Boże miejsca

Nie tylko krakusom bliska

Margita Kotas
Dzienikarz, podróżnik

Dwa miejsca przychodzą na myśl, gdy pada hasło: „Kraków” – Wawel i Rynek Główny. A jeśli Rynek, to słynne Sukiennice i jeszcze słynniejsza bazylika Mariacka, a w niej równie znany, co ona sama, ołtarz Wita Stwosza.

Mają paryżanie swoją ponad 850-letnią Notre Dame, ale i krakowianie mają się czym poszczycić – bazylika Mariacka Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i jej fundamenty są niewiele młodsze, a zważywszy na burzliwe dzieje Polski, jej trwanie jest godne podziwu.

Kościół mieszczan

Pierwsza świątynia w tym miejscu była budowlą drewnianą. Jak odnotował Jan Długosz, w latach 1221-22 wzniesiono na jej miejscu murowany kościół w stylu romańskim fundacji biskupa krakowskiego Iwo Odrowąża. Fakt, że powstał on na kilkadziesiąt lat przed lokacją Krakowa na prawie niemieckim (1257 r.), kiedy to wytyczono rynek miasta, wyjaśnia skośne, nieregularne położenie obecnej bazyliki względem osi Rynku Głównego; formalnie stoi ona na pl. Mariackim. Romańska budowla została w 1241 r. zniszczona podczas najazdu tatarskiego. Jej pozostałości kryją się ponad dwa metry pod posadzką dzisiejszej świątyni, podobnie jak zachowane elementy wzniesionego na miejscu romańskiej budowli, konsekrowanego w 1320 r., wczesnogotyckiego kościoła. Od czasu oddania w 1222 r. zarówno romańska świątynia, jak i kolejne wzniesione w tym miejscu pełniły funkcję fary – głównego kościoła parafialnego Krakowa. Był zatem kościół Mariacki, w odróżnieniu od królewskiej i biskupiej katedry na Wawelu, świątynią mieszczan i wszelkie jego przebudowy i zmiany wystroju przeprowadzane były dzięki hojności bogatych patrycjuszowskich rodów, których przedstawicielem był choćby majętny krakowski kupiec i rajca miejski Mikołaj Wierzynek (starszy).

Bazylika Mariacka jest budowlą monumentalną, która reprezentuje tzw. gotyk krakowski. Jej obecna bryła pochodzi z drugiej połowy XIV wieku, a jej przebudowa zapoczątkowana została przez wspomnianego Wierzynka starszego, który to ufundował okazałe prezbiterium świątyni. W późniejszym okresie dobudowano do prezbiterium składający się z trzech naw korpus, który od strony Rynku Głównego zamknięty został dwiema wieżami o nierównej wysokości. Następne stulecia przyniosły kolejne zmiany, a ich motorem było... trzęsienie ziemi, które po raz pierwszy i ostatni miało nawiedzić Kraków w 1442 bądź 1443 r. i w wyniku którego zniszczone zostało sklepienie nad prezbiterium kościoła. Wydarzenie to stało się asumptem do dalszej rozbudowy budowli. W XV i XVI wieku świątynia otoczona została kaplicami bocznymi, a w połowie XVIII wieku do głównego wejścia dodano kruchtę projektu samego Franciszka Placidiego, rzymskiego architekta i rzeźbiarza, który uznawany był za największego twórcę późnego baroku. Pod jego okiem wymieniono również liczne ołtarze, a na ścianach zamieszczono piękne malowidła i ozdoby.

Dzieło warte 2808 florenów

Na uwagę zwiedzających kościół Mariacki zasługują m.in. renesansowe cyborium autorstwa Jana Marii Padovano, znajdujące się w absydzie średniowieczne witraże, XIX-wieczna polichromia – dzieło mistrza Jana Matejki, który jest autorem gwieździstego nieba na sklepieniu świątyni, i jego uczniów, m.in. Stanisława Wyspiańskiego i Józefa Mehoffera, czy też kaplica pod południową wieżą kościoła – z cudami słynącym wizerunkiem Matki Bożej Częstochowskiej, w której ślub brał młodopolski poeta i dramatopisarz Lucjan Rydel. Warta odwiedzenia jest także kaplica św. Antoniego, zwana Kaplicą Złoczyńców, w której ostatnią noc spędzali przestępcy skazani na śmierć. Jednak z niczym równać się nie może najcenniejszy zabytek kościoła Mariackiego – ołtarz główny Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, największe dzieło rzeźbiarskie późnego średniowiecza.

Pewnie słynny ołtarz mistrza Stwosza nigdy by nie powstał, gdyby nie wspomniana już katastrofa budowlana, kiedy to runęło sklepienie prezbiterium kościoła Mariackiego, niszcząc ówczesny ołtarz. Gdy rajcy miejscy zdecydowali o wzniesieniu nowego ołtarza, na jego wykonawcę wybrano 30-letniego Wita Stwosza (niem. Veit Stoß) z Norymbergi, który w Krakowie zamieszkał i założył pracownię przy ul. Grodzkiej. Monumentalny, będący pentaptykiem, ołtarz powstawał od 1477 r. przez 12 lat. Dzieło gotowe na dzień Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny 1489 r. przyniosło artyście sławę, a co za tym idzie – liczną klientelę i bogactwo; za swoją pracę w Krakowie rzeźbiarz otrzymał przynajmniej, co potwierdza zachowany zapis o jednej wypłacie, 2808 florenów, czyli równowartość dwóch budżetów rocznych miasta. Scenę centralną Stwosz skomponował pod wpływem Złotej legendy Jakuba de Voragine, z której zaczerpnął opis Zaśnięcia Matki Bożej. Teologiczny zarys całego ołtarza natomiast przygotował artyście przyjaciel, humanista i teolog ks. Jan Heydecke przy współudziale profesorów krakowskiej Akademii. Konstrukcja ołtarza wykonana z dębu liczy 13 m wysokości i 11 m szerokości i jest największą w Europie gotycką nastawą ołtarzową. Figury w głównej scenie Zaśnięcia Matki Bożej, którą podtrzymuje św. Jakub i otaczają pozostali Apostołowie, liczą niemal 3 m, a sama scena kipi złotem i olśniewa zarówno kształtami, jak i kolorami. Dwa ruchome i dwa nieruchome skrzydła ołtarza wypełniają sceny z życia Matki Bożej i Jezusa – w sumie ponad 200 postaci, które wyrzeźbione zostały z drewna lipowego. W podstawie ołtarza zobrazowane jest Drzewo Jessego – genealogia Maryi i Jezusa, zaś ołtarz wieńczy scena koronacji Matki Bożej i figury św. Wojciecha i św. Stanisława, patronów Polski. Co ciekawe, Wit Stwosz nadał postaciom rysy współczesnych mu krakowian, niezwykle realistycznie odtwarzając wszelkie szczegóły anatomiczne ich ciał – zdeformowane reumatyzmem dłonie, nabrzmiałe żyły na nogach czy łysiejące głowy. Wit Stwosz wyrzeźbił również swój portret – w rogu sceny Ukrzyżowania stoi odziany w płaszcz, który otrzymał w darze od króla Kazimierza Jagiellończyka. W kościele Mariackim odnaleźć można jeszcze jedno wybitne dzieło Stwosza – kamienny krucyfiks ulokowany w jednym z ołtarzy, który należy do grupy krakowskich krucyfiksów, tzw. przemawiających.

Wojenne losy

Nie ominęły kościoła Mariackiego dramatyczne wydarzenia II wojny światowej. Już wiosną 1939 r. prof. Karol Estreicher przygotował procedurę ewakuacji Ołtarza Mariackiego na wypadek, gdyby wybuchła wojna. Początkowo jednak proboszcz kościoła – ks. Józef Kulinowski, władze cywilne i wojskowe, chcąc zapobiec niepokojom społecznym, które demontaż i wywózka mogły spowodować, były temu przeciwne. Zgoda na przeprowadzenie operacji pojawiła się latem. Ornamenty z ołtarza i drobne elementy ukryte zostały w Krakowie – w piwnicy domu jednego z krakowskich artystów i pod podłogą Collegium Novum. Figury natomiast pod koniec sierpnia spławiono na barkach Wisłą do Sandomierza, gdzie dotarły w dniu wybuchu wojny, 1 września, i były przechowywane w tamtejszej katedrze i seminarium duchownym. Szafa ołtarzowa pozostała na miejscu, nie przypuszczano bowiem, że Niemcy mogliby się pokusić o jej zdjęcie. Niestety, lokalizacja figur została ujawniona – w październiku 1939 r. zostały wywiezione z Sandomierza i przewiezione pierwotnie do Berlina. Sam Adolf Hitler zdecydował jednak, że powinny trafić do Norymbergi, miasta, z którego pochodził Stwosz. Niemcy zdemontowali i wywieźli również szafę ołtarzową. Rzeźby zostały złożone w podziemiach zamku w Norymberdze, pozostałe elementy – na zamku Wiesenthau. Na szczęście po wojnie udało się odnaleźć wszystkie elementy ołtarza. Skład pociągu złożony z 27 wagonów, wiozący dzieło Wita Stwosza i inne skarby polskiej kultury, które odnaleziono na terenie amerykańskiej strefy okupacyjnej, wyruszył w drogę do Polski 28 kwietnia, by przybyć do Krakowa 30 kwietnia 1946 r. Wraz z Ołtarzem Mariackim do Polski powróciły obrazy z Wawelu, Muzeum Czartoryskich, Wilanowa, Łazienek Królewskich, oraz przedmioty liturgiczne z katedry wawelskiej i kościoła Mariackiego. Niestety, nie wszystkie dzieła z bazyliki Mariackiej, które padły łupem Niemców, zostały odnalezione. Do dziś poszukiwane są: Ołtarz Nawrócenia św. Pawła Michaela Lancza z Kitzingen z 1522 r. oraz Nawrócenie cesarzowej, 1514-15, i Ścięcie św. Katarzyny, 1514-15, Hansa Süss von Kulmbacha.

Frapująca asymetria

Nie ma chyba turysty, który przybyłby do Krakowa i nie odwiedził kościoła Mariackiego. Przyciąga do niego nie tylko sława dzieła Wita Stwosza, ale też wspomniane charakterystyczne „krakowskie” polichromie i melodia mariackiego hejnału, odgrywanego na jednej z wież. Przybywającym na krakowski Rynek Główny to właśnie one, charakterystyczne, nierówne wieże bazyliki pierwsze rzucają się w oczy. Wyższa z nich, północna, która liczy 82 m, zwieńczona jest późnogotyckim hełmem. Zawsze należała do miasta i zwana jest Strażnicą lub Hejnalicą, na niej bowiem, począwszy od późnego średniowiecza, w dzień i w noc czuwał strażnik wypatrujący niebezpieczeństw, które mogły zagrozić miastu. Obowiązkiem strażnika było także odgrywanie o wschodzie i o zachodzie słońca hejnału na trąbce, który był sygnałem do otwarcia i zamknięcia bram miejskich. Od XVI wieku hejnał zaczęto odgrywać co godzinę. Dziś trudno byłoby wyobrazić sobie Kraków bez hejnału mariackiego, który rozbrzmiewa o każdej pełnej godzinie na cztery strony świata i od 1927 r. transmitowany jest o godz. 12.00 na falach Polskiego Radia. Druga, 69-metrowa wieża południowa, kryje zespół pięciu dzwonów – czterech średniowiecznych, o imionach: Pół-Zygmunt, Tenebrat, Mieszczański i Misjonał, oraz współczesnego: Józefa z Nazaretu. Jak mówi tradycja, najstarszy dzwon – Pół-Zygmunt wniesiony został na wieżę przez siłacza Stanisława Ciołka.

Różnicę w wysokości wież, która nurtuje turystów przybywających do Krakowa, tłumaczy legenda. Jak głosi jedna z jej wersji, do budowy wież kościoła Mariackiego zatrudniono dwóch braci, jednych z najlepszych budowniczych Krakowa. Starszemu bratu polecono wzniesienie wieży południowej, a młodszemu północnej. Gdy okazało się, że prace nad wieżą południową postępują szybciej, pełen zawiści młodszy brat zabił nożem starszego. Niedokończoną wieżę południową kazał nakryć kopułą, a sam zgodnie z planem zakończył budowę swojej, teraz wyższej, wieży północnej. Wyrzuty sumienia nie pozwoliły mu jednak spokojnie żyć. Gdy nadszedł dzień uroczystego poświęcenia kościoła, stanął na szczycie swojej wieży. Trzymając w ręce nóż, przyznał się do zbrodni i skoczył w dół. O tych tragicznych wydarzeniach ma przypominać wiszący w bramie Sukiennic na Rynku nóż mordercy.

To niejedyna legenda związana z kościołem Mariackim. Inna wyjaśnia tajemnicę urwanej nagle melodii hejnału mariackiego, ale tej powszechnie znanej Polakom przytaczać chyba nie trzeba.

Niedziela. Magazyn 8/2025

Dystrybucja

W wersji drukowanej
15 zł

koszt przesyłki zwykłej: 7 zł
koszt przesyłki za pobraniem: 15 zł

W parafiach
Telefonicznie: 34 369 43 51
Mailowo: kolportaz@niedziela.pl

Prenumerata roczna: 60 zł (przesyłka gratis)

W wersji elektronicznej
12 zł

Zamów e-wydanie

Archiwum