Święte pisanie

Święty od zarazy

Marian Florek
Redaktor

Pielgrzymował po Europie, pomagał mieszkańcom miast cierpiącym z powodu morowego powietrza. Jego biografia jest pomieszaniem informacji historycznych z legendą.

Data jego urodzin i śmierci jest niepewna, dlatego ostrożnie przyjmuje się, że przyszedł na świat w połowie XIV wieku, a zmarł przed 1420 r. Pewne jest natomiast, że jego rodzinnym miastem było Montpellier, portowe miasto w południowej Francji. Według podań, pochodził z zamożnej rodziny. Rodzice – Jan i Libera długo byli bezdzietni, lecz gorąco prosili Boga o łaskę rodzicielstwa i zostali wysłuchani, a na znak Bożej Opatrzności na lewej piersi nowo narodzonego pojawiło się znamię krzyża. Podobno ten znak zobowiązał rodziców, by starannie wychowali pierworodnego. Pewnie tak się stało, bo Roch po śmierci ojca i matki został franciszkańskim tercjarzem. Sprzedał swoje dziedzictwo i udał się z pobożną pielgrzymką do Rzymu.

Czarna śmierć

Bez grosza przy duszy, z laską podróżną w garści wędrował przez wioski, miasta, w razie potrzeby stawał u drzwi, prosił o nocleg i posiłek. Ale im bliżej był Wiecznego Miasta, tym większa groza nastawała po drodze.

W czasach kiedy żył nasz bohater – w XIV wieku – Europę dotknęła dżuma, zwana czarną śmiercią. Prawdopodobnie przywleczona została z Chin, skąd Jedwabnym Szlakiem dotarła w 1346 r. na Krym, a stamtąd do Europy. Najnowsze badania wskazują zaś na Kirgistan.

Czarna śmierć w ciągu kilku lat zabiła dziesiątki milionów osób. W samych Włoszech w wyniku dżumy zmarło ok. 80% ludzi. Choroba nie oszczędzała nikogo. Pod jej śmiertelnym tchnieniem ginęli dzieci, starcy, biedota i możni tego świata. Powracała z różnym natężeniem w kolejnych dekadach, aż do XVIII wieku.

Przerwana pielgrzymka

Domy włoskiego miasteczka Acquapendente powitały francuskiego podróżnika pustką okien i otwartych na oścież drzwi, które zwisały smętnie na zawiasach. Na wąskich uliczkach szare trupy szczerzyły zęby, a dojmującą ciszę przerywały od czasu do czasu przeraźliwe jęki proszących o zmiłowanie ledwo żyjących ludzi. Oszołomiony Roch rozejrzał się uważnie, gdy nagle poczuł, że ktoś go dotyka. Gwałtownie odwrócił się i zobaczył człowieka o zapadniętych oczach, którego sczerniała dłoń łapczywie wczepiała się w fałdy jego podróżnego płaszcza. Młodzieniec w odruchu pomocy podał mu rękę, lecz po chwili uścisk proszącego osłabł i jego martwe ciało osunęło się do stóp pątnika.

– Boże miłosierny... – wyszeptał Roch, kreśląc nad trupem znak krzyża. W tej jednej chwili zdecydował się przerwać wędrówkę do Rzymu. Z mocnym postanowieniem służenia bliźnim udał się do miejscowego szpitala.

– Dla chorych nie mamy już miejsca. Odejdź, przyjacielu – usłyszał stanowczą odmowę. – Nie, nie jestem zarażony, chcę tylko pomóc – tłumaczył, zdejmując z głowy szeroki pielgrzymi kapelusz.

Nikt nie wierzył w deklaracje nieznajomego. Kto bowiem chciałby swe młode życie narażać na takie niebezpieczeństwo? Przełożony szpitala popatrzył w łagodne oczy chłopca i po chwili namysłu wyraził zgodę. Roch natychmiast zabrał się do pracy. Podczas codziennego doglądania oferował chorym nie tylko swój czas i pielęgnacyjny trud, ale coś więcej: starał się przywrócić im nadzieję i żywą wiarę w Boga. Duchowe opatrywanie sprawiało, że chorzy łatwiej znosili swoją niedolę.

Lekarstwo

Rocco, tak z włoska zwracali się do niego chorzy, widząc bezradność medyków wobec bezwzględności czarnej śmierci, uciekł się do sprawdzonego specyfiku, skutecznego wobec każdej boleści – do znaku chrześcijańskiej wiary: krzyża. Kreślił go z ufnością na czołach chorych i działy się cuda. Wielu naznaczonych imieniem Trójcy Świętej wracało do sił. Wieści o młodym uzdrowicielu, który siłą z nieba pokonuje zarazę, z szybkością samej epidemii rozeszły się po mieście. Garnęli się do niego coraz liczniejsi chorzy z nadzieją wyzdrowienia. Wkrótce w Acquapendente zaraza ustała. Roch, zmęczony pracą i popularnością, z ulgą opuścił miasteczko i wyruszył w stronę upragnionego Rzymu. Dotarł wreszcie do Wiecznego Miasta, które również nie było wolne od zarazy. I tutaj z całych sił służył chorym i uzdrawiał Bożą mocą. Przypadek sprawił, że uratował od śmierci rzymskiego purpurata – kard. Angelica de Grimoarda, który był protektorem rzymskich szpitali zakaźnych. Nie wiemy, jak długo Roch przebywał nad Tybrem, ale kiedy wędrował do rodzinnej miejscowości, poprzedzała go ugruntowana sława uzdrowiciela. Mieszkańcy miast i wiosek witali go jak niebieskiego posłańca.

W Piacenzy, mocno osłabiony pracą na rzecz zadżumionych, sam zapadł na tę śmiertelną chorobę. Jak mówią przekazy, nagle wszyscy się od niego odsunęli. Strach przed zarażeniem był jednak silniejszy niż wdzięczność. Zbolały, z wielkim wrzodem na nodze wyszedł z miasta. Zatrzymał się w lesie, zbudował szałas i czekał na Boży wyrok.

Jeden sprawiedliwy

W okolicy mieszkał zamożny człowiek. Pewnego dnia postanowił sprawdzić, dlaczego jego pies nie zjada podrzucanego mu chleba, tylko niesie go w pysku nie wiadomo dokąd. Kiedy o poranku jak zwykle zwierzak uniósł kawałek chleba, z ciekawości podążył jego śladem. Dotarł do leśnej kryjówki i zobaczył swojego psa, który kładzie kawałek pożywienia przed leżącym człowiekiem, a potem liże ranę jego lewej nogi. Zaciekawiony podszedł bliżej.

– Panie, jestem zarażony, radzę ci, odejdź – ostrzegł Roch nieznajomego.

Nie trzeba było dwa razy powtarzać, intruz natychmiast zabrał nogi za pas. Siedząc potem bezpiecznie w domu, nagle odczuł palący wstyd. Zdał sobie sprawę, że nie zachował się mężnie i po chrześcijańsku. Zdecydował się wrócić i opiekować się chorym. Roch był pod wrażeniem jego decyzji.

– Dlaczego tu jesteś? – zapytał. – Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście – odpowiedział ten człowiek.

Podania mówią, że ów samarytanin pod wpływem Rocha sprzedał majątek i zaczął służyć bliźnim. Czy tak było istotnie? W każdej legendzie jest ziarno prawdy.

Osobista Golgota

Po wyzdrowieniu Roch kontynuował powrót do rodzinnego Montpellier. W lombardzkim miasteczku Angera został pochwycony i oskarżony o szpiegostwo. Na granicy francusko-włoskiej trwał wówczas terytorialny konflikt; podróżni byli pieczołowicie kontrolowani. Roch nie wyjawił swojego imienia, obawiając się sławy uzdrowiciela, która już szeroko rozniosła się po Europie. Został uwięziony w miejscowości Vogher, gdzie po pięciu latach przesłuchań i tortur zmarł. Podania mówią, że w celi po jego śmierci odnaleziono karteczkę z profetyczną treścią: „Ci, którzy zostaną dotknięci zarazą, a będą wzywać na pomoc św. Rocha, jako swojego pośrednika i patrona, zostaną uleczeni”. Jak mówi legenda, karteczkę przeczytał człowiek odpowiedzialny za uwięzienie Rocha. Imię zmarłego obudziło w umyśle urzędnika dawne wspomnienia.

– Roch, Roszek… Czy nie tak nazywał się młodzieniec, który po śmierci rodziców pozbył się majątku i wyruszył z pielgrzymką do Rzymu? – zastanawiał się i ostrożnie rozchylił koszulę na piersi zmarłego. Zobaczył wyraźne znamię w kształcie krzyża. – Mój Boże, to on! … – rodak nie mógł ukryć wzruszenia.

Ku chwale nieba

Od tej chwili Vogher, miasto kaźni Rocha, stało się miejscem jego kultu, a przy jego grobie, za jego wstawiennictwem, zaczęły się dziać uzdrowieńcze cuda. Po rekognicji ciało Rocha zostało przeniesione do Angery. Podczas soboru w Konstancji w 1414 r. Roch został uznany za świętego, a w 1485 r. jego doczesne szczątki znalazły miejsce w weneckiej świątyni pod jego wezwaniem, zbudowanej w latach 1489 – 1508 dla Bractwa św. Rocha. Konfraternia została powołana w czasie kolejnej zarazy – w 1478 r. przez grupę znacznych weneckich rodów, a zyskała na znaczeniu po przeniesieniu do Wenecji szczątków św. Rocha, które od 1520 r. spoczywają w ołtarzu głównym kościoła. Od tego momentu kult świętego szerzy się intensywnie w Europie. Decyzją papieża Urbana VIII od 1629 r. patron chorych jest czczony publicznie w całym Kościele katolickim. Poświęcane są mu kapliczki, kościoły, ołtarze, figury. Na drzwiach domów w czasie zarazy umieszcza się napis: „VSR”, co znaczy: Vivat Sanctus Rochus, i organizuje procesje.

W świecie istnieje ponad 3 tys. kościołów i kaplic pod jego wezwaniem. W Polsce ku czci św. Rocha wzniesiono 63 kościoły, m.in. w: Poznaniu, Rzeszowie, Dobrzeniu Wielkim, Konopnicy k. Wielunia. W Krasnobrodzie jest kapliczka nad źródłem uchodzącym za lecznicze, a w mazowieckim Sadykrzu znajduje się drewniany kościółek św. Rocha; papież Klemens XIV w 1771 r. wydał dekret, na mocy którego świątynia otrzymała łaskę odpustu zupełnego od wszystkich grzechów po wieczne czasy.

A to ciekawe

Od 2017 r. św. Roch jest patronem miasta i gminy Zator. Według przechowywanej ustnej tradycji, w 1639 r. zarówno Zator, jak i cała Rzeczpospolita zostały dotknięte plagą zarazy. Tysiące ludzi padały jej ofiarą. Żyjący grzebali zmarłych za murami miasta. Po ustaniu zarazy mieszkańcy usypali na tym miejscu mogiłę, na szczycie której umieszczono figurę św. Rocha, „(…) aby przypominał przechodniom tak straszliwą klęskę i obudził w nich westchnienie do Boga za pokojem dusz, których ciała pod mogiłą spoczęły, a zarazem prośbę, iżby Przedwieczny ochraniał tak miasto, jak i kraj cały od podobnego nieszczęścia w przyszłości”.

Po ostatnich doświadczeniach z pandemią św. Roch znowu stał się nam niezwykle bliski.

Niedziela. Magazyn 5/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum