dwa lata blisko... Oto jestem, Panie, i żyję... Zawołałeś na mnie i powstałem”. Potem odbył kilkumiesięczną pieszą pielgrzymkę do Rzymu w „worze pokutnym” oraz uczestniczył w cichej Mszy papieskiej. Autorka Błogosławionej winy próbując wejść w myśli serca skruszonego pokutnika, pisała o wyrzutach sumienia, a także o świadomości, jaką przemianę duchową przeszedł on w tym czasie. Przestał wierzyć w magiczną moc samego obrazu, co wcale nie umniejszyło jego miłości do Królowej i Matki z Kodnia, ale przede wszystkim „obejrzawszy się wstecz, łacno stwierdził, że jest teraz innym, nowym człowiekiem”. Urban VIII oficjalnie podarował uprzednio uprowadzony obraz Mikołajowi. Kiedy ten wrócił z Wiecznego Miasta, biskup łucki uroczyście wprowadził obraz do kościoła św. Anny w Kodniu. W 1723 r. obraz słynący łaskami został ukorowany papieskimi koronami.

W czasie odbywania pokuty, jeszcze jako „wyklęty”, Mikołaj nakazał w swoim testamencie, by jego ciało pochowano pod posadzką, w przedsionku kościoła św. Anny. Chciał, by pielgrzymi zdążający do Matki mogli deptać po jego doczesnych szczątkach. Nasz bohater nie zmienił swej decyzji nawet po zdjęciu zeń ekskomuniki. Miejsce to i dzisiaj wyróżnia się widoczną wielką płytą. Chyba możemy widzieć w tym dojrzałe owoce prawdziwego nawrócenia oraz przejaw niezwykłej pokory, a jednocześnie przejmującego znaku wiary dla przyszłych pielgrzymów.

HISTORIA, KTÓRA WCIĄŻ PRZEMAWIA

Historia Mikołaja przekonała Karola Wojtyłę, który będąc w Kodniu rok przed wyborem na papieża, powiedział słowa, które wiele wyjaśniają: „Kiedy dzisiaj gromadzimy się wobec wizerunku Matki Bożej Kodeńskiej, starajmy się jeszcze raz zrozumieć ten przedziwny czyn, który stał u początków jej dziejów. Wedle zwyczajnych, ludzkich sposobów rozumienia Mikołaj Sapieha, dziedzic Kodnia zwany Pobożnym, dopuścił się bardzo niepobożnego czynu. (...) można powiedzieć – ukradł. Wydaje się jednak, że aby zrozumieć tę «błogosławioną winę», trzeba uświadomić sobie, iż ten obraz, zanim został wzięty, był mu w jakiś sposób darowany. Nie przez papieża Urbana VIII. Myślę, że darowała mu go sama Bogarodzica”. Ta historia ma moc uwodzenia i dziś. Być może dlatego, że przemawia do nas autentyzm jej głównego bohatera, w którego drodze duchowej i my możemy się przejrzeć.

Niedziela. Magazyn 8/2025

Dystrybucja

W wersji drukowanej
15 zł

koszt przesyłki zwykłej: 7 zł
koszt przesyłki za pobraniem: 15 zł

W parafiach
Telefonicznie: 34 369 43 51
Mailowo: kolportaz@niedziela.pl

Prenumerata roczna: 60 zł (przesyłka gratis)

W wersji elektronicznej
12 zł

Zamów e-wydanie

Archiwum