Nie ma w dziejach Polski urzędu, który miałby tak długą i nieprzerwaną tradycję jak urząd prymasa. Prymas tak bardzo łączył w polskiej tradycji losy państwa i narodu z Kościołem, że stał się symbolem państwa w czasach, gdy Polski nie było na mapie Europy.
Narodziny tradycji prymasowskiej w Polsce wiążą się z początkiem XV wieku, kiedy to z urzędem arcybiskupa gnieźnieńskiego, reprezentującego najstarszą na ziemiach polskich metropolię, połączono tytuł prymasa, oznaczający pierwszeństwo (primus princeps – pierwszy książę) w polskim episkopacie. Na soborze w Konstancji w 1417 r. formalnie potwierdzono prymat arcybiskupa gnieźnieńskiego wśród polskich biskupów, co de facto oznaczało początek nowej tradycji w polskim Kościele.
Wywalczył tytuł prymasa
Pierwszym prymasem został Mikołaj Trąba. Należał do ścisłej elity intelektualnej i politycznej, której znaczenie rosło w związku z odnowieniem Akademii Krakowskiej oraz kulminacją konfliktu z Krzyżakami po wiktorii grunwaldzkiej. Mikołaj Trąba – od 1412 r. arcybiskup gnieźnieński, podkanclerzy koronny, wytrawny dyplomata zaangażowany w konflikt z Zakonem Krzyżackim, uczestnik bitwy pod Grunwaldem – był jednym z najbardziej zaufanych dostojników króla Władysława Jagiełły. Nie dziwi więc fakt, że to właśnie on stanął na czele liczącej 800 koni delegacji polskiej na sobór w Konstancji, gdzie miano rozstrzygnąć konflikt polsko-krzyżacki po wielkiej wojnie. Następcy Mikołaja Trąby – arcybiskupi gnieźnieńscy jako prymasi, zgodnie z tradycją, koronowali polskich monarchów, a także zasiadali w ławach sejmowych jako senatorowie.
Interreks, czyli głowa państwa
Przełomem w umacnianiu roli prymasa i jego autorytetu w państwie było pierwsze bezkrólewie, po wygaśnięciu dynastii jagiellońskiej w 1572 r. Wówczas elity szlacheckie, które tworzyły fundamenty ładu prawnego w państwie w czasie bezkrólewia, wyznaczyły prymasowi rolę interreksa, czyli tymczasowej głowy państwa, pełniącej swoje funkcje do chwili koronacji nowego monarchy. W nowej roli prymas miał uosabiać ciągłość władzy państwowej, z czego wynikały poważne uprawnienia. W tym czasie reprezentował państwo na zewnątrz, ale przede wszystkim zwoływał sejm konwokacyjny, który miał przygotować wolną elekcję, oraz sejm elekcyjny, na którym wybierano nowego monarchę. Prowadził obrady sejmu elekcyjnego i ogłaszał na polu elekcyjnym wynik wyborów na nowego króla, którego później koronował, odebrawszy od niego przysięgę koronacyjną. Nierzadko zaangażowanie prymasa we wsparcie konkretnego kandydata na polu elekcyjnym miało znaczenie dla wyników elekcji. Pierwszym interreksem był prymas Jakub Uchański. Faktyczna rola prymasa w państwie rosła, kiedy okresy bezkrólewia przedłużały się do kilkunastu miesięcy, tak jak po ucieczce Henryka Walezego.
Po koronacji nowego monarchy prymas był przewodniczącym senatu, co dawało mu prawo pierwszego głosu, a więc de facto kierowania przebiegiem obrad wyższej izby parlamentu szlacheckiego. Miał też prawo jego zwoływania w czasie nieobecności monarchy, a nawet wbrew jego woli, jeżeli uznał, że król łamie prawo. A zatem prymas był postrzegany także jako stróż prawa Rzeczypospolitej, a nawet mediator i arbiter w sporach szlachty z władcą. Prymas Stanisław Karnkowski tak widział tę rolę pod koniec XVI stulecia: „Dla narodu naszego jest w arcybiskupie gnieźnieńskim skuteczna i pewna obrona przeciwko niemocy i nieprawości królów”. Wyjątkową pozycję prymasa w państwie potwierdził także sprawujący ten urząd w I połowie XVIII wieku Krzysztof Antoni Szembek: „W żadnym królestwie europejskim niepraktykowana i niesłychana rzecz, ażeby miał kto z duchownych prerogatywy takie, jakie ma prymas Polski”.
Powagę urzędu podkreślał fakt, że papież Leon X na soborze laterańskim specjalną bullą z 1515 r. potwierdził arcybiskupom gnieźnieńskim tytuł prymasa Polski w osobie abp. Jana Łaskiego, wielkiego kanclerza koronnego, wybitnego intelektualisty i budowniczego demokracji szlacheckiej, a dodatkowo związał z tym urzędem tytuł legatus natus, czyli „legat z urodzenia”, z uprawnieniami nuncjusza apostolskiego, który wówczas jeszcze w Polsce nie rezydował. Autorytetowi prymasa Łaskiego przypisuje się fakt, że szlachta w dobie reformacji pozostała w większości wierna Kościołowi katolickiemu.
Prymasowskie księstwo
Na swoje utrzymanie miał prymas Księstwo Łowickie, a do tego był zwolniony z wszelkich podatków. Łowicz był przez cztery wieki ulubioną rezydencją prymasów i miejscem ich pochówku. Położony bliżej Krakowa i Warszawy niż Gniezno stał się jednym z najważniejszych centrów politycznych i kulturalnych kraju, a dwór prymasowski dorównywał swoją okazałością niejednej rezydencji magnackiej. Były czasy, gdy stajnia prymasowska liczyła 200 koni, co gwarantowało kontakty z innymi dworami w kraju i za granicą. Zewnętrznymi znakami prestiżu prymasów były prawo posiadania własnego marszałka, powoływanego z grona senatorów, oraz, zwyczaj zaprzęgania swego powozu w parę białych koni, którymi byli obdarowywani przy obejmowaniu urzędu.
Prymasi w zdecydowanej większości, kierując się dobrem ojczyzny i Kościoła, dobrze przysłużyli się Rzeczypospolitej jako wybitni mężowie stanu, doradzający monarchom, gorliwi duszpasterze, stróże tolerancji religijnej oraz hojni mecenasi sztuki. Ostatnim prymasem był brat króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – Michał Jerzy Poniatowski, który stał na czele Komisji Edukacji Narodowej, ale z ponieważ popierał politykę brata, która ostatecznie zbankrutowała, w czasie insurekcji kościuszkowskiej należał do osób, których życie było zagrożone ze strony zwolenników surowego karania tych, których uważano za kolaborantów Moskali.
W czasach niewoli
Dla zaborców tytuł prymasa symbolizujący jedność Kościoła polskiego i dawnej Rzeczypospolitej oraz ważny segment jej suwerennej władzy, był jedną z ważnych przeszkód w umacnianiu ich panowania nad rozdartą na części ofiarą. Dlatego dążyli do likwidacji tego tytułu.
Ponieważ Gniezno znalazło się w granicach Prus, pierwszy prymas w tym okresie – Ignacy Krasicki został przez władze pruskie zmuszony do zamieszkania w Berlinie. Zakazano mu także używania tego tytułu i jednocześnie podjęto zabiegi w Rzymie o jego likwidację, co spotkało się z odmową papieża. W tej sytuacji władze wszystkich państw zaborczych dążyły do tego, by osłabić znaczenie tego niebezpiecznego dla nich symbolu przez wykreowanie prymasów dla każdej z trzech części włączonych do państw zaborczych; legitymizowały w ten sposób podział polityczny ziem polskich, a jednocześnie deprecjonowały prymasostwo gnieźnieńskie.
Władze austriackie w 1817 r. nadały arcybiskupowi lwowskiemu tytuł „prymasa Galicji i Lodomerii”, ale zamiana ta nie uzyskała wsparcia Rzymu. Z kolei w 1818 r. car Aleksander I, koronowany w Warszawie na króla autonomicznej Polski, mianował prymasem metropolitę warszawskiego, a dla odróżnienia go od prymasa Polski nadał mu tytuł „prymasa Królestwa Polskiego”, które powstało na kongresie wiedeńskim. Tym razem Stolica Apostolska, kierując się legalizmem prawnym, wyraziła zgodę na tę zmianę. Z kolei władze w Berlinie doprowadziły – za zgodą papieża – w 1821 r. do unii personalnej łączącej Gniezno z Poznaniem, co miało osłabić znaczenie historycznej stolicy prymasowskiej i poskutkował faktycznym wygaśnięciem tego tytułu.
Polacy pozbawieni własnego państwa, szukając oparcia w znaku wyrastającym z autentycznej tradycji narodowej i kościelnej, zaczęli w prymasie upatrywać orędownika sprawy polskiej, interreksa rozkawałkowanego granicami politycznymi narodu. Odtąd idea prymasostwa zostanie powiązana z ruchem narodowym i przetrwa w świadomości Polaków jako ważny symbol do końca niewoli.
Rolę prymasa jako zwornika umacniał fakt, że w Gnieźnie i Poznaniu metropolitami byli cały czas Polacy, z jednym tylko wyjątkiem, co świadczy o zrozumieniu Stolicy Apostolskiej dla sytuacji polskich katolików. Większość z tych hierarchów świadomie używała tytułu „prymasa Polski”. Tak było w przypadku metropolity Leona Przyłuskiego, który przed wyborami do pruskiego parlamentu w 1861 r. w jednej z odezw, odwołując się do tradycji następcy „na stolicy Wojciechowej”, napisał, że wokół niej „gromadzi się zawsze naród nasz w chwilach stanowczych”. Arcybiskupi gnieźnieńsko-poznańscy używali tego tytułu świadomie także w czasie wizyt w Rzymie. Uczestniczący w obradach I Soboru Watykańskiego metropolita Mieczysław Halka-Ledóchowski nie krył się z tytułem prymasa, czując się reprezentantem 22 mln rodaków. Nie protestował, kiedy jego księża i diecezjanie tak go tytułowali. Dlatego uznał za swój obowiązek stawać także w obronie prześladowanych w zaborze rosyjskim unitów. W czasie Kulturkampfu, skierowanego przez kanclerza Bismarcka nie tylko przeciw Kościołowi katolickiemu, ale także przeciw językowi polskiemu w szkolnictwie, metropolita Ledóchowski za świadomy i konsekwentny opór wobec zarządzeń władz został skazany na 2-letnią izolację, a następnie na banicję do Rzymu, co odbiło się szerokim echem nie tylko wśród Polaków zamieszkujących zabór pruski i wpłynęło na umocnienie ścisłego związku między katolicyzmem i polskością. Patriotyczną tradycję prymasowską w okresie niewoli zamknął arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski, który jesienią 1918 r. odegrał bardzo ważną rolę w odbudowie polskiej państwowości.
Wielcy ojcowie narodu w XX wieku
Do tradycji wielkich prymasów uznawanych przez wiernych za przewodników narodu i jego ojców należeli kard. August Hlond oraz kard. Stefan Wyszyński. Pierwszy, w czasie ostatniej wojny zmuszony do emigracji, zaangażowany w informowanie świata o losie narodu polskiego pod okupacją, interweniujący wielokrotnie w Watykanie na rzecz sprawy polskiej, internowany przez Niemców, po wojnie zawierzył kraj poddany komunistycznej władzy Niepokalanemu Sercu Maryi. Na podstawie wcześniejszych decyzji Stolicy Apostolskiej prymas Hlond połączył w 1946 r. unią personalną stolice arcybiskupie w Gnieźnie i w Warszawie, czym zakończył wprowadzone przez zaborców podziały, które miały osłabiać pozycję i autorytet prymasa. Przed śmiercią w tajemniczych okolicznościach w 1948 r. zostawił testament, który wyznaczył drogę narodowi do zwycięstwa przez Maryję.
Wiernym wykonawcą tego testamentu stał się Prymas Tysiąclecia – kard. Wyszyński, który podczas pobytu w więzieniu przygotował Jasnogórskie Śluby Narodu w 1956 r. oraz wielkie obchody jubileuszu związanego z chrztem Polski. Kiedy 31 maja 1981 r. za jego trumną ciągnęły tłumy, odbierał należną mu wdzięczność za to, że uratował Kościół i duszę narodu przed bezbożnym komunizmem. Jedna z szarf żałobnych nosiła napis, który najlepiej oddawał rolę, którą prymas Wyszyński odegrał w dziejach narodu w czasie ateistycznej dyktatury: „Niekoronowanemu królowi”.