Tajemnice historii

Trudna gra, czyli Ostpolitik Watykanu

Jan Józef Kasprzyk
Historyk, doradca Prezesa IPN, w latach 2016-24 szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych

Kształt powojennego świata rodził się przy stolikach negocjacyjnych w Jałcie i Poczdamie, przy których na równych zasadach zasiedli przedstawiciele państw i narodów ceniących wolność oraz Józef Stalin, czyli przywódca totalitarnego państwa, współodpowiedzialnego za wybuch II wojny światowej.

Alianci, pokonując narodowo-socjalistyczną niemiecką III Rzeszę, nie uznali za stosowne i właściwe dokończyć walkę dobra ze złem. Zamiast zmierzyć się z komunistyczną Rosją, postanowili w imię doraźnych interesów geopolitycznych oddać jej we władanie Europę Środkowo-Wschodnią. Dla Kościoła i ludzi wierzących był to prawdziwy dramat.

Komunizm to zło

W okresie międzywojennym papież Pius XI poświęcił komunizmowi aż dwie encykliki. Jako nuncjusz apostolski w II Rzeczypospolitej miał dobrą okazję poddać wnikliwej analizie zasady tego straszliwego ustroju i ideę, która tworzy antycywilizację. Komunizm był bardzo blisko, bo tuż za granicami kraju, gdzie pełnił swą posługę. W encyklice Quadragesimo anno z 1931 r. pisał: „Komunizm (…) jest nieprzyjacielem i otwartym wrogiem Kościoła i samego Boga”. Jeszcze dobitniej ujął to sześć lat później w encyklice Divini Redemptoris (tytułowanej też: De communismo atheo – „O bezbożnym komunizmie”), gdzie wprost pisał o tym ustroju jako o „błędnej ideologii zagrażającej cywilizacji”. „Zamiast raju na ziemi powstaje tylko terror – pisał – taki właśnie, jak widzimy w Rosji (…) terror, który nie może powstrzymać rozkładu społecznego, a tym mniej dezorganizacji struktury społecznej”. Stwierdzał wyraźnie, że obowiązkiem Kościoła i ludzi wierzących jest obrona przed wpływami ustroju komunistycznego, ponieważ stanowi on straszliwe zagrożenie dla ludzkości, gdyż odrzuca ideę Boga i odmawia człowiekowi prawa do godności i wolności, pozbawia rodziny więzów duchowych, a rolę człowieka i jego pracy sprowadza jedynie do wytwarzania dóbr materialnych.

Jego następca – papież Pius XII tuż przed rozmowami w Jałcie spotkał się z prezydentem USA Franklinem D. Rooseveltem. Apelował, aby alianci nie wchodzili w sojusze ze Stalinem, bo dla wielu narodów Europy Środkowo-Wschodniej oznaczać to będzie niewolę. Apel pozostał bez echa, zaś Stalin szydził z głowy Kościoła, stwierdzając: „A ile papież ma dywizji?”. Nastał czas czerwonego terroru stalinowskiego, szczególnie dotkliwy dla ludzi wierzących, mieszkających w krajach podbitych przez Kreml.

Czy komunizm będzie wieczny?

Po latach terroru stalinowskiego Stolica Apostolska podjęła próbę zrewidowania relacji z ZSRS. Skuteczne mediacje Watykanu zażegnały groźbę wybuchu wojny nuklearnej, której zarzewiem były tzw. kryzys berliński w 1961 r. i rok później – kryzys kubański. Pozycja Watykanu w relacjach między stronami konfliktu „zimnej wojny” znacznie wzrosła. Papieże Jan XXIII i Paweł VI uznali, że trzeba czynić wszystko, aby poszerzać przestrzeń wolności Kościoła w krajach znajdujących się w orbicie wpływów Kremla. Dyplomacja watykańska, podobnie zresztą jak większość ówczesnego wolnego świata, przyjęła jako pewnik fakt, że komunizm będzie już, niestety, zjawiskiem trwałym, a dominacja Związku Sowieckiego nad Europą Środkowo-Wschodnią będzie się ciągnąć przez długie dziesięciolecia. Wychodząc z takiego założenia, trudno się dziwić posunięciom Watykanu w relacjach z Moskwą. Dziś możemy patrzeć na to inaczej, wiedząc, że teza o „długowieczności komunizmu” była błędna.

O ile jeszcze w 1949 r. Pius XII polecił Kongregacji Świętego Oficjum wydać dekret, na mocy którego katolicy wstępujący do partii komunistycznych objęci byli ekskomuniką, o tyle już jego następca Jan XXIII uznał, że trzeba odróżnić błędy doktrynalne, na których opiera się komunizm, od ludzi, z którymi trzeba prowadzić dialog, mimo iż wyznają fałszywe idee. W tym też duchu opracowane zostały dokumenty Soboru Watykańskiego II, a zwłaszcza Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym. Potępiono w niej „ateizm systemowy”, ale jednocześnie wskazano na potrzebę współpracy ludzi wierzących i niewierzących dla „budowania sprawiedliwego porządku społecznego oraz poszanowania prawa do wolności religijnej w życiu publicznym”.

Sukces czy porażka

Polityka wschodnia Watykanu z czasów Jana XXIII i Pawła VI ma do dziś zwolenników i krytyków. Kardynał Achille Silvestrini, który za pontyfikatu Jana Pawła II był m.in. prefektem Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, oceniał po latach: „Chodziło o to, czy było lepiej dla Kościoła stawiać czoło komunizmowi w oporze do ostatka, czy żeby ten opór, jak najbardziej zdecydowany co do zasad, dopuszczał ograniczone porozumienia w sprawach możliwych do uzgodnienia i godziwych. Dyskutowano, czy negocjacje mogą dać większą przestrzeń i swobodę dla życia religijnego, czy przeciwnie, okażą się iluzją, podnoszącą tylko prestiż reżimów, bez trwałych rezultatów dla Kościoła”. Włoski badacz Roberto Morozzo Della Rocca, autor biografii kard. Agostino Casarolego, czyli jednego z głównych architektów polityki Watykanu, pisał: „Nikt w Watykanie nie wyobrażał sobie we wczesnych latach sześćdziesiątych, aby niesienie pomocy Kościołowi katolickiemu znajdującemu się za żelazną kurtyną zostało zapamiętane w historii pod nazwą Ostpolitik, ponieważ nie skrywało ono żadnych ukrytych celów politycznych, ale było wyrazem troski natury czysto religijnej”. Innego zdania jest z kolei biograf Jana Pawła II – prof. George Weigel. Stwierdza on, że polityka Watykanu nie może być oceniana w kategorii sukcesu, ale raczej „dobrodusznej naiwności”, z której obficie korzystały Moskwa i inne kraje rządzone przez komunistów, bo poprawa relacji ze Stolicą Apostolską umożliwiała im wychodzenie ze światowej izolacji. Profesor Weigel zwraca uwagę, że w przypadku wielu duchownych oraz obrońców praw człowieka w krajach tzw. demokracji ludowej Ostpolitik podkopywała ich zaufanie do Watykanu. A z kolei zapoznawszy się z dostępnymi archiwaliami, zauważa, że „rozluźnienie dyplomatyczne” między Watykanem a Moskwą doprowadziło do niespotykanej wcześniej infiltracji struktur kościelnych przez agenturę komunistyczną zarówno za Spiżową Bramą, jak i w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Mądrość prymasa

Prymas Polski kard. Stefan Wyszyński nie podzielał przekonania, że ustrój komunistyczny będzie trwał wiecznie. Zaledwie rok po wyjściu z więzienia w 1957 r. zauważył dobitnie i jak się okazało – proroczo: „Losy komunizmu zostaną rozstrzygnięte w Polsce przez katolicyzm i Polska pokaże światu, jak mierzyć się z komunizmem, a świat będzie jej za to wdzięczny”. Dlatego też uważał, że wszelkie gesty i relacje na linii Watykan – Kreml muszą mieć granice, zwłaszcza jeżeli chodzi o los Kościoła w Polsce. Gdy pojawiła się koncepcja oficjalnego nawiązania stosunków dyplomatycznych między Stolicą Apostolską a rządem PRL, zerwanych w 1945 r. jednostronnym wypowiedzeniem przez Warszawę przedwojennego konkordatu, Prymas Tysiąclecia zalecał ostrożność. „Trzeba zawsze się liczyć z odmiennością pojęć: prawa, państwa wolności, bonum comune w diamacie (czyli materializmie dialektycznym – J.J.K.) i w prawie zachodnioeuropejskim” – stwierdzał w 1967 r. „Kto chce zawierać umowy z państwami bloku socjalistycznego, musi pamiętać, że jest to zgoła odmienne pojmowanie państwa i prawa. Na Soborze nie byłem zrozumiany, tak dalece odbiegamy od siebie, żyjąc w różnych państwach”. A w rozmowie z przebywającym z wizytą w Polsce architektem Ostpolitik późniejszym kardynałem Agostino Casarolim podkreślał mocno: „Inaczej zobowiązują się kontrahenci z Zachodu, a inaczej przedstawiciele państwa socjalistycznego. Niedomówienia tworzą złudzenia”. Postawa prymasa, dążącego nieugięcie do nadania osobowości prawnej Kościołowi w Polsce, doprowadzała Kreml do furii. Ale uzmysławiała też dyplomatom watykańskim skomplikowaną materię problemu. Jak wynika z zachowanych dokumentów, przywódcy PRL podjęli nawet próbę nawiązania relacji z Watykanem z pominięciem episkopatu, a zwłaszcza z wykluczeniem z rozmów o tym prymasa Polski. Na szczęście była to próba nieskuteczna. Autorytet prymasa był mocny jak spiż.

16 października 1978 r. na Stolicę Piotrową powołany został kard. Karol Wojtyła, który tak jak Prymas Tysiąclecia nigdy nie uwierzył, że komunizm, jako emanacja zła, będzie trwał wiecznie. I to on – Jan Paweł II – skutecznie i na różne sposoby przyczynił się do jego upadku, wierząc i dając światu wiarę, że dobro zawsze zwycięża.

Niedziela. Magazyn 3/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum