Z lokalnego dziedzictwa

Umęczone miasto

Ks. Wojciech Kania
Teolog, publicysta

Wielkimi tragicznymi literami w historii Sandomierza zapisał się wiek XIII. Mimo wzrostu znaczenia miasta w budującym się państwie doświadczyło ono tragicznych w skutkach najazdów Mongołów, zwanych Tatarami.

Głównym celem ataku nie były jednak księstwa piastowskie, lecz Węgry. Ziemie polskie zaatakował zaledwie oddział dywersyjny. Powodem tego napadu były sojusze książąt polskich z południowymi sąsiadami. Sandomierz zawsze stał na drodze najeźdźcom ze wschodu. W czasie pierwszego najazdu ośrodek ten został zaliczony przez Mongołów do miast zdobywanych po długim i pełnym strat obleganiu, wobec których nie stosowano litości. Zapewne miał w tym udział wódz o imieniu Ordu, wnuk samego Czyngis-chana” – pisze Tomisław Giergiel w „Mówią Wieki” nr 6 (593).

Według źródeł, pierwszy najazd Tatarów na Sandomierz miał miejsce w 1241 r. Po przeprawieniu się przez Wisłę w okolicach Zawichostu wojska posuwały się w kierunku miasta, podbijając i plądrując okoliczne miejscowości. Następnie przystąpiły do oblężenia sandomierskiego grodu. Trzeba podkreślić, że ówczesny Sandomierz położony był na terenie dzisiejszego Wzgórza Zamkowego. Walki trwały nieustannie przez kilka tygodni. W kulminacyjnym momencie zmagań obrońcy zostali zepchnięci z podgrodzia do warownego grodu. W samym zaś grodzie wybuchł groźny pożar, który dał się mocno we znaki Polakom. Sandomierz został zdobyty prawdopodobnie w Popielec, 13 lutego. Jak możemy wyczytać w „Roczniku kapituły gnieźnieńskiej”, miasto i zamek oblegano ze wszystkich stron, zaś po zdobyciu wymordowano znaczną liczbę duchownych i świeckich. Z powodu długotrwałego oblężenia i poniesionych przez najeźdźców strat wobec obrońców nie stosowano litości.

Drugi najazd Tatarów na Sandomierz miał miejsce na przełomie 1259 i 1260 r. Na jego temat można przeczytać w „Kronice halicko-wołyńskiej”, której autor prawdopodobnie towarzyszył najeźdźcom. Według niego, oblężenie Sandomierza trwało bardzo długo. Bezpośredni szturm z udziałem machiny oblężniczej trwał nieustannie przez cztery dni i był skierowany na obwarowane wzgórze miejskie. Nieustępliwość obrony zapisała się w pamięci indywidualnym bohaterstwem pewnego Lacha, który samotnie rzucił się na atakujących Tatarów, a nie pochodził on ani z bojarów, ani ze szlachetnego rodu. Śmierć polskiego obrońcy wzbudziła panikę i próbę przedarcia się mieszkańców do bronionej w dalszym ciągu twierdzy. Most łączący dwa warowne wzgórza był zbyt wąski, aby pomieścić uciekających sandomierzan. Wielu obrońców zginęło podczas szturmu, spadając z mostu do głębokich sandomierskich wąwozów. Pożar i zdobycie miasta zachwiały morale pozostałych. Zamek poddano, a Tatarzy wymordowali ludzi, którzy się tam schronili. Na zdobycie miasta miała wpływ obietnica złożona Piotrowi z Kępy, który dowodził obroną, że życie mieszkańców zostanie ocalone, jeśli on podda gród. Oczywiście, obietnica nie została spełniona, ludność została brutalnie wymordowana.

Męczeństwo dominikanów

Warto podkreślić, że w trakcie najazdów tatarskich śmierć poniosło wielu mieszkańców miasta. Najbardziej znana jest historia męczeństwa czterdziestu dziewięciu dominikanów z przeorem klasztoru Sadokiem, których najeźdźcy – jak mówią przekazy – mordowali w trakcie modlitwy. Jan Długosz w swojej „Kronice” pisze, że klasztor został spalony i zamordowanych zostało czterdziestu dziewięciu zakonników, kiedy śpiewali Salve Regina. Ojciec Abraham Bzowski (1567 – 1637), historyk, w swoim opisie dodaje szczegół, że kiedy w przeddzień napadu Tatarów jeden z braci odczytywał imiona świętych wspominanych w martyrologium następnego dnia, miał bezwiednie proroczo dopowiedzieć: „W Sandomierzu – przeora Sadoka z czterdziestoma ośmioma męczennikami”. Dominikanin dodaje również, że przed śmiercią Sadok przemówił do braci, by przygotować ich na śmierć. Najważniejsze jest to, że o. Bzowski przekazał nam imiona zamordowanych oraz urzędy, jakie piastowali. Wynika stąd, że faktycznie dysponował poważnymi dokumentami, których dzisiaj nie posiadamy. Kult męczenników sandomierskich rozpoczął się zaraz po ich śmierci. Wysłano do Rzymu dwóch kapłanów, którzy szczęśliwie uszli rzezi: Bozantę, dziekana sandomierskiego, i Wojciecha, kanonika. Na ich prośbę papież Bonifacy VIII udzielił 300 dni odpustu wiernym, którzy 2 lipca nawiedzą kolegiatę Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Sandomierzu.

Bohaterska kobieta

Jedną z legend opowiadaną przez przewodników turystom odwiedzającym Sandomierz jest opowieść o Halinie Krępiance. Była ona córką bohaterskiego dowódcy obrońców miasta – Piotra z Kępy, którego zamordowali Tatarzy. Cudem uniknęła śmierci. Kiedy za kilka lat sytuacja znowu się powtórzyła i najeźdźcy oblegli miasto, Halina przedstawiła dowódcy obrońców – Witkonowi plan na uratowanie mieszkańców. Wiązał się on z tajemnicami królewskiego grodu, posadowionego na malowniczych wzgórzach poprzecinanych lessowymi wąwozami. Miękkie, sypkie skały były wręcz idealne do drążenia tuneli. Sieć takich korytarzy znajdowała się pod Sandomierzem, a szczególnie pod rynkiem miasta. W podziemiach kupcy składowali towary. Nikt nie znał tak dobrze sandomierskich podziemi, jak Halina. Wiedziała ona również, że poza miastem znajduje się do nich tajemne wejście. Bohaterska dziewczyna udała się w nocy do obozu Tatarów i powiedziała dowódcy, że wprowadzi go do miasta tajemnym tunelem. Początkowo najeźdźcy nie wierzyli dziewczynie, przekonała ich jednak, mówiąc, że dowódca obrony grodu wzgardził jej uczuciem i chce na nim zemsty. Wódz tatarski, mimo podejrzeń starszyzny, przystał na to. Zdecydowano, że Halina wejdzie jako pierwsza do podziemi i będzie przewodnikiem żołnierzy. Wkrótce w tunelach znaleźli się Tatarzy z pochodniami. Dziewczyna nie liczyła, ilu ich jest, odważnie szła przed siebie. Wiedziała, że gdy tylko ostatni Tatar zniknie w czeluściach podziemnych korytarzy, ukryci wojowie Witkona szybko zamurują wejście. Z rozmysłem długo błądziła po podziemiach, wodząc za sobą Tatarów. W końcu ich dowódca zorientował się, że wpadli w zasadzkę. Gdy jeden z Tatarów w nieokiełznanej złości rzucił oszczepem prosto w serce Haliny, zdążyła jeszcze przed śmiercią wypuścić gołąbka, który dał znać Witkonowi o wykonaniu zadania.

Niedziela. Magazyn 3/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum