Esej

Ubodzy w duchu

Prof. Wojciech Roszkowski
Ekonomista i historyk

Jak co roku, Wigilia przypomina nam o betlejemskiej szopce i narodzinach Syna Bożego w biedzie, poza domem, wśród zwierząt hodowlanych. Rozważając Wcielenie, pamiętajmy, że Chrystus przyszedł na świat, wchodząc w ludzkie życie niejako od dołu, od żłóbka i skromnego domu nazaretańskiej Rodziny.

Prawdziwie chciał doświadczyć wszystkiego, co ludzkie, od urodzenia przez trudy nauczania aż po męczeńską śmierć. Misja „polityczna”, przy pomocy możnych tego świata, nie byłaby chyba tak wiarygodna. Określenie, którego sam używał wobec siebie: Syn Człowieczy, miało to podkreślić.

Jak więc żył przeciętny, szary człowiek w Palestynie tamtych czasów? Dla większości ludzi życie codzienne wówczas nie było łatwe. Pożywienie przeciętnej rodziny izraelskiej było nader skromne. Podstawę jadłospisu stanowił chleb – jęczmienny w domach biedaków, a pszenny w domach rodzin lepiej sytuowanych. Przygotowaniem ciasta i wypiekiem chleba zajmowały się kobiety. Do wyrobionego ciasta dodawały one na noc kwaśny zaczyn, który powodował, że fermentujące ciasto rosło. Następnie chleb formowały w okrągłe bochenki i wypiekały w domowym piecu. Chleb był w Izraelu otaczany szczególnym szacunkiem. Nie wolno było wyrzucać jego okruchów, nie należało go krajać, a tylko łamać i nie wolno było na nim stawiać mięsa ani naczyń kuchennych. Chleb przaśny powstawał bez zakwasu. Były to płaskie placki z mąki wymieszanej z wodą i pieczone na ogniu. Zboże było także podstawą innych dań. Prażone ziarna pszenicy dodawano do mięsa, a grubo mielone ziarna jęczmienia służyły do wyrobu gęstej zupy z dodatkiem jarzyn. Z mąki wyrabiano ciastka słodzone miodem z dodatkiem aromatycznych przypraw.

Bardzo ważne

w izraelskim jadłospisie były mleko, głównie owcze i kozie, oraz różne sery, których nie wolno było jednak łączyć z daniami mięsnymi. Potrawy były słodzone miodem pszczelim lub wytwarzanym z soku winogronowego albo palmy daktylowej. Z jarzyn najbardziej popularne były: soczewica, bób, ogórki i cebula, a także różne kłącza jadalne. Potrawy mięsne były w przeciętnym domu raczej rzadkością. Głównym mięsem była baranina, rzadziej wołowina, a cielęcina uchodziła za wystawny przysmak i pojawiała się raczej w domach bogaczy. Szary człowiek uzupełniał dietę rybami i szarańczą. Z owoców najbardziej popularne były: winogrona, melony, figi, daktyle, granaty i owoce sykomory. Jadano też migdały, orzechy i pistacje, a potrawy przyprawiano: kminkiem, sezamem, gorczycą, szafranem, kolendrą, czosnkiem lub cebulą. Podstawą kuchni izraelskiej była oliwa rozmaitych gatunków, używana do smażenia, okraszania potraw, ale także do oświetlania domów. Mała lampa oliwna z knotem i uszkiem do przenoszenia była podstawowym sprzętem każdego domu.

Przyrządzanie potraw

regulowane było wieloma przepisami rytualnymi. Przede wszystkim Izraelici nie jadali mięsa zwierząt uznawanych za nieczyste, a więc wieprzowiny oraz mięsa zająca i wielbłąda, nie mówiąc już o psach czy kotach. Zakazane było spożywanie mięsa, które się nie wykrwawiło, gdyż uważano, że życie jest we krwi. Podobnie można też interpretować zakaz mieszania mięsa z mlekiem. Przepisy określające rytualną czystość potraw były bardzo rozbudowane, a ich przestrzeganie było obwarowane ciężkimi sankcjami. Podstawowym napojem była, oczywiście, woda, ale zaraz za nią szło słodkie wino, pite po zmieszaniu z wodą. Winorośl była jedną z głównych upraw w Izraelu, a wino, pite z umiarem, uważane było za trunek szlachetny i rozweselający. Poza tym Izraelici pili mleko, soki owocowe oraz lekkie piwo shehar, wyrabiane z prosa i jęczmienia.

Miasteczka izraelskie

były plątaniną domostw, połączonych krętymi uliczkami i zaułkami. Jedynie przy bramach miejskich znajdowały się place targowe, a nieco więcej miejsca na spotkania było też przy studniach, gdzie gromadziły się kobiety. Większość domów to były proste bryły sześcienne, pobielone wapnem, najczęściej bez okien. W bardzo wielu domach zwierzęta hodowlane żyły z ludźmi pod jednym dachem, co najwyżej w osobnym pomieszczeniu. Domownicy najczęściej mieszkali w jednej izbie, która służyła za kuchnię, jadalnię i sypialnię. Ważną rolę w miastach izraelskich odgrywają dachy. Były najczęściej lekko pochylone, tak aby rzadkie deszcze mogły spłynąć do rynien. Na dach wchodzono po schodach lub drabinie, aby złożyć tam narzędzia, wysuszyć pranie, a po zachodzie słońca zażyć nieco chłodu. W gorące letnie noce bardzo wielu Izraelitów sypiało na dachach. Domy biedaków wykonane były z suszonej gliny zmieszanej z trzciną lub z cegieł wypalanych w piecach. Domy ludzi bogatych budowano z wapienia.

Problemem miasteczek izraelskich były: zaopatrzenie w wodę, dymiące paleniska, oświetlenie i ścieki. Wodę pobierały najczęściej kobiety ze studni, ale wymagało to czasu i pracy. Charakterystyczny był dla większości domów mdły zapach zjełczałej oliwy używanej do oświetlania pomieszczeń, które najczęściej pozbawione były okien. Wyposażenie domostw było bardzo skromne. Najważniejszym sprzętem była najczęściej skrzynia na odzież i niepsujące się zapasy spożywcze, innym zaś – łoże, w którym sypiała najczęściej cała rodzina. Biedacy musieli zadowolić się matą rozłożoną na ziemi. Większość Izraelitów poruszała się na co dzień boso. Na dwór wkładano jednak często rozmaite buty, najczęściej w postaci sandałów, pantofli lub połączenia jednych z drugimi.

Inną materialną troską

Izraelitów były podatki, zarówno państwowe, jak i świątynne. W Galilei ściągał je tetrarcha Herod Antypas, w Judei i Samarii zaś – Rzymianie. Ponieważ pobór podatków podlegał dzierżawom, celnicy, którzy pobierali podatki, potrafili dorzucić jeszcze ciężar swej nieuczciwości. Izraelici płacili także 24 rodzaje danin na rzecz świątyni. Oddawanie dziesiątej części każdego plonu i stada było znakiem wdzięczności wobec Boga Jedynego, dzięki którego hojności ziemia rodzi swe owoce.

Inną troską mieszkańców Palestyny było bezpieczeństwo. Galilea pozbawiona była właściwie regularnych sił porządkowych. Rzymianie kontrolowali sytuację na tyle, na ile było to w ich interesie, natomiast bezpieczeństwo osobiste ludności ich nie interesowało. Co gorsze – rzymski żołnierz był prawie bezkarny. Podróżowanie po Judei, Samarii czy Galilei było więc połączone w ryzykiem. W wielu miejscach grasowały bandy rozbójników, rabujących kupieckie karawany, a i pojedynczy wędrowiec mógł zostać pobity i obrabowany przez złoczyńców, o czym mówi Chrystusowa przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Za panowania Heroda słynny był rozbójnik Eleazar, który unikał schwytania przez 20 lat.

Ulice miast izraelskich

pełne były też żebraków, ludzi chorych i niezdatnych do pracy, ale także próżniaków i wykolejeńców, którzy nie mieli się gdzie podziać. Ponieważ jałmużna była obowiązkiem Izraelity, cały ten półświatek ludzkiego nieszczęścia utrzymywał się przy życiu dzięki ofiarności dobrych ludzi. Na samym dnie ludzkiej egzystencji znajdowali się jednak trędowaci, którzy wyganiani byli poza obręb miast i musieli żyć w odosobnieniu, ostrzegając o swym zbliżaniu się okrzykiem „nieczysty!”. Podobnie groźni dla otoczenia byli chorzy umysłowo, a także opętani przez złe duchy, którzy potrafili mówić dziwnymi głosami lub wykazywać się nadludzką siłą. Na widok tych ludzi pobożny Izraelita wzdragał się, sądząc najczęściej, że muszą to być grzesznicy ciężko ukarani przez Boga.

