Rozmowa

Jak wybierano papieży?

Duchowieństwo wraz z ludem Rzymu, biskupi suburbikarni, możne rody Wiecznego Miasta, cesarze oraz królowie – czy jednak kardynałowie? Kto w przeszłości tak naprawdę wybierał papieża? Wokół zasad elekcji biskupa Rzymu narosło wiele mitów i niedomówień, wyjaśnia je ks. dr Przemysław Śliwiński.

Ireneusz Korpyś: W późnym antyku i wczesnym średniowieczu wybór następcy św. Piotra był mniej usystematyzowany, niż ma to miejsce obecnie. Jak wówczas przebiegała elekcja następcy św. Piotra?

Ks. dr Przemysław Śliwiński: Pierwsze tysiąclecie nie ukształtowało trwałych procedur wyboru papieży. Podanie jakiejkolwiek powszechnie obowiązującej zasady byłoby błędem, ponieważ one w praktyce zbyt często ulegały zmianom. Na reguły wyboru papieży wpływały również ingerencje zewnętrze oraz rozmaite kłopoty, z którymi w tych wiekach zmagał się Kościół. Z tej racji reguły wyboru papieży nie zostały udokumentowane, co uniemożliwia jednoznaczne powiedzenie, w jaki sposób przebiegał wówczas wybór biskupa Rzymu.

Z Tradycji apostolskiej św. Hipolita dowiadujemy się jednak, że wybór biskupa Rzymu dokonywany był przez lud i duchowieństwo Wiecznego Miasta – del clero, del popolo. Jak ta reguła miała się do realiów epoki naznaczonej burzliwymi przemianami? Czy faktycznie wybór papieża w tamtych czasach przebiegał zgodnie z ideałami demokracji zawartymi w przytoczonej zasadzie św. Hipolita?

Trzeba sobie uzmysłowić, że wybór biskupa Rzymu zgodnie z zasadą del clero, del popolo obowiązywał przez pierwsze dziesięć wieków tylko czasami. Innymi słowy, regułą było to, że wybierano biskupa Rzymu, ale wyboru dokonywano w różny sposób. Co do Tradycji apostolskiej – dowiadujemy się z niej, że istniały co najmniej dwie fazy. Pierwsza, tzw. ludowa, czyli swego rodzaju wyrażenie aklamacji albo dezaprobaty wobec kandydatów w przypadku sede vacante. Po niej następowała druga faza – akceptacji ze strony biskupów suburbikarnych, czyli diecezji sąsiadujących z Rzymem. Przechodziła ona w sposób naturalny w fazę trzecią, sakramentalną – biskupi, a ściślej rzecz ujmując: biskup Ostii udzielał święceń biskupich elektowi. Była to zasada nietrwała, niemniej ukazuje ona to, czego często sobie nie uświadamiamy, myśląc o Kościele pierwszych wieków, a mianowicie że biskupem Rzymu zostawał zawsze ksiądz diecezji rzymskiej – prezbiter, albo przynajmniej diakon – i nikt inny. Nie miały wówczas miejsca „transfery” biskupów z jednej diecezji do drugiej. Nawet biskupi suburbikarni nie mogli zostać papieżami, ponieważ według teologii oblubieńczej, byli oni na stałe związani ze swoimi diecezjami. Mitem jest również mówienie o demokratycznym charakterze tych wyborów – regułę del clero, del popolo bardziej można porównać do pewnego rodzaju drogi synodalnej, o której tyle się dziś mówi. Była to faza pewnego rodzaju słuchania ludu i duchowieństwa, ale to nie ich głos był rozstrzygający – kluczowy był głos biskupów, to oni ostatecznie rozeznają i wybierają. Istnieją konkretne przypadki, które wskazują, że reguła św. Hipolita, choć była zacna i dobra, w praktyce się nie sprawdzała, bo często doprowadzała do podwójnych elekcji.

Kiedy doszło do przełomu, który moglibyśmy nazwać wyborem papieża zbliżonym do znanego nam obecnie?

W tym przypadku mówimy o procesie rozciągniętym w czasie i podzielonym na kilka faz. Kamień milowy pod te przemiany położył Leon IX. Papież ten był przekonany o tym, że trzeba zakończyć istniejący nieład w kwestii wyboru następcy św. Piotra dopuszczający zewnętrzne ingerencje, choć on sam tron św. Piotra zawdzięczał takiej ingerencji – desygnował go cesarz rzymski narodu niemieckiego Henryk III. Merytoryczną podporę stanowili dla Leona IX mnisi z opactwa w Cluny, którzy tworzyli intelektualną awangardę ówczesnej Europy. Kluniaccy benedyktyni zaczęli teologicznie przebudowywać rozumienie tego, kim jest papież, czym jest Kościół i jakie znaczenie ma obecność papieża nie tylko dla diecezji rzymskiej, lecz dla całego Kościoła. Można powiedzieć, że zbudowali teologię uniwersalizmu papieskiego. Mając za sobą opiniotwórcze opactwo w Cluny, Leon IX postanowił do grona kardynałów, a więc swoich bezpośrednich współpracowników, wprowadzić ludzi spoza diecezji rzymskiej, co było swoistą rewolucją. Nowi kardynałowie – wśród nich na czoło wybijał się kard. Hildebrand, późniejszy papież Grzegorz VII – podjęli szczegółową pracę nad zasadami, które w wyborze swojego pasterza miały uwolnić Kościół od jakichkolwiek ingerencji. Wówczas, w wyniku pewnego przypadku, a nie usystematyzowanego działania, doszło do przełomu: to kardynałowie biskupi stali się po raz pierwszy wyłącznymi elektorami biskupa Rzymu – wcześniej byli oni tylko jednymi z elektorów. Później papież Grzegorz VII skrupulatnie pilnował tej zasady, rozszerzając grupę elektorów na wszystkich kardynałów, również prezbiterów i diakonów. Od tego momentu np. próba desygnowania przez cesarza jakiejś osoby na biskupa Rzymu stawała się decyzją niekanoniczną, a więc wyborem nieważnym – jedynie wybór dokonany przez kardynałów był wyborem kanonicznym.

Na tym problemy związane z wyborem papieża się jednak nie skończyły...

Choć strukturalnie sprawa wyglądała dobrze, to jednak Kościół nie uwolnił się od, nazwijmy to delikatnie, „lobbingu”. Teraz ingerencje pojawiły się w samym gronie kardynałów. Wywodzili się oni z możnych rodów rzymskich i to ich rody zaczęły odgrywać główną rolę w intrygach i próbach wywierania wpływu na grono elektorskie. Apogeum tych działań nastąpiło podczas słynnych, najdłuższych w dziejach, bo trwających niemal 3 lata, wyborów papieża w Viterbo. Należy podkreślić, że wybór w Viterbo nie był jeszcze konklawe – było to ostatnie „nie-konklawe”. O konklawe możemy mówić od reformy wybranego wówczas papieża Grzegorza X, który wydał dokument ustanawiający instytucję konklawe, czyli wyboru papieża „pod kluczem”, w odizolowaniu od innych, po to, by kardynałowie w wyborze swojego biskupa mieli wewnętrzną wolność i mogli podlegać klauzuli serca. Z różnymi zmianami mamy tę rzeczywistość do dzisiaj, czyli wyboru następcy św. Piotra dokonują kardynałowie, nikt inny, którzy wybierając papieża, zamykają się – dziś w Kaplicy Sykstyńskiej.

Nieco ponad 100 lat po reformie Grzegorza X, która ustaliła zasady konklawe, doszło do największego dramatu w dziejach papiestwa, a mianowicie wydarzenia, które rozdarło kościelne struktury i podzieliło ówczesną Europę na zwaśnione obozy. Jak do niego doszło?

Tak, mówimy o Wielkiej Schizmie Zachodniej, której geneza sięga jeszcze czasów niewoli awiniońskiej. W tym czasie obowiązywała zasada, zgodnie z którą wyboru papieża dokonywano w miejscu, w którym zmarł poprzednik, a Klemens V pożegnał się ze światem w Awinionie, gdzie w 1309 r. przeniósł się wraz ze swoim dworem z Rzymu. Z tego powodu w 1314 r. kardynałowie musieli udać się do Awinionu, gdzie wybrali papieża Francuza – w czym miał swój udział nie kto inny, tylko król Francji. Wybrany w ten sposób papież oczywiście w Rzymie nigdy się nie pojawił i jego następcy również. Sytuacja ta wpłynęła też na grono kardynałów – zostawali nimi Francuzi. Problem pojawił się wówczas, kiedy wzywano ostatniego z papieży awiniońskich do powrotu do Rzymu – wszak papież jest biskupem Rzymu, a nie Awinionu, i choćby z tej racji powinien rezydować w Wiecznym Mieście. Takie apele wystosowywała najbardziej wpływowa kobieta tamtej epoki – św. Katarzyna Sieneńska. Grzegorz XI skłoniony przez nią wrócił do Rzymu w 1377 r., gdzie rok później zmarł. Na kolejnego papieża został wybrany Włoch – był nim Urban VI, a wyboru tego dokonali właśnie kardynałowie francuscy. Wprowadził on reformy, które głównie im się nie spodobały, stwierdzili więc koniunkturalnie, że ich wybór był nieważny, gdyż rzekomo działali pod przymusem. Francuscy kardynałowie uznali się za jedyną prawowitą grupę kardynałów, odeszli od papieża, a w tym czasie na ich miejsce Urban VI powołał nowych kardynałów. Z tego powodu mieliśmy dwa kolegia kardynalskie funkcjonujące obok siebie i dwóch papieży.

Sobór w Pizie miał uzdrowić tę sytuację, ale jeszcze bardziej ją skomplikował.

Do 1409 r. funkcjonowały dwie niezależne struktury Kościoła. Sobór w Pizie z tegoż roku miał pogodzić te dwa obozy, stworzył jednak nową schizmę, czyli linię papieży pizańskich. Dopiero w 1415 r. zwołano sobór, tym razem w Konstancji, który miał tę paradoksalną i niezdrową sytuację naprawić. Rezygnacja z urzędu trzech papieży doprowadziła do tego, że udało się w Konstancji zwołać konklawe. Było to niezwykłe konklawe, nad Jeziorem Bodeńskim, bodaj najdalej od Rzymu, ale jego wyjątkowość polegała jeszcze na czymś innym – było to jedyne konklawe w historii Kościoła, w którym nie tylko kardynałowie wybierali papieża. Elektorami byli również tzw. przedstawiciele nacji, a wśród nich nasz rodak Mikołaj Trąba. Był to pierwszy Polak, który wybierał biskupa Rzymu. Wybór Marcina V zakończył Wielką Schizmę Zachodnią.

Czy obecnie jest możliwe, by doszło do równoczesnego wyboru dwóch papieży?

Wszystkie błędy, katastrofy z przeszłości doprowadzały do tego, że prawo wyboru papieża było coraz bardziej uszczelniane, stąd mamy dziś dość krótkie konklawe, jasne reguły wyboru i w zasadzie nikt nigdy nie powinien mieć zastrzeżeń do kanoniczności wyboru następcy św. Piotra.

Konklawe, które zdecydowało o wyborze kard. Karola Wojtyły na następcę św. Piotra, trwało 3 dni, a i tak na tle innych konklawe z XX wieku jest uznawane za stosunkowo długie. Konklawe sprzed kilku stuleci potrafiły jednak ciągnąć się tygodniami, a nawet miesiącami. Dlaczego obecnie wybór papieża dokonywany jest tak szybko?

Jest to ciekawa historia, ale zbyt długa, by ją teraz poruszać w szczegółach. Pokazuje ona jedno: że dopiero ostatnie wieki dały nam możliwość funkcjonowania wyborów papieskich w absolutnie optymalnych warunkach. Reguły wyboru papieża są już tak jasne, szczelne i wolne od dawnych ingerencji, że konklawe trwa maksymalnie kilka dni.

Nie tak dawno jednak, bo jeszcze na początku XX wieku mocarstwa próbowały wpłynąć na wynik konklawe, zresztą czyniły to przez ostatnich kilka stuleci rękami „swoich” kardynałów. Jak do tego doszło?

Była to konsekwencja schizmy zachodniej. Gdy od papieża odeszli kardynałowie, tworząc schizmę awiniońską, powołał on na ich miejsce nowych kardynałów, przyznając im te same tytularne kościoły. Nastąpiło wówczas coś, na co historia nie zwraca uwagi. Do tej pory kardynałami byli najbliżsi współpracownicy papieża, ci, którzy faktycznie mieszkali w Rzymie. Jeśli ktoś spoza Wiecznego Miasta zostawał kardynałem, wiązało się to z koniecznością przeniesienia się do Rzymu. Jeśli był biskupem, musiał zrezygnować ze swojej dotychczasowej diecezji. Urban VI powołał na nowych kardynałów arcybiskupów różnych diecezji z całej Europy, co stanowiło przełamanie zasady, o której wspomniałem. Nowi kardynałowie nadal pozostawali biskupami w swoich diecezjach. To spowodowało, że udało się uratować pewnego rodzaju koncepcję kardynalatu, ale zarazem ruch ten utorował drogę dla nowych ingerencji, a to dlatego, że kardynał był też obywatelem danego państwa i co za tym idzie – sługą danego króla. Wielkie mocarstwa – ale nie Polska, która wycofała się z tego wyścigu, o czym zdecydował słynny synod w Piotrkowie – zaczęły traktować kardynałów jako wyrazicieli swojego władcy. Stąd wkrótce weszła do praktyki, ale nigdy do przepisów konklawe, instytucja weta i ekskluzywy, którą zakończyło dopiero konklawe w 1903 r., kiedy ostatnie weto przedstawił kard. Jan Puzyna w imieniu austriackiego cesarza. Po jego wecie podniosło się ogromne oburzenie na konklawe, spowodowane sięgnięciem do takiego anachronizmu. Wybrany wówczas papież zakazał pod karą ekskomuniki stosowania takiego narzędzia wpływu na kardynałów. Jak widzimy, te problemy ciągle ujawniały się pod nowymi postaciami i kto wie, czy nadal się nie ujawniają w sposób dla nas niedostrzegalny, który dopiero przyszłość pokaże.

Ks. dr Przemysław Śliwiński, rzecznik prasowy archidiecezji arszawskiej, wykładowca. Studiował komunikację społeczną instytucjonalną na Papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. Specjalizuje się w tematyce konklawe – temu zagadnieniu poświęcił pracę doktorską.

Niedziela. Magazyn 8/2025

Dystrybucja

W wersji drukowanej
15 zł

koszt przesyłki zwykłej: 7 zł
koszt przesyłki za pobraniem: 15 zł

W parafiach
Telefonicznie: 34 369 43 51
Mailowo: kolportaz@niedziela.pl

Prenumerata roczna: 60 zł (przesyłka gratis)

W wersji elektronicznej
12 zł

Zamów e-wydanie

Archiwum