Skąd tak ogromne zainteresowanie św. Andrzejem Bobolą w ostatnich latach? Jak doszło do pojawienia się owego, znaczącego sanktuarium tego świętego w Strachocinie k. Sanoka?
To prawda, że nie zdarzyło się dotąd, aby papież ogłosił encyklikę poświęconą postaci pojedynczego świętego. A tak uczynił Pius XII w 1957 r. z okazji 300. rocznicy śmierci św. Andrzeja Boboli. W encyklice Invicti athletae Christi (Niezwyciężony bohater Chrystusa) papież opisał ze szczegółami, jak Bobola zginął w Janowie Poleskim 16 maja 1657 r., bestialsko zamordowany przez Kozaków. Gdyby wyparł się wiary w Chrystusa, uszedłby z życiem. Jego kapłańska wierność wprawiła zbrodniarzy w taką wściekłość, że z niesłychanym okrucieństwem bili go biczami, wyrwali mu prawe oko, w różnych miejscach zdarli mu skórę, okrutnie przypiekali rany ogniem i nacierali je szorstką plecionką. Nad jego kapłaństwem znęcali się, obcinając mu uszy, nos i wargi, a język wyrwali przez otwór zrobiony w karku, ostrym szydłem ugodzili go w serce. Aż wreszcie, ok. godz. 3 po południu, dobili go cięciem miecza. Pius XII zakończył wstrząsający opis słowami: „Odziany w purpurowy ornat własnej krwi złożył Bogu swą ostatnią i najdoskonalszą ofiarę – samego siebie”. Jak z tego widać, męczeństwo Andrzeja Boboli było podobne do drogi krzyżowej Jezusa. Taką też drogę krzyżową Andrzeja Boboli zbudował w Strachocinie ks. Józef Niżnik.
Duszochwat ze Strachociny
Nazwisko Andrzeja Boboli zna każdy uczeń z katechezy szkolnej, ale większość z nas musi przyznać, że bardzo mało o nim wie. Sam, będąc przez blisko 20 lat posłem i senatorem w Warszawie, ani razu nie byłem w Narodowym Sanktuarium Andrzeja Boboli przy ul. Rakowieckiej, aby bodaj zobaczyć trumienkę świętego, w której za szkłem znajduje się jego szkielet, który nie uległ rozkładowi. Komuniści po II wojnie światowej doskonale orientowali się w mocy św. Andrzeja, skoro zlikwidowali nawet jego ulicę w Warszawie, a przez kilkadziesiąt lat nie zezwolili na budowę jego sanktuarium. Oczywiście, opresja komunistów nas nie tłumaczy, ale czy nie powinien zastanowić nas fakt ukazywania się świętego dzisiaj?
Właśnie odpowiedź na obecne zainteresowanie Bobolą wiąże się z jego ukazywaniem się w Strachocinie k. Sanoka, gdzie urodził się w 1591 r. w szlacheckiej rodzinie. Mając 15 lat, rozpoczął naukę w jezuickim kolegium w Braniewie na Warmii, w wieku 20 lat wstąpił do zakonu jezuitów, studiował filozofię i teologię w Wilnie. Po święceniach kapłańskich w 1622 r. dał się poznać jako dobry wychowawca i kaznodzieja, duszpasterzował w: Nieświeżu, Pułtusku, Warszawie, Płocku, Wilnie, Bobrujsku, Łomży, najdłużej na terenach wschodniej Rzeczypospolitej, gdzie dominowało prawosławie. Kiedy w Wilnie wybuchła zaraza, pociągająca za sobą śmierć wielu mieszkańców, Andrzej razem z kilkoma innymi kapłanami, poza pracą w kościele św. Kazimierza, wyszukiwał chorych po domach, by nieść im religijną pociechę. W 1642 r. 51-letni Bobola został skierowany do kolegium w Pińsku. Tam, wśród nieprzebytych bagien i lasów, chmar komarów, w otoczeniu zdziczałych i zabobonnych Poleszuków oraz schizmatyków, jego kaznodziejski talent i zdolność nawracania objawiły się w całej swojej pełni. Pracował tak gorliwie, że nazwano go duszochwatem i apostołem Polesia. Za to spotkał go straszliwy los z rąk Kozaków, którzy zamordowali go rzekomo za nawracanie prawosławnych. Po śmierci zmasakrowane ciało znienawidzonego „Lacha” współbracia przewieźli do jezuickiego kościoła w Pińsku i pochowali razem z 45 innymi zamordowanymi w tym czasie jezuitami. Jego życie i męczeństwo poszłoby w niepamięć, gdyby 45 lat po śmierci sam się nie przypomniał.
Święty Andrzej się przypomina
W 1702 r. Andrzej Bobola ukazał się rektorowi Kolegium Jezuitów w Pińsku o. Marcinowi Godebskiemu. Trwała wówczas wojna, Pińsk obległy wojska rosyjskie, życie mieszkańców oraz samo kolegium były zagrożone. Bobola, ukazując się wspomnianemu kapłanowi, szukającemu ratunku wśród świętych w niebie, powiedział: „Jestem wasz współbrat Andrzej Bobola, męczennik. Jeśli odnajdziecie moją trumnę i oddzielicie od innych, uratuję kolegium i miasto”. Po trzech dniach poszukiwań znaleziono właściwą trumnę, w której ciało kapłana, straszliwie okaleczone, nie uległo rozkładowi. Wystawiono trumnę w kościele, modlono się i stał się cud. Rosjanie odstąpili od oblężenia. Od tego momentu rozpoczął się kult Andrzeja Boboli. Tysiące ludzi donosiło o niezwykłych łaskach otrzymanych za jego sprawą. Sam król August II dziękował męczennikowi za powrót do zdrowia.
Jak w każdej podobnej sprawie, już w 1712 r. podjęto starania o beatyfikację Andrzeja Boboli, doszło do niej jednak dopiero 140 lat później, 30 października 1853 r. w Rzymie, za pontyfikatu papieża Piusa IX. Na przeszkodzie stanęły najpierw kasata zakonu jezuitów w 1773 r., a następnie rozbiory Polski. Zanim jednak nastąpiła beatyfikacja, Andrzej Bobola ukazał się po raz drugi, w 1819 r., tym razem dominikaninowi o. Alojzemu Korzeniewskiemu w Wilnie, zatroskanemu o Polskę będącą pod zaborami. Korzeniewski był narodowym kaznodzieją, któremu carat zakazał głoszenia kazań. Podczas wspomnianej wizji Bobola polecił mu otworzyć okno w celi i wyjrzeć na zewnątrz. Korzeniewski zobaczył rozległą równinę, na której trwała bitwa. Walczyły wojska wielu narodów. Andrzej Bobola przekazał mu trzy proroctwa dotyczące Polski. Pierwsze: „Powiedz Polakom, że gdy skończy się ta wielka wojna, znowu będą na mapach świata”; drugie: „Polska zwycięży w wielkiej bitwie”; i trzecie: „Nadejdą czasy, że będę głównym patronem Polski, a Polska będzie w pełnym rozkwicie”.
Beatyfikacja i kanonizacja
Wniosek: każde z tych proroctw dotyczyło Polski, zapewniało o opiece Andrzeja Boboli, jeśli będziemy modlić się do Boga za jego pośrednictwem. Z pewnością to widzenie przyspieszyło beatyfikację Boboli w 1853 r., a radość z beatyfikacji krzepiła serca Polaków w ciężkich latach niewoli. Rósł kult bł. Andrzeja, a samo odzyskanie niepodległości w 1918 r. uznano za cudowne spełnienie proroctwa męczennika.
Polska była wolna, ale wobec zagrożenia bolszewickiego w 1920 r. kard. Aleksander Kakowski zarządził w Warszawie nowennę do bł. Andrzeja Boboli, sprowadzono naprędce z Krakowa jego relikwie i choć Maryi przypisano zwycięski Cud nad Wisłą, to jednak podjęto starania, aby pomoc Boboli upamiętnić kanonizacją. Do prośby dołączył się Naczelnik Państwa marszałek Józef Piłsudski, który napisał w tej sprawie list do papieża. Aktu kanonizacji, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego 17 kwietnia 1938 r., dokonał w Rzymie Pius XI – były nuncjusz apostolski w Polsce (Achille Ratti), naoczny świadek Cudu nad Wisłą i poprzedzającej zwycięstwo nowenny do bł. Andrzeja Boboli w sierpniu 1920 r.
Ukazuje się do dzisiaJ
Dalsze ukazywanie się św. Andrzeja Boboli dotyczy już wspomnianej Strachociny, miejsca jego urodzenia, gdzie po 1985 r. w ciągu kilku lat powstało sławne dzisiaj sanktuarium św. Andrzeja Boboli, z którego to miejsca święty ten patronuje Polsce, pośredniczy też w łaskach u Boga.
Jest faktem, że apostołowanie Boboli wzmaga się w chwilach zagrożenia dla naszego kraju (tak było podczas zaborów, wojny bolszewickiej, wybuchu II wojny światowej, tak jest i teraz). Przez swoje ukazywanie się w Strachocinie święty pragnie przypomnieć zapomniane w ciągu wieków miejsce swego urodzenia, wskazuje na zagrożenia, a domagając się kultu, obiecuje pomoc. Od tamtej chwili, a dokładnie od 16 maja 1987 r. rozwinął się nieobecny dotąd w Strachocinie kult św. Andrzeja Boboli. Podczas ostatniego zjawienia, 1 maja 2020 r., jak opowiada ks. kustosz Józef Niżnik, św. Andrzej Bobola powiedział: „Polacy czczą Maryję nie tak, jak chce Bóg, bo Ona nie jest tylko naszą Główną Patronką, Ona jest naszą Królową i Panią, i tak czcijcie, Polacy, Maryję, oddawajcie Jej cześć jako Królowej i Pani. Nie ma nikogo ważniejszego wśród świętych ponad Maryję. Wszyscy jesteśmy Jej sługami. Ja jestem jednym z nich”.
Należy w tych słowach św. Andrzeja dostrzec fenomen jego służby: podczas pracy duszpasterskiej niestrudzenie kierował on uwagę ku Matce Bożej, danej naszemu narodowi ku pomocy i obronie. Ten, o którym Bóg nie pozwolił Polakom zapomnieć, którego Bóg w najbardziej trudnych momentach dziejów wysyła z proroczą misją do naszego narodu, ukazując się, stale podkreśla, że jest tylko sługą Królowej Polski, Matki Bożej Jasnogórskiej, że nie jest mu potrzebny w niebie ziemski dekret z tytułem „Głównego Patrona Polski”, bo takim ustanowił go Bóg, powierzając mu narodową misję!
Jeśli się nad tym zastanowić, to tak naprawdę od Andrzeja Boboli, a dokładnie od Ślubów Królewskich Jana Kazimierza, w których brał on udział, a których tekst zapewne napisał lub przynajmniej zainicjował, zaczęły się wielkie zawierzenia Polaków Królowej Polski. Czy nie to chciałby przekazać nam i dzisiaj, że w tych przełomowych czasach mamy z całą pokorą zawierzyć się Królowej Polski z nieba, Maryi Jasnogórskiej?