Rozmowa

To była przemyślana decyzja

Maria Fortuna-Sudor
Publicysta

To ludzie, którzy z niezwykłą pasją przeżywali swe życie – przekonuje ks. dr Witold Burda, postulator procesu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów.

Maria Fortuna-Sudor: Księże Doktorze, jaką rolę pełni postulator?

Słowo „postulator” pochodzi od łacińskiego czasownika postulo i oznacza: obstawać przy czymś bardzo mocno albo stać po czyjejś stronie. Rolą postulatora zarówno w procesie beatyfikacyjnym, jak i kanonizacyjnym jest stanie po stronie powodowej, którą w tym przypadku jest archidiecezja przemyska. Będąc postulatorem, reprezentuję ją wobec wszystkich urzędów oraz instytucji, zarówno kościelnych, jak i świeckich. Moim zadaniem jest uświadamianie i podkreślanie, że rodzina Ulmów poniosła śmierć męczeńską za wiarę w Chrystusa.

Prywatny kult rodziny z Markowej trwał od lat…

Złożone na etapie diecezjalnym świadectwa na pewno są wyrazem głębokiego i w pełni zrozumiałego smutku i bólu po bestialskim mordzie na rodzinie Ulmów i na Żydach, których ukrywali. Ale równocześnie u mieszkańców Markowej od samego początku żywe było przekonanie, że śmierć Ulmów nosi znamiona męczeństwa poniesionego za wiarę w Chrystusa, a to z kolei jest podstawowym kryterium wszczęcia procesu beatyfikacyjnego na drodze męczeństwa. To szczyt świętości, najdoskonalszy sposób naśladowania Pana Jezusa. Dla przykładu warto przywołać słowa ks. Wincentego Krasa, który był proboszczem w Markowej w latach 1958-92. Kapłan ten spotkał się z żywą pamięcią parafian o męczeństwie rodziny Ulmów. Jednym z jej wyrazów był fakt, że markowianie w spontaniczny sposób przedstawiali swe sprawy Panu Bogu w modlitwie za wstawiennictwem Wiktorii i Józefa.

Czy w trakcie procesu pojawiły się wątpliwości, obawy?

Nie było trudności z udowodnieniem, czym kierowali się Ulmowie, udzielając schronienia ośmiorgu Żydom (tzw. aspekt formalny od strony ofiary) – płynącą z Ewangelii miłością bliźniego. Warto tu podkreślić, że Józef i Wiktoria otrzymali tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, przyznawany osobom udzielającym bezinteresownie pomocy Żydom w czasie II wojny światowej. Do udowodnienia męczeństwa trzeba ponadto dogłębnie zbadać intencję prześladowcy – dlaczego pozbawił życia ofiarę (tzw. aspekt formalny od strony prześladowcy). Po rzetelnej analizie dostępnych materiałów i konsultacji zwłaszcza z historykami z IPN czy np. z niemieckim uczonym Hansem Christianem Hartenem wiemy, że żandarmi niemieccy odpowiedzialni za mord rodziny Ulmów kierowali się nienawiścią do wiary w Chrystusa, wyznawanej przez ofiarę.

Razem z rodzicami na ołtarze zostanie wyniesione ich potomstwo: Stasia (8 lat), Basia (6 lat), Władziu (5 lat), Franuś (4 lata), Antoś (3 lata), półtoraroczna Marysia i najmniejsze dziecko – jeszcze nienarodzone. Skąd taka decyzja?

Wiktoria i Józef byli mądrymi, odpowiedzialnymi rodzicami, którzy wychowywali swe dzieci w duchu wiary. Nie ma cienia wątpliwości, że również dziecko, które Wiktoria nosiła pod sercem w chwili męczeńskiej śmierci, na pewno otrzymałoby dar wiary w sakramencie chrztu św. Warto też przywołać głębokie przekonanie, które Kościół zawsze zachowywał, że ci, którzy ponoszą śmierć za wiarę, nie otrzymawszy chrztu, zostają ochrzczeni przez swoją śmierć dla Chrystusa i z Chrystusem. Chrzest krwi, podobnie jak chrzest pragnienia, przynosi owoce chrztu, nie będąc sakramentem. Tym, co pomaga nam zrozumieć najgłębszy sens śmierci dzieci Józefa i Wiktorii Ulmów, jest też przykład Świętych Młodzianków – dzieci zamordowanych z rozkazu króla Heroda. One też nie były ochrzczone, a Kościół czci je jako pierwszych męczenników. Ponadto mamy piękną scenę Nawiedzenia św. Elżbiety: widzimy w niej spotkanie dwóch matek oraz dzieci, które noszą pod sercem. Życie dzieci nienarodzonych jest święte i powinniśmy je otoczyć pełną troską od momentu poczęcia. W tę perspektywę wpisuje się męczeńska śmierć najmłodszego dziecka Józefa i Wiktorii.

Jacy byli Ulmowie?

To ludzie, którzy z niezwykłą pasją przeżywali swe życie. Charakteryzuje ich postawa wdzięczności za dar życia, za wszystko, co otrzymywali od Pana Boga, ale też poczucie odpowiedzialności. Dzielili się obowiązkami małżeńskimi i rodzicielskimi, wzajemnie uzupełniali i wspierali. Potrafili się wzajemnie słuchać, co też pomagało im stawać się lepszymi. Ze świadectw wynika, że w ich domu panowała miła, rodzinna i chrześcijańska atmosfera.

Józef był człowiekiem bardzo ciekawym świata. Znał się na rolnictwie, sadownictwie. Po ukończeniu – z wyróżnieniem – szkoły rolniczej w Pilźnie zdobytą wiedzę stale pogłębiał przez lekturę prenumerowanych czasopism i kupowanych książek. Hodował jedwabniki – to niezwykle oryginalne zainteresowanie jak na tamte czasy, zajmował się też pszczelarstwem. Ale największą pasją Józefa było fotografowanie. W Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej możemy zobaczyć jego pierwszy aparat, który sam skonstruował, korzystając z podręczników. Kolejne aparaty już kupował. W ten sposób upamiętniał życie swych bliskich, ale też mieszkańców Markowej i okolic. Był człowiekiem szukającym nowych rozwiązań, możliwości, które zarówno jego rodzinie, jak też innym mieszkańcom Markowej mogły pomóc w lepszym i bardziej odpowiedzialnym przeżywaniu życia.

A Wiktoria?

Wśród wielu zdjęć Wiktorii jest jedno, które szczególnie lubię. Poruszają mnie szczególnie jej pełne dobroci oczy. Jeden ze świadków jej życia powiedział, że była kobietą szlachetną i wrażliwą, o łagodnym usposobieniu i szerokich horyzontach. Te piękne cechy jej charakteru jeszcze bardziej rozkwitły od momentu, kiedy przy jej boku pojawił się mąż Józef. Czuła się przez niego kochana i znalazła w nim oparcie oraz poczucie bezpieczeństwa, tak bardzo potrzebne w życiu małżeńskim.

Jak wychowywali dzieci?

Ulmowie nie skończyli studiów pedagogicznych, psychologicznych, ale mieli życiową mądrość przekazywaną z pokolenia na pokolenie, a ta uczy, że dzieci najlepiej wychowuje się przez przykład. Pokazywali, czym jest dla nich wiara, np. klękając z nimi do wspólnej modlitwy. W codziennym życiu okazywali sobie i dzieciom wzajemne miłość i szacunek. Tę bliskość i serdeczność widzimy np. na zachowanych rodzinnych zdjęciach.

Po rodzinie Ulmów zachowała się Biblia, a w niej coś szczególnego…

Już sam fakt, że Ulmowie mieli Pismo Święte, co w tamtych czasach wcale nie było takie częste, zasługuje na podkreślenie. Wiemy, że oni je także czytali i rozważali, o czym świadczą m.in. zaznaczone dwa konkretne miejsca i zapisane tam uwagi. Pierwszy z nich to tytuł przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Przykazanie miłości – miłosierny Samarytanin – Łk 10, 30-37). Dodam w tym miejscu, że ta przypowieść stanowi rację, dla której Ulmów nazywamy „Samarytanami z Markowej”. Drugi zaś fragment to Mt 5, 46, a dotyczy on także miłości do drugiego człowieka, posuniętej aż do miłości nieprzyjaciół. Obydwa podkreślenia pomagają nam w pełni zrozumieć, czym kierowali się Józef i Wiktoria, którzy w drugiej połowie 1942 r. zdecydowali się przyjąć pod dach swego domu ośmioro Żydów i udzielić im schronienia. Również świadkowie ich życia zgodnie podkreślają, że decyzja Ulmów była przemyślana i podjęta w duchu wierności ewangelicznemu przykazaniu miłości bliźniego.

A jaka była/jest ta lokalna społeczność Markowej, gdzie żyli i zostali zamordowani Ulmowie?

Markowianie to ludzie wiary, głęboko związani z Kościołem. Słyną w okolicy z umiłowania pracy i porządku. W 1938 r. w Markowej mieszkało cztery i pół tysiąca osób, w tym ok. sto dwadzieścioro Żydów. W czasie II wojny światowej tylko w Polsce na terenach okupowanych przez Niemców – musimy to zdecydowanie podkreślać – istniało bardzo surowe prawo, że za jakąkolwiek pomoc udzieloną Żydom, a nawet za brak poinformowania okupanta niemieckiego, że w jakimś miejscu ukrywają się Żydzi, groziła nam, Polakom, kara śmierci. I prawo to z całą stanowczością było egzekwowane również na całych polskich rodzinach. Wymowne jest to, że w Markowej już po tragedii, która spotkała rodzinę Ulmów, nadal ukrywano Żydów. Dziś wiemy, że przeżyło tam wojnę dwadzieścioro jeden Żydów! To niezwykłe świadectwo wiary i heroizmu mieszkańców Markowej.

Czy beatyfikacja rodziny Ulmów może, zdaniem Księdza, zmienić postrzeganie Polaków, wciąż obwinianych o Holokaust?

Rodzina Ulmów już stała się symbolem bohaterskiej postawy tak wielu Polaków, którzy w czasie II wojny światowej, ryzykując własnym życiem, udzielali pomocy prześladowanym przez okupanta niemieckiego Żydom. Wymowne jest np., że na stronie internetowej Instytutu Yad Vashem znajdujemy sformułowanie, iż zabójstwo rodziny Ulmów „stało się symbolem polskiego poświęcenia i męczeństwa w czasie okupacji niemieckiej”. Ich ofiara przywołuje na pamięć heroizm tak wielu osób, instytucji, organizacji, także Kościoła katolickiego, parafii, zgromadzeń zakonnych, udzielających przeróżnej pomocy prześladowanym Żydom. Przyszła beatyfikacja rodziny Ulmów stanowi wymowny przyczynek do ukazania prawdy historycznej, mówiącej o postawie chrześcijan i Polaków ratujących ludność żydowską w czasie II wojny światowej. Trzeba w takim duchu wychowywać dzieci i młodzież, wszak historia jest nauczycielką życia.

Warto też przypomnieć, że Sejm RP na wniosek prezydenta RP Andrzeja Dudy w 2018 r. przyjął ustawę ustanawiającą Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. To święto państwowe, obchodzone 24 marca – w dzień męczeńskiej śmierci Ulmów, jest kolejnym potwierdzeniem, jak wiele inspiracji dla zrozumienia historii naszego narodu znajdujemy w odniesieniu do wiary w Chrystusa, do Kościoła katolickiego. U źródeł naszej tożsamości narodowej stoi przecież przynależność do Chrystusa. Nie możemy zrozumieć siebie, naszych niejednokrotnie dramatycznych dziejów bez odniesienia do wiary i Kościoła.

Beatyfikacja odbędzie się 10 września w Markowej. I co dalej?

To niezwykle istotne pytanie i kwestia, jak zagospodarować to niezwykłe dziedzictwo, które pozostawili Józef i Wiktoria z dziećmi w odniesieniu do Kościoła, a także do naszej Ojczyzny, zarówno w wymiarze ogólnopolskim, jak też w tym mniejszym, a dotyczącym naszego pięknego Podkarpacia i samej Markowej. Jest wiele pomysłów. Wspomnę m.in. o planowanej peregrynacji relikwii przyszłych błogosławionych na terenie wszystkich diecezji w Polsce. Ufamy, że spotkanie z rodziną Ulmów i modlitwa przy ich relikwiach przyniosą wiele pięknych owoców. Zachęcam też wszystkich, aby przyzywali orędownictwa rodziny Ulmów, aby prosili o ich wstawiennictwo przed Panem. Przypomnę, że drzwi ich domu były otwarte dla każdego, że pomagali wszystkim chętnie i bezinteresownie. Jestem przekonany i sam tego stale doświadczam, że tak jest również dzisiaj. I wierzę, że będzie nadal.

Niedziela. Magazyn 1/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum