Objawienia i dzieje

Katakumby – znane i nieznane

Grzegorz Gadacz
Publicysta

Dziś katakumbami nazywa się wszystkie podziemne nekropolie, niezależnie od tego, gdzie się znajdują. Można je spotkać w Neapolu, Paryżu, Londynie, Odessie, a także w polskim Supraślu. Te najstarsze jednak i najrozleglejsze znajdują się w Wiecznym Mieście.

W końcu maja 1578 r. przy via Salaria w Rzymie kilku robotników wydobywało żwirek pucolanowy. Od czasów starożytnych wiedziano, że wymieszany z wapnem tworzył doskonałą zaprawę murarską, odporną na działanie wody morskiej. Nagle pod pracującymi załamała się ziemia i wpadli do podziemnej komory, a z niej na wszystkie strony rozchodziły się wąskie korytarze. Ściany i sufity, wyciosane w miękkiej wulkanicznej skale, ozdobione były malowidłami i pokryte inskrypcjami, które wskazywały, że trafili na chrześcijański cmentarz z dawnych wieków. Odkrycie wzbudziło sensację. Kto tylko mógł, schodził do podziemi wypełnionych grobami. Jednym z pierwszych był historyk kościelny Cezary Baroniusz, późniejszy kardynał. Wspominał: „Rzym się zadziwił, słysząc o tych podziemnych miastach w swoim obrębie, o miastach, które niegdyś w czasach prześladowania służyły chrześcijanom na mieszkanie, teraz jednak same groby tylko chowały, i pełne podziwienia patrzało oko na to, co dotąd w księgach czytało”.

Ad catacumbas

Pierwsi chrześcijanie, także w Rzymie, dużą wagę przywiązywali do pochówku swych zmarłych. Było to podyktowane szacunkiem dla ciała, które mocą Bożą ma powstać z martwych i nie wolno go było spopielić. Początkowo, kiedy wspólnoty nowej religii nie były liczne, korzystano z pogańskich nekropolii naziemnych, położonych zgodnie z rzymskim prawem z dala od miast. Później co bogatsi współwyznawcy sponsorowali na własnym terenie tzw. coemeteria, czyli miejsca snu, odpoczynku (w odróżnieniu od nekropolii, czyli miast umarłych). Problem się pojawił, kiedy liczba chrześcijan znacznie się powiększyła i zabrakło miejsca na pochówki, tym bardziej że i ceny ziemi na terenach podmiejskich znacznie wzrosły.

Wykorzystano wówczas właściwości wulkanicznego tufu – skały, na której był położony Rzym i jego okolice. Drążenie w niej było łatwe i bezpieczne, a w kontakcie z powietrzem stawała się twarda. Chrześcijanie więc, ze względów praktycznych, zeszli ze swoimi cmentarzami pod ziemię, by stopniowo utworzyć wielopoziomową sieć podziemnych korytarzy, ciągnących się kilometrami. Uzyskana w ten sposób przestrzeń pozwoliła na wykucie setek tysięcy grobów. Podziemne cmentarze z czasem zaczęto nazywać katakumbami, od określenia ad catacumbas, oznaczającego pierwotnie teren położony w zagłębieniu.

Najprostszą i najpowszechniejszą formą grobów w katakumbach były prostokątne nisze umieszczone w ścianach korytarzy jedna nad drugą. Składano w nich zawinięte w płótna zwłoki kilku członków tej samej rodziny i zamykano płytami z terakoty lub, rzadziej, z marmuru. Na nich czasem wypisywano lub ryto imiona zmarłych, wczesne symbole chrześcijańskie w postaci ryby, chleba, kotwicy, gołębicy z gałązką oliwną w dziobie czy nawet monogramu Chrystusa, ale większość nagrobków pozostawiano bez żadnych napisów. Za to w świeżą zaprawę wmurowywano niejednokrotnie: lampki oliwne na znak podtrzymania światła wiecznego, monety, naczynia, zabawki dziecięce, klucze lub przedmioty codziennego użytku, a przy grobach ustawiano naczynka z pachnidłami – odpowiedniki dzisiejszych zniczy i kwiatów.

Świątynie pokryte pajęczyną

W odróżnieniu od pogan chrześcijanie nie obawiali się swoich zmarłych. Praktykowano zwyczaj odwiedzania grobów bliskich w rocznice ich śmierci, modlono się i urządzano agapy. Ze względu na szczupłość miejsca brała w nich udział z reguły tylko najbliższa rodzina. Z tego samego powodu katakumby nie były miejscem odprawiania nabożeństw ani schronienia w czasie prześladowań, poza tym władze i tak znały dobrze lokalizację chrześcijańskich cmentarzy.

Dużą zmianę w funkcjonowaniu katakumb przyniósł przełom konstantyński i uznanie chrześcijaństwa za religię państwową. Odtąd można było odpowiednio upamiętnić miejsca pochówku licznych męczenników. Szczególnie zasłużył się w tym dziele w IV wieku papież Damazy I, który nie szczędził ani sił, ani pieniędzy na poszerzanie krypt i ich dekorowanie marmurem, złotem i malowidłami. Na niewielką skalę można było już w nich nawet celebrować Eucharystię. Do katakumb zaczęły ściągać tłumy pielgrzymów – stały się one niemal głównymi ośrodkami wiary. Sekretarz Damazego, późniejszy święty, Hieronim napisał: „Pył pokrył złoty Kapitol, świątynie pokryły się pajęczyną, lud nie spieszył już do nich, ale do grobów męczenników chrześcijańskich”.

Cześć dla nich wyrażała się także w postaci publicznych dorocznych biesiad w rocznicę śmierci. Korzystali z nich biedni i żebracy, a że nie brakowało także tańców i muzyki, z energią przeciw takim formom kultu występowali biskupi: Ambroży, Paulin z Noli czy Augustyn. Przede wszystkim jednak wierni chcieli być pochowani i czekać na zmartwychwstanie w towarzystwie męczenników. Katakumby rozrosły się więc ogromnie i powstawały przy każdej większej drodze prowadzącej do miasta.

Ich czas skończył się po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Najazdy barbarzyńskich plemion, spustoszenia i zniszczenia nie ominęły również cmentarzy. Kiedy król Longobardów Aistulf splądrował w VIII wieku katakumby i zabrał z nich wiele relikwii świętych, papieże zdecydowali się przenieść tysiące szczątków męczenników do bazylik wewnątrz rzymskich murów, żeby zapobiec profanacji. Opróżnione podziemne cmentarze przestały interesować ludzi. Wejścia do katakumb zasypano, a po kilku wiekach o nich zapomniano. Niektóre były wykorzystywane jako stajnie dla zwierząt lub piwnice dla winnic. Inne zarosły roślinnością.

Corpisantari i inni odkrywcy

Zainteresowanie na nowo odkrytymi w 1578 r. katakumbami było ogromne, ale systematyczne badania nad nimi podjął dopiero kilkanaście lat później Antonio Bosio, pasjonat starożytnej historii Kościoła, który w chwili odkrycia grobów przy via Salaria miał zaledwie 2 lata. Poświęcił im całe życie; jako pierwszy systematycznie je badał, opisywał i odkrywał kolejne katakumby. Bosio uważał przy tym, że w katakumbach chowano przede wszystkim męczenników oraz świętych wyznawców – był przekonany, że wszyscy pierwsi chrześcijanie byli świętymi.

Miało to swoje konsekwencje. Zapotrzebowanie na relikwie w całym chrześcijańskim świecie było ogromne. Odkryte wejścia do katakumb nie były chronione, więc szybko znaleźli się tacy, którzy postanowili wykorzystać okazję. Kradli z podziemnych cmentarzy, co się tylko dało, włącznie ze szczątkami starożytnych chrześcijan, i sprzedawali łupy naiwnym pielgrzymom jako relikwie. Nazywano tych rabusiów powszechnie corpisantari. Nie pomogła nawet interwencja papieży, którzy próbowali uregulować wydobycie relikwii urzędowo, wynajmując specjalnych robotników do wyciągania ciał z nisz grobowych. Wyznaczony ksiądz decydował, czy są one ciałami świętych, po sprawdzeniu symboli na płytach grobowych lub zidentyfikowaniu naczyń na pachnidła jako ampułek z krwią męczennika.

Na szczęście nie wszystkie katakumby zostały znalezione. W połowie XIX wieku Giovanni Battista de Rossi, młody urzędnik Biblioteki Watykańskiej, odnalazł przy via Appia, w szopie na narzędzia, marmurową płytę z inskrypcją odnoszącą się do św. Korneliusza z połowy III wieku. To odkrycie doprowadziło go do podziemnego cmentarza znanego w źródłach jako katakumby św. Kaliksta. Było to o tyle ważne, że katakumby te były jednymi z najstarszych, największych i zawierały groby wielu papieży, świętych, a także freski w nienaruszonym stanie. De Rossi, wspomagany przez bardzo zainteresowanego odkryciem papieża Piusa IX, w sposób naukowy zajął się badaniami nad znaleziskiem, czym położył podwaliny pod archeologię chrześcijańską.

W całym ówczesnym świecie odkrycie wzbudziło entuzjazm i powtórne zainteresowanie historią wczesnego chrześcijaństwa, także wśród pisarzy i poetów. Zygmunt Krasiński część fabuły Irydiona umieścił w katakumbach. O prześladowaniach chrześcijan pisali m.in. Nicholas Wiseman, Frederic Farrar, Mika Waltari. Największą popularność i Nagrodę Nobla zdobył za powieść Quo Vadis Henryk Sienkiewicz. Ignacego Józefa Kraszewskiego po rzymskich podziemiach oprowadzał sam de Rossi.

Współcześni naukowcy odebrali katakumbom urok miejsca modlitwy i schronienia prześladowanych chrześcijan; mogłoby się wydawać, że staną się przez to nieciekawe. Jest jednak inaczej. Pozostają tajemnicze, a literacka wizja skutecznie przesłania historyczną rzeczywistość. Dziesiątki tysięcy turystów i pielgrzymów odwiedzających dostępne do zwiedzania fragmenty podziemnych rzymskich cmentarzysk zdecydowanie o tym świadczą.

Niedziela. Magazyn 2/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum