Geohistoria

Historia polskich misji

Grzegorz Gadacz
Publicysta

Polacy wnieśli w dzieło ewangelizacji innych narodów swój własny, oryginalny wkład.

Od samego początku immanentną cechą chrześcijaństwa jest działalność misyjna. Wynika to bezpośrednio ze wskazania samego Jezusa: „Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem” (Mt 28, 19-20). Już dwa tysiąclecia Kościół, z lepszym lub gorszym skutkiem, stara się wypełniać to zadanie. Od chrztu Mieszka I w 966 r. włączyli się w to dzieło także Polacy.

Straszne pierwsze milenium

Intensywność chrystianizacji nie była ciągle na tym samym poziomie. Miała swoje szczyty, szczególnie w czasach apostolskich i postapostolskich, kiedy powszechne było przekonanie, że niebawem nastąpią ponowne przyjście Chrystusa i kres doczesnego świata. Okres zastoju następował, kiedy Kościół musiał rozwiązywać własne problemy, związane z otaczającym go brutalnym światem wczesnego średniowiecza.

Problem bliskiego końca świata zaczął mieć znów znaczenie w końcu X wieku. Zbliżał się rok 1000 i, podobnie jak w okresie początkowym, dążono do tego, by jak największą liczbę dusz pozyskać dla prawdziwej wiary. Nie zwracano przy tym uwagi na osobiste, indywidualne nawrócenie – ważny był chrzest, bo jak wierzono, poza Kościołem zbawienia nie ma.

W to dzieło włączyli się intensywnie polscy władcy, sami niedawno ochrzczeni. Bolesław Chrobry wyposażył na wyprawę misyjną do Prusów Wojciecha Sławnikowica. Ten wprawdzie szybko zginął, ale pokazał także, iż można próbować ewangelizacji w inny sposób, niż to zostało przyjęte w jego czasach, bez pomocy ognia i miecza. Szybko został ogłoszony świętym, a za jego przykładem poszli inni, np. Bruno z Kwerfurtu, który właśnie z Polski wyruszył ewangelizować Węgry, a potem plemiona Pieczyngów nad Dnieprem, czy Otton z Bambergu, zwany Apostołem Pomorza.

Szybko w dzieło ewangelizacji włączyli się także rdzenni Polacy. Wśród zamordowanych w 1003 r. Pięciu Braci Męczenników, przygotowujących się do dzieła misyjnego w Międzyrzeczu, było trzech Polaków. Niezwykłą popularnością cieszył się św. Jacek Odrowąż – pierwszy polski dominikanin, który w pierwszej połowie XIII wieku nawracał na Rusi i w Prusach, a tradycja mówi, że także w Skandynawii, Turcji i Grecji. W Polsce znany jest obecnie bardziej jako święty od pierogów, ale w swoim czasie był czczony w całej Europie jako jeden z najważniejszych europejskich misjonarzy, a jego liczne wizerunki malowali najwybitniejsi artyści z El Grekiem na czele.

Stali w wodzie po szyję

Ewangelizację nowych terenów rozpoczynano od chrztu miejscowych władców, później niszczono widoczne oznaki kultów pogańskich. Gaszono święte ognie, obalano posągi, wycinano święte gaje, tępiono żmije i węże uznawane za domowe bóstwa opiekuńcze.

Jak wyglądał sam moment chrztu, opisywał kronikarz ruski Nestor: „Włodzimierz posłał po grodzie, mówiąc: «Jeśli nie przyjdzie kto jutro nad rzekę, czy bogaty, czy ubogi, czy biedak, czy niewolnik, przeciwnikiem mi będzie». To usłyszawszy ludzie z radością szli, radując się i mówiąc: «Jeśliby to niedobre było, nie przyjęliby tego kniaź i bojarzy». (...) Wstąpili w wodę i stali owi po szyję, a drudzy po piersi, młodsi zaś po piersi u brzegu, inni dzieci trzymając, dorośli zaś brodzili; popi zaś stojąc odprawiali modlitwy”. Wszystko to miało charakter zewnętrzny i rzadko wiązało się z głębszymi przeżyciami duchowymi. Rzeczywista chrystianizacja szerszych mas ludności przebiegała opornie i rozciągała się na szereg pokoleń.

Nie czynić rzeczy złych

Podobnie zapewne wyglądała chrystianizacja Litwinów – ostatniego pogańskiego narodu Europy. Szczególne zasługi miał tutaj król Władysław Jagiełło. Kronikarz Jan Długosz napisał: „Starając się o to gorliwie, aby wiara przezeń w Litwie zaszczepiona coraz mocniej rozkrzewiała się i utwierdzała, pobożny król Władysław założył w mieście Wilnie kościół katedralny ku czci św. Trójcy, a pod wezwaniem św. Stanisława (...) aby u Litwinów trwała pamięć wieczna, że za sprawą Polaków wydobyli się z ciemnoty pogańskiej i że od nich zabłysło światło wiary chrześcijańskiej tak im, jako ich potomkom”.

Polską akcję misyjną, prowadzoną na Litwie pokojowo, wszelkimi sposobami próbowali sparaliżować Krzyżacy. Spór dotarł w końcu na obrady soboru w Konstancji, gdzie obrony pokojowych metod ewangelizacji podjął się rektor Akademii Krakowskiej Paweł Włodkowic. Dowodził on, że prawo do wolności w zakresie wyboru religii ma swoją podstawę w godności osoby ludzkiej. Napisał w 1415 r.: „Niewierni nie powinni być zmuszani do wiary, ponieważ wszystkich należy zdać w tej materii na wolną wolę, a tylko łaska Boga ma moc w tym powołaniu (…). Nie jest dozwolone zmuszać niewiernych bronią lub uciskami do wiary chrześcijańskiej, ponieważ ten sposób jest z krzywdą bliźniego, a nie należy czynić rzeczy złych, aby wynikły dobre”.

Polscy misjonarze mieli szczególną okazję wypróbować te metody, kiedy przez prawie dwa wieki polscy władcy sprawowali protektorat nad misjami w Persji. Wykorzystując dobre stosunki z państwem, które również rywalizowało z Turcją, polscy jezuici i karmelici dotarli nie tylko do samych Persów, lecz także do Tatarów Perekopskich i Czerkiesów, by szerzyć wśród nich modlitwę różańcową. Pod koniec XVII wieku istniało w Persji dwanaście wielkich ośrodków misyjnych, które uposażał sam król Jan III Sobieski, a jezuici nosili tytuł kapelanów poselstwa Jego Mości Króla Polskiego.

Bóg po chińsku

Tymczasem w miarę kolejnych odkryć geograficznych i zdobyczy terytorialnych europejskich metropolii rosła presja na szybkie nawrócenie tubylców i pozyskanie ich jako taniej siły roboczej. Wbrew poglądom Pawła Włodkowica i podobnie myślących duchownych chrystianizacja przebiegała szybko, brutalnie i była podporządkowana głównie celom kolonialnym.

Światlejsi ludzie Kościoła starali się temu przeciwstawić i odebrać kierownic-two misji świeckim. W tym celu powstała papieska Kongregacja Rozkrzewiania Wiary, która wspierała misjonarzy starających się respektować prawa, obyczaje i uczucia niewiernych. Zasady te zostały przejęte w XVI wieku przez hiszpańskich obrońców Indian, franciszkanów działających na Dalekim Wschodzie, a przede wszystkim przez jezuitów w Indiach i Chinach, wśród których byli także Polacy. Najbardziej znany z nich był Andrzej Rudomina, który wykorzystywał w ewangelizacji Chińczyków lokalne motywy i symbole. W 1627 r. wziął udział w konferencji w Jiading, w czasie której próbowano znaleźć odpowiednie chińskie słowo na wyrażenie Boga, rozumianego z perspektywy europejskiej wiedzy i wiary. Pozostawił po sobie wiele rozpraw naukowych napisanych w języku chińskim.

Kontynuatorami jego dzieła byli Michał Boym i Jan Smogulecki, którzy w swym zapale ewangelizacyjnym potrafili dotrzeć aż do dworów cesarskich. Gorzej polskim misjonarzom poszło w Japonii, gdzie wyznawanie Chrystusa w XVII wieku było zagrożone śmiercią. Pierwszym, który tam trafił, był jezuita Wojciech Męciński. Złapany już pierwszego dnia po wylądowaniu na wyspie wiele miesięcy był torturowany; w końcu skonał, wisząc wiele dni głową do dołu.

włącznie z przelaniem krwi

Rozbiory i kasata klasztorów zahamowały na długie lata udział Polaków w akcjach misyjnych. Stopniowo zaczęło się to odradzać w drugiej połowie XIX wieku, kiedy pracę w Indiach podjęli polscy kapucyni. Jezuita Maksymilian Ryłło utworzył wikariat apostolski w Afryce Środkowej, a wśród trędowatych na Madagaskarze pracował jego współbrat Jan Beyzym, który szerzył kult Matki Bożej Częstochowskiej. Liczba Polaków misjonarzy stale rosła – obejmowali placówki nie tylko Afryce i Azji, lecz także w Ameryce Południowej i Ameryce Północnej. Współcześnie na misjach w dziewięćdzisięciu krajach świata posługuje 1690 polskich misjonarzy i misjonarek. Z działalnością ewangelizacyjną zwykle łączą oni pomoc charytatywną, edukacyjną i medyczną.

Podstawowym dokumentem Kościoła na temat misji jest dekret Soboru Watykańskiego II Ad gentes divinitus. Stawia on trudne zadanie przed współczesnym misjonarzem: „Życiem prawdziwie ewangelicznym, w wielkiej cierpliwości, wielkoduszności, łagodności, miłości nieobłudnej niech daje świadectwo swojemu Panu, jeżeli to konieczne, włącznie z przelaniem krwi”. Polscy misjonarze wypełniają to zadanie, czego świadectwem jest ofiara życia franciszkanów Zbigniewa Strzałkowskiego i Michała Tomaszka w Peru i świeckiej wolontariuszki Heleny Kmieć w Boliwii.

Niedziela. Magazyn 4/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum