Prostowanie historii

Tajemnica pogromu Żydów w Krakowie

Radosław Patlewicz
Analityk, pisarz, publicysta

O powojennym pogromie Żydów w Krakowie mówi się za mało i z błędami. Próbuje się np. obarczać odpowiedzialnością za rozruchy Kościół. To skutek tego, że debata o tego typu zjawiskach z powojennej historii Polski została w dużej mierze zredukowana do wydarzeń kieleckich z 4 lipca 1946 r.

Pogrom w Krakowie zaczął się 11 sierpnia 1945 r. ok. godz. 9 szeregiem prowokacji milicyjno-wojskowych. Do rozprawienia się z Żydami agitowano m.in. z milicyjnej ciężarówki. Mundurowi, którzy mieli strzec synagogi Kupa w trakcie modlitw, podburzyli handlujących na sąsiednim targu Polaków. Wykorzystali w tym celu 12-letniego chłopca – Antoniego Nijakiego. Namówiono go, by wszedł do synagogi i wybiegł z niej z krzykiem, że Żydzi chcieli go zamordować. Wywołało to reakcję łańcuchową. W kolejnych godzinach doszło m.in. do prowokacyjnych strzałów oddawanych z dachów krakowskich budynków oraz agitacji prowadzonej przez nigdy nieujętych osobników, którzy utwierdzali tłum w przekonaniu o dokonanej w synagodze zbrodni. „Na dowód” pokazywano szklanki wypełnione krwią, co miało być potwierdzeniem mordu rytualnego. W efekcie doszło do rozruchów ulicznych, w trakcie których pobito ok. czterdziestu Żydów. Zginęła jedna osoba – Róża Berger, postrzelona przez mundurowego przez zamknięte drzwi mieszkania. Obrabowano też kilka żydowskich lokali.

Sprawa Franciszka Baudysa

Jednym z najciekawszych wątków związanych z pogromem jest sprawa Franciszka Baudysa i jego powiązań z komunistycznymi służbami wojskowymi. Ten 20-letni mężczyzna pracował jako dozorca schroniska żydowskiego, które było usytuowane naprzeciwko synagogi Kupa. Świadkowie, zarówno polscy, jak i żydowscy, zgodnie zeznali, że do pogromu Baudys żył ze społecznością Żydowską w jak najlepszej zgodzie. 11 sierpnia 1945 r. zamienił się jednak w prawdziwą bestię. Brutalnie pobił młodą Żydówkę, następnie zaatakował z milicjantami i żołnierzami mieszkania żydowskie w schronisku, do którego miał klucze. Terroryzował Żydów bronią. Jak sam twierdził, do akcji zwerbowali go dwaj żołnierze z „żółto-czerwonymi wyłogami na kołnierzach” (funkcjonariusze tzw. Informacji Wojskowej, względnie powiązani z nimi żandarmi Dowództwa Okręgu Wojskowego, którzy nie przyszyli sobie regulaminowych żółto-kanarkowych oznaczeń).

Reżyserowany proces

Ostatecznie czynniki decyzyjne zrezygnowały z forsowania tezy o sprawstwie kierowniczym NSZ i wybrały bardziej wiarygodną wersję – tę o spontaniczności rozruchów i zaciekłym polskim tzw. antysemityzmie. W trakcie przewodu sądowego wątki związane z inspiracją służb pominięto milczeniem. Już 29 października 1945 r. w sprawie Baudysa i czwórki innych oskarżonych zapadł wyrok. Dozorca otrzymał najwyższą karę spośród wszystkich ujętych uczestników pogromu – 7,5 roku bezwzględnego więzienia. Trafił do zakładu karnego przy ul. Senackiej 3 w Krakowie, w którym zresztą przebywał już wcześniej w charakterze aresztowanego.

Ucieczka

Baudys nie posiedział tam długo. 28 stycznia 1946 r. wraz z dwoma innymi skazanymi za udział w pogromie – Franciszkiem Kucharskim i Czesławem Hynkiem został wysłany w strzeżonym transporcie kolejowym do więzienia w podpoznańskich Wronkach. Razem z nimi transportowani byli m.in. dwaj więźniowie Informacji Wojskowej, w związku z czym eskorta konwoju bez wątpienia składała się nie tylko z milicjantów czy funkcjonariuszy służb więziennych, ale też z funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego. Jeszcze przed Katowicami Baudys, Kucharski i Hynek zbiegli z transportu. Oprócz skazanych w procesach pogromowych nie uciekł żaden inny z konwojowanych.

Nietykalny

Czy polski Smiersz, którym był Główny Zarząd Informacji Wojska Polskiego, pomógł w ucieczce uczestników pogromu? Kluczowe dla rozwikłania tej zagadki jest prześledzenie dalszych losów Franciszka Baudysa, który – wszystko na to wskazuje – miał z tą służbą powiązania. Poza sporządzeniem przez dyrektora więzienia przy Senackiej 3 zawiadomienia o ucieczce nie podjęto żadnych czynności, by pochwycić Baudysa. Nigdy nie został zatrzymany i doprowadzony do celi więziennej. Szczegółowa kwerenda archiwalna potwierdziła, że nie wyjechał z kraju ani też nie ukrywał się na jego terytorium pod fałszywym nazwiskiem. Ściśle tajne akta komunistyczne, które zawierają jego kartę E-14, dowodzą, że wrócił do Krakowa i mieszkał pod swoim dawnym adresem. Wprawdzie jego nazwisko trafiło do tzw. Poufnego Przeglądu Inwigilacyjnego, prowadzonego przez MBP, a potem biuro „C” MSW, w którym zawarta była lista osób poszukiwanych i szczególnie groźnych, jednak to wszystko były tylko pozory. 9 listopada 1953 r. Baudys został przesłuchany przez milicję w sprawie drobnego incydentu kryminalnego w charakterze świadka. Wiedziało o niej UB. Mogłoby się wydawać, że w tej sytuacji Baudys po prostu musiał „wpaść”. Jak się jednak okazało, nie został aresztowany i wtrącony do więzienia ani też nie wytoczono mu sprawy za ucieczkę. Nie został nawet wezwany do Urzędu Bezpieczeństwa na przesłuchanie. Fakty te można wytłumaczyć w zasadzie tylko posiadaniem przez dozorcę dyskretnej ochrony komunistycznych służb. Dodajmy: służb wyżej postawionych niż UB. Tropy w oczywisty sposób prowadzą do archiwów kontrwywiadu wojskowego GZI/Smiersz, których udział w sprawie pogromowej bynajmniej nie kończył się na wątku Baudysa.

Klucz do zagadki znajduje się w Rosji

Niestety, w przypadku Informacji Wojskowej w połowie lat 80. rozpoczęto planowe brakowanie zasobów archiwalnych. Największe nasilenie tych działań przypadło na lata 1989-90. Wówczas akta operacyjne i osobowych źródeł informacji GZI oraz jego kontynuatorki – WSW zostały niemal w całości zniszczone. Jeśli zaś chodzi o Smiersz – dostęp do składowanych w Rosji akt tej służby jest dla polskich badaczy, z przyczyn politycznych, całkowicie wykluczony. Niemniej istnieje wiele przesłanek, które wskazują, że to właśnie kontrwywiad wojskowy, a nie, jak do dziś podejrzewano, Urząd Bezpieczeństwa stał za organizacją powojennych prowokacji pogromowych. Zastępca szefa GZI w latach 1945-49 Anatol Fejgin w wywiadzie udzielonym Henrykowi Piecuchowi w 1990 r. powiedział: „Nastroje antysemickie wykorzystywaliśmy w inny sposób. Jeszcze nie czas o tym mówić. Liczyliśmy na błąd naszych przeciwników. Musieli go w końcu zrobić. Nie mogliśmy jednak długo czekać. Potrzebny był jakiś przyspieszacz. Stąd pogromy i inne fortele”.

Niedziela. Magazyn 1/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum