Rozłam wspólnoty chrześcijańskiej na wschodnią i zachodnią nastąpił nie tyle ze względów doktrynalnych, ile z powodu walki o władzę, zawiści, dumy i bezmyślnego uporu obu stron.
W sobotę 16 lipca 1054 r. w najwspanialszym kościele Konstantynopola i całego chrześcijańskiego świata – bazylice Mądrości Bożej Hagia Sophia, przed porannym nabożeństwem, pojawiło się trzech duchownych przybyłych z Rzymu. Najważniejszy z nich, kard. Humbert z Silva Candida, wygłosił krótkie przemówienie, po czym złożył na ołtarzu bullę wyklinającą miejscowego patriarchę Michała Cerulariusza. Wychodząc, przedstawiciele papieża ceremonialnie strząsnęli proch ze swoich nóg, na znak, że muszą oczyścić się z hańby przebywania w miejscu zarządzanym przez wyłączonych z Kościoła.
Przeklęci ludzie z Zachodu
Podział państwa rzymskiego i ostateczny upadek jego zachodniej części w 476 r. był przyczyną stopniowego oddalania się od siebie chrześcijan ze wschodu i zachodu. W VII wieku posługiwali się już nawet innymi językami, czerpali informacje z różnych źródeł i czytali różne książki.
Odrębność mieszkańców wschodniej części dawnego imperium przejawiała się także w zamiłowaniu do filozofii i religijnych sporów doktrynalnych, które przysporzyły Kościołowi w I tysiącleciu wielu problemów. Powstawały liczne herezje, nad którymi nieustannie debatowano. Grzegorz z Nyssy żalił się: „Wszędzie ludzie dyskutują o kwestiach, których nie rozumieją, ulice, rynki, skrzyżowania ulic, place są pełne. Na pytanie, ile obolów należy zapłacić, pada odpowiedź o naturze Chrystusa; na pytanie o cenę chleba, odpowiadają, że Ojciec jest większy od Syna”.
Tymczasem na gruzach cesarstwa zachodniego stopniowo powstawały państwa monarchiczne plemion germańskich. Ich przywódcy przyjmowali chrześcijaństwo i podporządkowywali się w sprawach religijnych papieżowi, przez co jego pozycja polityczna stale rosła. W dodatku jako następca św. Piotra i patriarcha pierwszej stolicy imperium, a także jego świecki władca zajmował wśród innych biskupów, także wschodnich, honorowe pierwsze miejsce. Patriarcha Rzymu i cesarz bizantyjski szybko stali się rywalami do władzy nad światem chrześcijańskim. Podziały polityczne sprzyjały pogłębianiu się różnic doktrynalnych, coraz bardziej zróżnicowana była także liturgia. Na zachodzie wyłącznie w języku łacińskim, na wschodzie – w greckim lub językach narodowych i w bogatej, pełnej symboliki oprawie.
Rzym i Konstantynopol rywalizowały także na polu misyjnym, szczególnie wśród Słowian. Do starcia doszło w połowie IX wieku w Bułgarii, której chrztu dokonali duchowni greccy. Ówczesny patriarcha Konstantynopola Focjusz napisał: „Wówczas przybyli jacyś przeklęci ludzie z Zachodu, kraju ciemności, z nowinkami dogmatycznymi i liturgicznymi: nakazują zachowanie postu w soboty, pozwalają spożywać nabiał w tygodniu poprzedzającym Wielki Post, głoszą celibat księży, nakazują przyjmować sakrament bierzmowania jedynie z rąk biskupów”. Najbardziej jednak istotnym zarzutem Focjusza wobec łacinników była zmiana Credo uchwalonego przez sobór w Nicei przez dodanie słów, że Duch Święty pochodzi także od Syna. Papież i patriarcha obrzucili się wzajemnie klątwami. Konflikt wkrótce udało się zażegnać, ale każda ze stron została przy swoim zdaniu.
Sto lat później poszło o wpływy w Armenii, ale pretekstem do kłótni stał się chleb, którego używano w czasie Eucharystii. Michał Cerulariusz, patriarcha Konstantynopola i niezwykle ambitny polityk, zarzucił używanie przez duchownych zachodnich opłatka, czyli przaśnego chleba bez zakwasu. Zareagował radykalnie, zamykając zachodnie kościoły w Konstantynopolu. W jednym z nich kanclerz kurii patriarszej rozsypał konsekrowane Hostie na ziemię, gdyż nie były „chlebem na zaczynie”. Księży i mnichów łacińskich określano pogardliwym przydomkiem „przaśników”. Dla zażegnania sporu do Konstantynopola zostało przez papieża wysłane poselstwo z kard. Humbertem z Silva Candida na czele.
Niechaj będą potępieni…
Legaci papiescy zostali z wielkim szacunkiem przyjęci przez cesarza i zamieszkali w jego pałacu. Ale patriarcha miał swoją własną politykę, w związku z czym delegacja z Rzymu tygodniami czekała na audiencję u niego. Gdy wreszcie do niej doszło, kard. Humbert rzucił w patriarchę listem papieskim. Ten zabronił gościom odprawiania liturgii w rycie łacińskim, a na nabożeństwach, w których uczestniczyli, wyzywał chrześcijan zachodnich od heretyków. Posłowie uznali swoją misję za zakończoną, a Cerulariusza postanowili ukarać ekskomuniką.
Dokument złożony na ołtarzu w Hagia Sophia kończył się słowami: „Michał, nadużywający tytuł patriarchy, neofita, który tylko postrachem ludzi osiągnął habit mniszy, teraz zaś od wielu zniesławiony jest najgorszymi zbrodniami, a wraz z nim (…) naśladowcy w błędach i domniemaniach, niechaj będą potępieni wraz z (…) wszystkimi heretykami, a także wraz z szatanem i jego aniołami, chybaby się nawrócili. Amen, amen, amen”. Kilka dni później zwołany pośpiesznie synod biskupów wschodnich zatwierdził edykt wyklinający Humberta i jego towarzyszy.
Chciwość kontra pogarda
Wydarzenia z lipca 1054 r. odbiły się niewielkim echem w ówczesnym chrześcijaństwie. Do kryzysów i wzajemnego obrzucania się ekskomunikami zdążono się już przyzwyczaić i do tej pory zawsze były one przezwyciężane. Brak dobrej woli z obu stron, pogarda i niezrozumienie dla odmienności stopniowo doprowadziły jednak do prawdziwego rozłamu.
Decydujące okazały się krucjaty. Już podczas pierwszej dochodziło do przemocy wobec wschodnich chrześcijan. Krzyżowcy nie czuli łączności z ludźmi mówiącymi niezrozumiałym językiem, dziwnie ubranymi księżmi. Chciwość, brutalność i prostactwo szły w parze z nieukrywaną zazdrością. Grecy patrzyli na nich z pogardą. W 1204 r., zamiast walczyć z muzułmanami, krzyżowcy zdobyli Konstantynopol i przez trzy doby łupili miasto. Mordowano bezbronnych mieszkańców, gwałcono kobiety, zabijano duchownych, bezczeszczono kościoły. Na wielkim ołtarzu Hagii Sophii posadzono odurzoną alkoholem prostytutkę, która śpiewała sprośne francuskie piosenki.
Grecy nigdy nie zapomnieli tej zdrady. Gdy dwa wieki później armia turecka zagroziła cesarstwu wschodniemu, odrzucili propozycję unii z Rzymem i ostatnią szansę ratunku. Powtarzali: „Lepiej będzie, jeśli w Konstantynopolu zapanuje turban turecki, niż mitra łacińska!”. Stało się to ostatecznie 29 maja 1453 r. I Turcy pozostali tu już na zawsze. Wtedy też przypomniano rok 1054, jako ważną cezurę w historii chrześcijaństwa. Rozłam stał się faktem.
Tysiąc lat później, w przeddzień zakończenia Soboru Watykańskiego II, 7 grudnia 1965 r., papież Paweł VI i patriarcha Konstantynopola Atenagoras I znieśli ekskomuniki nałożone w 1054 r. Ale do jedności chrześcijan jest jeszcze bardzo daleko.