Historia sztuki

Modlitewny kod Fra Angelico

Ireneusz Korpyś
Historyk, publicysta

Wielu sądziło, że pod zakonnym habitem, oprócz talentu, ukrywał anielskie skrzydła. Coś jest na rzeczy, wszak nikt tak jak on nie malował aniołów. O jego usługi zabiegało dwóch papieży, a jego dziełami inspirował się sam Leonadro da Vinci.

Za murami XV-wiecznych włoskich klasztorów nie brakowało utalentowanych mnichów. Wielu z nich wykazywało się nieprzeciętną biegłością w sztuce malarskiej. W samej Florencji działało w tym samym czasie dwóch wirtuozów pędzla noszących habit – Fra Filippo Lippi, karmelita, oraz Fra Angelico, dominikanin. Obaj zyskali uznanie w oczach im współczesnych, a ich dzieła po dziś dzień zachwycają miłośników sztuki. Choć ich malarski kunszt stoi na podobnym mistrzowskim poziomie, to pod względem charakteru i cnotliwości życia zasiadali na dwóch przeciwległych biegunach. Podczas gdy życie malarza karmelity przeplatały skandale obyczajowe, a tworzenie obrazów było dla niego intratnym rzemiosłem, twórczość i życie malarza dominikanina zdumiewały harmonijnością – malowanie obrazów traktował jako formę modlitwy napełniającej duchową esencją jego istnienie. Świętość dominikanina została oficjalnie potwierdzona, gdy Jan Paweł II wyniósł go na ołtarze, a później ustanowił patronem artystów. Do dziś historycy sztuki próbują odczytać modlitewny kod ukryty na obrazach bł. Fra Angelica.

Tajemniczy Jan z Fiesole

Na malowniczych wzgórzach Toskanii leży nieco senne miasteczko Fiesole, z którego rozpościera się widok na Florencję, z dominującą w jej panoramie majestatyczną katedrą Santa Maria del Fiore, zwaną przez miejscowych po prostu Il Duomo. Fiesole pamięta złote czasy cywilizacji Etrusków, sławę miasteczku przyniósł jednak nie imponujący rodowód, lecz postać pewnego skromnego mnicha, który żył i tworzył w tutejszym klasztorze przez ponad dwadzieścia lat. Mowa, oczywiście, o Janie z Fiesole, lepiej znanym pod przydomkiem Fra Angelico – Brat Anielski – nadanym mu już po śmierci przez Giorgia Vasariego, autora Żywotów najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów. Nigdy w dziejach drugiego takiego malarza ziemia nie nosiła.

Życie Fra Angelica utkane zostało z modlitwy, pracy i... niejasności – tych ostatnich jest, co może zdumiewać, nadspodziewanie wiele. Nie wiemy nawet, kiedy się urodził. Wspomniany nieoceniony biograf włoskich artystów podaje rok 1387, co zapewne jest błędne. Nowsze badania wskazują bowiem, że przyszły patron artystów urodził się między rokiem 1395 a 1400 w położonej w pobliżu Fiesole wiosce Vicchio, z której pochodził inny geniusz malarstwa – Giotto. Wiedza o rodzicach Fra Angelica i wczesnych latach jego życia również pozostaje w sferze domysłów. Prawdopodobnie urodził się w rodzinie malarzy, a fachu uczył się pod okiem ojca. Jedno nie ulega wątpliwości: od dzieciństwa był bardzo religijny, a powołanie powoli, acz konsekwentnie w nim dojrzewało. Wreszcie w wieku dwudziestu paru lat (między rokiem 1418 a 1421) porzucił dobrze rokującą świecką karierę artysty i przywdział zakonny habit. Wstąpił do klasztoru San Domenico w pobliskim Fiesole. Jako mnich przyjął imię Giovanni – Jan. Niewiele brakowało, by jego talent nie wyszedł poza klasztorne mury, wszak w okresie nowicjatu ciążył na nim zakaz malowania, a później pracował, wraz ze swym młodszym bratem, również dominikaninem, jako anonimowy iluminator zdobiący manuskrypty. Przełożeni szybko poznali się jednak na talencie młodego mnicha i nie pozwolili mu marnować się w skryptorium. Pierwsze lata pobytu w zakonie były więc dla brata Giovanniego okresem tułaczki, kilkakrotnie zmieniał klasztory, kształcąc się i zdobywając nowe doświadczenia. Najwięcej przysłużył mu się pobyt we Florencji, gdzie pod okiem Lorenzo Monaco, ostatniego liczącego się przedstawiciela stylu Giotta, szlifował technikę malarską. Do Fiesole powrócił ok. 1429 r.

Co zmalował w celi?

Przepojona duchowością twórczość Fra Angelica zachwycała współczesnych, ale jego najpiękniejsze dzieła przez wieki skrywały przed oczami osób postronnych mury klasztoru San Marco we Florencji, gdzie mnich artysta wraz z grupą fiesolskich zakonników trafił pod koniec lat 30. XV wieku, po tym, jak odebrany sylwestrianom klasztor papież przekazał właśnie dominikanom. Przez lata pobytu w stolicy Toskanii Fra Angelico ozdobił freskami ponad czterdzieści cel zakonnych, korytarze i kapitularz. Jak wykazały wnikliwe badania, jednak nie wszystkie malowidła zostały wykonane jego ręką, miał kilku zakonnych pomocników, być może uczniów, których przysposabiał do malarskiego rzemiosła. Fra Angelico swoim malarstwem czynił to, co inni kapłani czynią głosem – nauczał o Ewangelii i robił to w sposób jak najbardziej sugestywny. Taki też charakter miały jego freski w klasztorze San Marco – przez wieki nastrajały zakonników do medytacji, wspomagały studium prawd objawionych, ożywiały liturgię i inspirowały do kaznodziejstwa; zapewne przyczyniły się również do ukształtowania pobożności kilku błogosławionych i świętych, którzy wyszli z tego klasztoru. Freski przedstawiają kolejno etapy życia Chrystusa: Narodziny, Mękę i Śmierć. Spośród wszystkich najbardziej znanym i intrygującym jest Zwiastowanie. Nie bez powodu tę właśnie scenę umieścił w kluczowym węźle komunikacyjnym klasztoru – w korytarzu pierwszego piętra, którym kilka razy dziennie przechodzili zakonnicy. Na pokaźnych rozmiarów malowidle (230×321 cm) dominują dwie postaci: Maryi oraz Archanioła. W przeciwieństwie do większości poprzedzających go malarzy on Maryję przedstawił z jasnymi włosami. Przed Matką Bożą, której dłonie spoczywają splecione na piersi w geście jakby niedowierzania i zarazem pokory, przyklęka Archanioł odmalowany w charakterystyczny dla twórczości Fra Angelica sposób. Uwagę widza przykuwają jego skrzydła, mieniące się feerią barw. Choć Fra Angelico jest dzieckiem gotyku, to jego dzieła stanowią przedsionek renesansu, zapowiedzianego w elementach architektonicznych umieszczonych na obrazie (to podcienia renesansowej budowli, które na oczach zakonnika wyrastały we Florencji), w zastosowaniu perspektywy, czego gotyk nie znał, i iluzjonizmie. Fresk jest skromny, by nie powiedzieć surowy, brak na nim ozdobników, autor również oszczędnie posługuje się symboliką. Czyni tak, aby poprzez swoją twórczość w klasztorne mury wprowadzić ciszę i spokój, sprzyjające modlitwie, co jeszcze dobitniej wyraża przez inskrypcję przypominającą braciom zakonnym, by przechodząc obok Zwiastowania, nie zapomnieli odmówić Zdrowaś Maryjo.

Jestem tym, co tworzę

Modlitwa stanowiła punkt kulminacyjny jego twórczej pracy. Zawsze przed przystąpieniem do malowania klękał, by w ciszy i skupieniu zwrócić się do Boga. Często osoby postronne pytały go o cel takiego, zdawałoby się, ekscentrycznego zachowania. Fra Angelico spokojnie odpowiadał im, że pracuje tylko w stanie Bożej łaski, a malowanie jest dla niego rozmową z Chrystusem. Wciąż powtarzał: „Jestem tym, co tworzę”, i tworzył wyłącznie obrazy religijne. Nigdy spod jego ręki nie wyszło malowidło, które nie chwaliłoby Boga. Potwierdzeniem jego słów był sposób, w jaki podchodził do malowanych obrazów – nigdy niczego na nich nie poprawiał, twierdząc, że skoro tak namalował, to taka musiała być wola Boga. Istotę twórczości Fra Angelica stanowiło powiązanie emocji z pobożnością, które z prawdziwą wirtuozerią ujmował na obrazach. Jak pisze Vasari, „nie namalował krucyfiksu, nie zapłakawszy nad nim, i stąd widzi się w twarzach jego postaci świetność jego duszy”.

Na usługach Watykanu

Niewątpliwy artyzm przy równoczesnym zachowaniu harmonii między cnotliwym życiem a pobożną twórczością zaskarbiły Bratu Anielskiemu powszechne uznanie. Cenił go trzęsący Florencją Kosma I Medyceusz, a o jego usługi zabiegało dwóch kolejnych papieży. Życie za murami florenckiego klasztoru upływało mu zgodnie z senną rutyną, którą szczerze pokochał, ale niespodziewanie została ona przerwana – prawdopodobnie w 1445 r. – gdy do Rzymu wezwał go Eugeniusz IV, zlecając florenckiemu artyście ozdobienie malowidłami papieskiej kaplicy i prywatnych apartamentów. Papież wcześniej przez dziewięć lat mieszkał we Florencji i z pewnością miał okazję docenić twórczość anielskiego mnicha, wszak jego dzieła zdobiły coraz więcej kościołów w stolicy Toskanii i jej okolicach. W lutym 1447 r. Eugeniusz IV zasnął w Panu, a jego następca Mikołaj V, również pozostający pod wrażeniem talentu Fra Angelica, postanowił za wszelką cenę zatrzymać go w Rzymie. Lato 1447 r. za zgodą Mikołaja V spędził on w Orvieto, by odpocząć w tamtejszym, nieco chłodniejszym klimacie. Nie było mu jednak dane zaznać spokoju, bowiem mieszkańcy miasteczka, gdy dowiedzieli się o przybyciu słynnego malarza, uprosili go, by freskami ozdobił nową kaplicę tamtejszej katedry. We wrześniu Fra Angelico opuścił Orvieto i nigdy już tam nie powrócił, zajęty nadto pracą nad freskami w Rzymie. Dokończenie fresków w Orvieto pozostawił swoim asystentom, a później kontynuował je słynny Luca Signorelli.

Oddałem Ci, Chryste, całe moje bogactwo

W 1450 r. dominikanie z San Domenico upomnieli się o swojego wybitnego współbrata, wybierając go na przeora klasztoru. Mikołaj V niechętnie zgodził się na powrót swojego malarza do Fiesole. Po trzyletnim okresie przeoratu Brat Anielski, posłuszny woli papieża, wrócił do Wiecznego Miasta, by ukończyć rozpoczęte prace nad freskami. Dwa lata po powrocie, 18 marca 1455 r. zmarł. Na jego grobie w bazylice Santa Maria sopra Minerva, przy której mieszkał za czasów pobytu w Rzymie, wyryte zostało epitafium, podobno ułożone przez Mikołaja V: „Tutaj spoczywa czcigodny malarz Fra Giovanni z Zakonu Kaznodziejskiego. Niech mnie chwalą nie dlatego, że byłem jak drugi Apelles, ale dlatego, że oddałem Ci, Chryste, całe moje bogactwo. Dla niektórych dzieła przetrwają na ziemi, dla innych w niebie; miasto Florencja urodziło mnie, Giovanniego”.

Niedziela. Magazyn 5/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum