Kościół i Naród

Pierwowzór totalitaryzmów – rewolucja francuska

Prof. Grzegorz Kucharczyk
Historyk, Instytut Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN

Nie brakuje ludzi, którzy patrzą na rewolucję francuską jako na punkt zwrotny w dziejach, wszak wprowadziła zasady wolności, równości i braterstwa… Zapomina się jednak dodać, że nie dla wszystkich.

Historia rewolucji francuskiej jest typowym przykładem „historii wyobrażonej”, to znaczy przemieszania faktów historycznych z dokonywaną w zależności od ideologicznego zapotrzebowania ich recepcji czy interpretacji. Temat mitów oraz mistyfikacji narosłych wokół rewolucji francuskiej jest bardzo obszerny.

Mit Bastylii

Spektakularnym przykładem przekłamań ciągle funkcjonujących w odniesieniu do rewolucji francuskiej jest wydarzenie – symbol: zdobycie Bastylii 14 lipca 1789 r. Ta królewska twierdza w centrum Paryża w rewolucyjnej mitologii funkcjonowała – i do dzisiaj taki obraz pokutuje – jako silnie strzeżone kazamaty, w których w nieludzkich warunkach przetrzymywano setki więźniów sumienia, których jedyną winą było to, że sprzeciwiali się z takich czy innych powodów władzy królewskiej.

Tymczasem w dniu zdobycia Bastylii przetrzymywano w niej siedmiu więźniów. Czterech z nich było oszustami finansowymi osadzonymi tam na mocy prawomocnych wyroków sądowych, były też dwie osoby niepoczytalne oraz jeden więzień osadzony na prośbę rodziny z powodów obyczajowych. Warto przypomnieć, że parę dni przed szturmem na Bastylię przeniesiono z niej do zakładu dla umysłowo chorych słynnego markiza de Sade (znanego dewianta i autora powieści pornograficznych), także na prośbę rodziny. Takich więźniów z Bastylii wyswobodził lud Paryża. Szybko została ona poddana przez dowódcę, który wraz ze swoimi żołnierzami – wbrew ustalonym warunkom kapitulacji – zostali okrutnie zamordowani (dekapitacji dowódcy dokonano nożem rzeźnickim). Wbrew obiegowym opiniom Bastylia nie została od razu zburzona w spontanicznym odruchu ludu francuskiego. Na rozbiórce twierdzy zbił bowiem niezły interes jeden z rewolucyjnych „patriotów”, który doszedł do majątku, sprzedając pozyskany w ten sposób materiał budowlany lub handlując cegłami jako pamiątkami po obalonym „pomniku królewskiej tyranii”.

Tylko na papierze

W triadzie słynnego rewolucyjnego hasła na pierwszym miejscu widniała wolność. Tyle że jej było najmniej w okresie rewolucji francuskiej. Należy przy tym oddzielić sferę deklaracji od sfery czynów. Uchwalono co prawda w 1789 r. Deklarację praw człowieka i obywatela, ale – jak pokazała historia paru najbliższych lat – pozostała ona tylko na papierze. Wśród ofiar rewolucyjnego terroru (1793-94) ponad 80% to ludzie ze „stanu trzeciego” (chłopstwo, mieszczanie), który rzekomo miał doświadczyć największych dobrodziejstw rewolucji.

Nie sposób w tym kontekście pominąć ludowego powstania, które rozpoczęło się w 1793 r. w Wandei, gdy chłopi z tej zachodniofrancuskiej prowincji chwycili za broń „w obronie wiary i króla”, a przeciw republice. W 1794 r. wojska rewolucyjne krwawo stłumiły ten największy w dziejach rewolucji francuskiej ruch ludowy. Celem represji wymierzonych w Wandejczyków było, jak pisali sami rewolucjoniści, „wymazanie Wandei z powierzchni ziemi”. Przez długi czas debatowano w rewolucyjnym parlamencie (Konwent Narodowy), w jaki sposób w jak najkrótszym czasie uśmiercić jak najwięcej Wandejczyków. Jeden z deputowanych zaproponował wtedy: „A może by użyć gazu?”. Jak piszą współcześni francuscy historycy (Reynald Secher), doszło wówczas do „francusko-francuskiego ludobójstwa”.

Katolik – człowiek drugiego sortu

Deklarowana przez rewolucjonistów równość także pozostała tylko frazesem. Bardzo szybko się okazało, że w oczach rewolucjonistów byli „równi i równiejsi”. Oto bowiem obywatelami drugiej kategorii po 1789 r. stali się francuscy katolicy. W Deklaracji praw człowieka i obywatela z 1789 r. zapowiadano poszanowanie prawa własności, by zaraz potem zadekretować konfiskatę wszystkich majątków kościelnych. Z jednej strony rewolucjoniści deklarowali rozdział Kościoła od państwa, z drugiej – w swojej praktycznej działalności zmierzali do całkowitego podporządkowania Kościoła katolickiego rewolucyjnemu państwu. Taki cel przyświecał uchwalonej w 1790 r. tzw. konstytucji cywilnej kleru, która głęboko ingerowała w wewnętrzne sprawy Kościoła (odnoszące się np. do sposobu wyborów biskupów i proboszczów). W kolejnych latach w imię walki z „ciemnotą i nietolerancją” rewolucja francuska kontynuowała politykę dechrystianizacyjną, której apogeum przypadło na lata 1792-93. Obejmowała ona dechrystianizację przestrzeni publicznej (masowe niszczenie świątyń, na czele ze zburzoną do fundamentów wspaniałą bazyliką romańską w Cluny), czasu (wprowadzenie kalendarza republikańskiego, w którym nie liczyło się czasu od narodzin Chrystusa i zakazywało świętowania niedzieli), a nawet dźwięku (zakaz używania dzwonów kościelnych). W 1793 r. oficjalnie zakazano we Francji kultu chrześcijańskiego.

Sformatowani przez gilotynę

Głoszone przez rewolucjonistów braterstwo miało zostać osiągnięte przede wszystkim drogą wojny. Zaraz po ogłoszeniu republiki rewolucjoniści ogłosili „pokój chatom i wojnę pałacom”. Zaraz jednak się okazało, że „chaty” – zwłaszcza te zagraniczne (tzn. ościenne narody) – nie życzą sobie rewolucyjnego pokoju i rewolucyjnych porządków. Bardzo charakterystycznym pod tym względem zjawiskiem była cała seria ludowych powstań antyfrancuskich, które wybuchały na trasach przemarszów wojsk rewolucyjnych, a następnie napoleońskich (Włochy, Hiszpania, Tyrol). Jak już wiemy, w kontekście polityki wewnętrznej, z zasady rewolucyjnego braterstwa zostali wykluczeni Wandejczycy czy inni „wrogowie wolności” (np. Lyon przeznaczono do całkowitego zniszczenia z powodu antyrepublikańskiego powstania w 1793 r.).

Jak pisał przed laty izraelski historyk Jacob L. Talmon w swojej klasycznej rozprawie Źródła demokracji totalitarnej (wyd. pol. 2015), rewolucja francuska była prekursorem polityki, tak bardzo potem charakterystycznej dla reżimów totalitarnych. Polityki zdominowanej przez ideologię. W przypadku francuskich rewolucjonistów pod koniec XVIII wieku była to myśl J. J. Rousseau i jego nauka o „woli powszechnej” i „rządach cnoty”. Dla Robespierre’a et consortes Francuzi mieli być „wychowani do cnoty”, a ci, którzy nie byli podatni na republikańską edukację, mieli zostać „sformatowani” przez gilotynę.

Cechą rozpoznawczą wszystkich totalitarystów jest – jak uczył św. Jan Paweł II w Fides et ratio – uleganie pokusie demiurgicznej. „W naszej mocy jest stworzyć świat od nowa” – mówił jeden z jakobińskich deputowanych. Dlatego Francja chrześcijańska miała zniknąć z powierzchni ziemi i z ludzkich serc.

Niedziela. Magazyn 1/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum