Dramaty w dziejach

Dominacja państwa w szkolnictwie – oznaka rewolucji

Prof. Grzegorz Kucharczyk
Historyk, Instytut Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN

W epoce średniowiecznej christianitas edukacja była całkowicie w gestii Kościoła. Nie mogło być inaczej, skoro to z inicjatywy i pod auspicjami Kościoła organizowana była wówczas cała sieć szkolnictwa – począwszy od szkół parafialnych, katedralnych, po uniwersytety.

L udzie średniowiecza doskonale wiedzieli, że ku kontemplacji odwiecznej Prawdy człowiek – mówiąc językiem encykliki Fides et ratio św. Jana Pawła II – wznosi się na dwóch skrzydłach: wiary i rozumu. Kolejne fale rewolucji uderzające – począwszy od epoki nowożytnej – w cywilizację christianitas nie tylko negowały tak charakterystyczne dla niej „szczęśliwe syntezy” wiary i rozumu, prawdy i wolności (Benedykt XVI), ale w wymiarze społecznym i politycznym oznaczały systematyczny wzrost roli i znaczenia państwa, które stopniowo rozszerzało swoje kompetencje na pola dotychczas przed nim zamknięte.

Reformacja i oświecenie na drodze do upaństwowienia szkoły

Ten trend zapoczątkowała reformacja protestancka. Odrzucenie przez Marcina Lutra oraz innych „reformatorów” katolickiej nauki o sakramentach, a więc zanegowanie m.in. sakramentalnego charakteru małżeństwa, miało swoje konsekwencje ustrojowe. Odtąd np. w odniesieniu do prawa rodzinnego to nie instytucje kościelne, ale państwowe miały głos decydujący. W szkołach nadal dominowała kadra wywodząca się z protestanckiego duchowieństwa, ale skoro to władca świecki był zwierzchnikiem poszczególnych wspólnot protestanckich jako ich summus episcopus, to i pastorzy nauczający w szkołach występowali w zasadzie jako państwowi urzędnicy.

Epoka XVIII-wiecznego oświecenia znacznie wzmocniła obecną od czasów reformacji tendencję do systematycznej ekspansji państwa w dziedzinę szkolnictwa. Istotne było również to, że zmieniała się wizja samego państwa. Tak zwani oświeceniowi absolutyści, wywodzący się czy to z tradycji protestanckiej (Fryderyk II, król Prus), czy nominalnie katolickiej (cesarz Józef II Habsburg), traktowali siebie już nie jako Bożych pomazańców, ale jako „pierwszych urzędników w państwie”. Wizja władzy radykalnie się desakralizuje, co ma bezpośredni wpływ na realizowaną w absolutyzmie oświeceniowym politykę szkolną. Dość wspomnieć, że to państwo zaczyna ustalać programy nauczania i całą strukturę szkolną. W połączeniu z prowadzonymi wtedy (np. w monarchii Józefa II) masowymi kasatami zakonów, także tych zaangażowanych od wieków z wielkim powodzeniem w działalność edukacyjną (Towarzystwo Jezusowe), oznaczało to kolejny wielki krok na drodze do ustanowienia monopolu państwa na polu edukacyjnym.

Dzieci należą do rewolucyjnego państwa

W ten sposób traktujący samych siebie jako sprawnych urzędników oświeceniowi absolutyści przygotowywali grunt pod rewolucyjne przemiany, które rozpoczęły się w 1789 r. we Francji. Rewolucja francuska to milowy krok na drodze ustanowienia dominacji państwa w zakresie edukacji. Rewolucyjne państwo, wyrosłe z gruntu przygotowanego przez rewolucjonistów w koronach, którzy na długo przed 1789 r. dobrowolnie zrzekli się ponadnaturalnej legitymizacji swojej władzy, jasno deklarowało ustami swoich prominentnych przedstawicieli, że rości sobie prawo do usunięcia wpływu nie tylko Kościoła, ale i rodziców na edukację i wychowanie dzieci oraz młodzieży.

Jeden z przywódców rewolucji – Georges Danton mówił bez ogródek: „Dzieci najpierw należą do Republiki, a dopiero potem do swych rodziców”, i dodawał zaraz: „Któż mi zagwarantuje, że dzieci urabiane przez pełnych egoizmu ojców nie staną się niebezpieczne dla Republiki?”. Louis de Saint-Just, najbliższy współpracownik jakobińskiego dyktatora Maksymiliana Robespierre’a, nie tylko był autorem słynnego i niestety ciągle naśladowanego dictum, że „nie ma wolności dla wrogów wolności”. Uważał on, że „dzieci należą do matki do czasu osiągnięcia lat pięciu, jeśli je żywiła, potem zaś do republiki, aż do śmierci”.

Ten sposób myślenia, który prowadził do polityki radykalnej dechrystianizacji całego systemu szkolnego (w 1793 r. oficjalnie zakazano we Francji kultu chrześcijańskiego), jest najlepszym dowodem na prawdziwość diagnozy, wedle której w przypadku rewolucji francuskiej mamy do czynienia z „początkami totalitarnej demokracji” (Jacob Leib Talmon).

Edukacja zdominowana przez rewolucyjne państwo miała być jednym z najważniejszych instrumentów służących realizacji ideologicznego celu, którym było stworzenie „nowej Francji i nowych Francuzów”, przy czym przymiotnik „nowy” należało rozumieć jako „odwrócony od chrześcijańskiego dziedzictwa”.

Jak napisał jeden z jakobińskich deputowanych (Alexandre Deleyre) w broszurze zatytułowanej Myśli o edukacji narodowej: „Stworzone zostały prawa na użytek narodu; teraz chodzi o to, aby stworzyć naród [podkr. G.K.] na użytek tych praw, a to drogą publicznej edukacji”. Równie znamienne były słowa markiza de Sade’a, który jako autor pornograficznych powieści na długo przed 1789 r. był w awangardzie politycznej i seksualnej rewolucji, a po 1789 r. ochoczo przystąpił do najbardziej radykalnego nurtu rewolucyjnego (jakobinów) i w następujący sposób opisywał istotę rewolucyjnego przewrotu: „Francuzi, zadajcie tylko pierwsze ciosy [katolicyzmowi – G.K.], reszty dopełni oświata publiczna”.

Kontynuatorzy rewolucji: laicyzm i totalitaryzm

Do nakreślonego i realizowanego w czasie rewolucji francuskiej modelu edukacji całkowicie zdominowanej przez państwo, i to państwo z gruntu wrogie tradycji chrześcijańskiej, nawiązywały wszystkie „wojny o kulturę” (kulturkampfy), które miały miejsce w różnych krajach Europy Zachodniej w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku. Jak mówił na początku XX wieku premier Emile Combes – skutecznie forsujący w III Republice ustawowy „rozdział Kościoła od państwa” (1905), który stał się wzorcowym modelem naśladowanym następnie przez wszystkich laicyzatorów, od Portugalii po bolszewicką Rosję: „Wolność kształcenia nie należy do istotnych praw przynależnych obywatelowi (...). Nie jest ona jedną ze swobód naturalnych czy też koniecznych, która stanowiłaby integralną część praw obywatela. (...) Nie ma przyczyny, dla której państwo nie mogłoby zakazać nauczania osobom indywidualnym czy też zbiorowiskom, których doktryny oraz interesy są w absolutnej sprzeczności z fundamentalnymi doktrynami i ogólnymi interesami, nad którymi ono [państwo – G.K.] czuwa”.

Czytając te słowa wypowiedziane i z żelazną konsekwencją realizowane przez liberalnego (umiejscowionego w najwyższej masońskiej hierarchii) premiera, jakże nie przyznać racji nauczaniu XX-wiecznych papieży, którzy – jak Pius XI oraz Pius XII – wskazywali na to, że bezpośrednim przygotowaniem do nadejścia totalitaryzmów był laicyzm. Pod słowami Combesa mogli się przecież podpisać kolejni twórcy totalitarnych państw „nowego typu” (Lenin, Hitler, Mao, Pol Pot, Kim Ir Sen), którzy traktowali szkołę nie jako miejsce poszukiwania prawdy i zdobywania mądrości, ale jako narzędzie ideologicznej opresji. Niestety, ten sposób myślenia nie zakończył w naszych czasach „jawnego [Chiny, Korea Północna] i zakamuflowanego [por. edukację seksualną na Zachodzie] totalitaryzmu”.

Niedziela. Magazyn 8/2025

Dystrybucja

W wersji drukowanej
15 zł

koszt przesyłki zwykłej: 7 zł
koszt przesyłki za pobraniem: 15 zł

W parafiach
Telefonicznie: 34 369 43 51
Mailowo: kolportaz@niedziela.pl

Prenumerata roczna: 60 zł (przesyłka gratis)

W wersji elektronicznej
12 zł

Zamów e-wydanie

Archiwum