Dzień powszedni

Izraelity wypełniony był pracą i modlitwą, toteż na zabawę pozostawało niewiele czasu. Jedną z ważnych form rozrywki były przyjęcia, często połączone z piciem wina i muzyką, jednak taniec był rzadkością. Z gier na świeżym powietrzu uprawiano zapasy i strzelanie z łuku lub procy, a także grę w kości. Izraelici nie uznawali natomiast wyścigów konnych, greckiego typu igrzysk atletów, a tym bardziej walk gladiatorskich. Hipodromy i amfiteatry znajdowały się w kilku miastach Palestyny, np. w Cezarei Nadmorskiej, Jerychu i w Samarii, lecz prawowierni Żydzi omijali te przybytki rozrywki ze wstrętem jako pogańskie.

Wędrując po Palestynie, Chrystus spotykał ludzi z różnych pięter społecznej hierarchii. Byli to rybacy, rolnicy, kupcy, uczeni w Piśmie, a w końcu kapłani, arcykapłani oraz przedstawiciele władzy: rzymskiej – Piłat i miejscowej – tetrarcha Antypas. Zdarzali się też jednak trędowaci, ludzie kalecy i głodujący. W swoich przypowieściach Jezus odnosił się nieraz do pozycji materialnej ludzi i ich postaw życiowych. Święty Łukasz opisał scenę sprzed świątynnej skarbony, gdy Jezus zauważył pewną biedną wdowę, która wrzuciła tylko dwie małe monety. „Ta uboga wdowa – powiedział Jezus – wrzuciła więcej niż wszyscy inni. Wszyscy bowiem wrzucali na ofiarę Bogu z tego, co im zbywało; ta zaś z niedostatku swego wrzuciła wszystko, co miała na utrzymanie” (Łk 21, 3-4).

Szukając ludzi,

na których mógłby oprzeć krzewienie Dobrej Nowiny po swym odejściu, Chrystus znalazł ich nie wśród elit Izraela, ale wśród ludzi prostych. Wiemy, że apostołami zostali rybacy i jeden celnik, a i inni nie należeli raczej do elity. Otwarci na nauki Chrystusa członkowie Sanhedrynu Nikodem i Józef z Arymatei wydawali się ulegać „politycznej poprawności” epoki. Być może czuli, że mają więcej do stracenia. Chrystus skomentował to w Kazaniu na górze, mówiąc: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Przez „ubóstwo duchowe” rozumiał jednak nie tyle brak wykształcenia lub niski poziom dochodu na głowę, ile pokorę i otwartość na wiarę. Faktem jest, że więcej tych cech znalazł u ludzi prostych. Co do bogaczy – nie miał złudzeń, mówiąc z żydowską przesadą: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego” (Mt 19, 24).

Dziś jest podobnie. To nie współcześni „uczeni w Piśmie” są na ogół depozytariuszami wiary. W dużej mierze są oni zbyt zadufani w swojej wiedzy, by przyznać, że ich rozum nie wystarcza, by zrozumieć do końca zagadki tego świata i wytłumaczyć sens ludzkiego życia. Okazuje się, że nie wystarczą większe mieszkanie czy nowy dom ani najnowszy model auta, nie wystarczy wiele tysięcy „polubień” na Facebooku lub YouTubie. Nie wystarczy doktorat czy asertywne przekonanie o depozycie „nowoczesności”. To ludzie widoczni pod Jasną Górą, owi „ubodzy w duchu”, częściej zginają kolana, wiedząc, że człowiek nie jest stwórcą, lecz stworzeniem, i że w godzinie próby musi ostatecznie zaufać Bogu. Nawrócenia wśród przedstawicieli elit życia publicznego dlatego są tak ważne, że stanowią wzór przezwyciężenia pysznego przekonania o samowystarczalności człowieka.

Każdy człowiek

jest powołany do zadania sobie pytania: „kim jesteś?”. Natchniony autor Księgi Rodzaju włożył szatanowi w usta zapewnienie, że owoce z drzewa wiedzy są smaczne i że człowiek nie tylko od nich nie umrze, ale będzie „jak Bóg znał dobro i zło” (por. Rdz 3, 5). Szybko się okazało, że owoce te są zatrute i szkodzą człowiekowi. Tak jest i dziś.

Niedziela. Magazyn 3/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum