O zbliżającej się beatyfikacji rodziny Ulmów rozmawiamy z biblistą, laureatem Nagrody Ratzingera przyznawanej najwybitniejszym teologom świata – ks. prof. Waldemarem Chrostowskim.
Krzysztof Tadej: W czasie II wojny światowej Ulmowie ukrywali w swoim domu ośmioro Żydów. Niemcy rozstrzelali Wiktorię i Józefa Ulmów, ich dzieci oraz ukrywających się ludzi. W sumie siedemnaście osób… Czego powinna nas, współcześnie żyjących, nauczyć ta heroiczna postawa rodziny Ulmów?
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: Postawy rodziny Ulmów, a właściwie obojga rodziców, bo dzieci były podporządkowane ich woli, nie sposób właściwie zrozumieć ani przewartościować moralnie w oderwaniu od realiów, w których ujawnił się ów heroizm. Ta tragedia nie powinna mieć w ogóle miejsca! A jednak się wydarzyła – w samym środku Europy, zaś jej sprawcami byli konkretni Niemcy, którzy stali się bezwzględnymi oprawcami niewinnych ludzi. W swoim szaleństwie nie byli wcale osamotnieni, bo takich tragedii – masowych egzekucji i mordów – były tysiące. Rodzina Ulmów i Żydzi, których ta rodzina ukrywała, stali się ofiarami bezbożnej ideologii, która większości Niemców odebrała rozum i z wielu z nich uczyniła zbrodniarzy. Tym, czego powinniśmy się nauczyć, jest wołające o pomstę do Boga ostrzeżenie przed zastępowaniem wiary w Boga fałszywą i zgubną ideologią, której skutki są zawsze krwawe. Nie wolno doprowadzać do tego, żeby stawianie ludzi wobec tak dramatycznych wyborów się powtarzało. Z drugiej strony wiadomo, że terror bezbożnych ideologii wcale się nie skończył. Dojrzali chrześcijanie powinni być gotowi do dawania wiarygodnego świadectwa praktykowaniu przykazania miłości bliźniego, posuniętego aż do złożenia ofiary z własnego życia.
Niektórzy mogą powiedzieć tak: Ulmowie zachowali się zgodnie z Ewangelią. Pomagali potrzebującym. Musieli jednak dokonać dramatycznego wyboru i zapłacili zbyt wielką cenę. Stracili życie. Gdyby odmówili pomocy, tak jak to czyniło ze strachu wielu Polaków, toby przeżyli…
Stajemy wobec odwiecznego dylematu: co jest ważniejsze – jak przeżyć czy jak żyć? Jeżeli uznamy, że najważniejsze jest zachowanie swojego życia za wszelką cenę, to Ulmowie temu nie sprostali. Zaryzykowali wszystkim i z tej perspektywy wszystko stracili. Gdyby pójść drogą takiego rozumowania, ich postawa budzi opory i nigdy nie doszłoby do ich beatyfikacji. Ale jest inaczej! Ulmowie uznali, że ważniejsza niż przeżycie jest decyzja, jak żyć, ta natomiast w dramatycznych okolicznościach jest zdolna uczynić z daru własnego życia ofiarę dla innych. Na tym polega naśladowanie Jezusa Chrystusa, czemu towarzyszy świadomość, że śmierć nie jest końcem, lecz jest bramą do życia wiecznego.
Świętych zawsze warto naśladować. Co dzisiaj powinniśmy naśladować, patrząc na postawę rodziny Ulmów?
Każdy czas ma swoje uwarunkowania i potrzeby. Czas, w którym żyjemy, jest naznaczony narastającymi wpływami bezbożnych ideologii. Brunatny narodowy socjalizm i czerwony komunizm zebrały śmiertelne żniwo w XX wieku. Te same tendencje, bodaj jeszcze bardziej wyrafinowane, odżywają w rozmaitych odmianach rozpasanego i groźnego libertynizmu. Propaganda i manipulacje socjotechniczne ogłupiają ludzi i narzucają im zepsucie moralne w przekonaniu, że aby nimi wszechstronnie rządzić, trzeba ich najpierw do cna zepsuć. Ulmowie ukrywali Żydów i za to ponieśli śmierć, gdyż to zbrodnicze bezprawie Niemcy usankcjonowali i okrutnie realizowali. Trzeba być człowiekiem bez sumienia, żeby strzelać do dzieci i je zabijać. Życie Żyda ma taką samą wartość jak każdego inego człowieka – i odwrotnie! Naśladowanie postawy Ulmów polega na obronie każdego ludzkiego życia. Tymczasem właśnie ta prawda jest dzisiaj silnie kontestowana.
Ta beatyfikacja będzie wyjątkowa m.in. ze względu na beatyfikowanie dziecka, które nie zostało ochrzczone. Na co, według Księdza Profesora, chce zwrócić uwagę papież, podejmując decyzję o beatyfikacji również tego dziecka?
Jest to wydumany problem, bo Kościół zna nie tylko chrzest „z wody”, lecz również chrzest „z krwi”. Mamy do czynienia z analogiczną sytuacją jak w przypadku Świętych Młodzianków Męczenników czczonych 28 grudnia każdego roku, zaraz po uroczystości Bożego Narodzenia i święcie św. Szczepana, pierwszego męczennika. W hymnie z Liturgii Godzin odmawianym tego dnia są słowa:
„Śmierć tych niewinnych niemowląt
Chrystus swym blaskiem oświeca
Zastęp zaś Bożych aniołów
Niesie ich dusze do nieba”.
To piękne wyznanie wiary powinno zastąpić wszelkie dywagacje, które skutkują dezorientacją i zamieszaniem.
Czy ta beatyfikacja powinna być też znakiem dla świata prawdy o postawach Polaków podczas II wojny światowej? W Niemczech czy Izraelu pojawiają się głosy, że „Polacy mordowali Żydów”...
Musimy, niestety, przyznać, że wśród Polaków zdarzały się postawy naganne, i to nie tylko wobec Żydów, lecz również wobec innych Polaków. Wojna sprzyja wypaczeniom wrażliwości moralnej i je pogłębia oraz wydobywa z niektórych ludzi najgorsze pokłady zła, które są w nich uśpione. Lecz i w okresie pokoju nie brakuje zabójstw, morderstw, kradzieży, podstępu i tego, co zagraża innym i ich niszczy. Głosy w Niemczech, że „Polacy mordowali Żydów”, są karkołomną ucieczką od prawdy i odpowiedzialności za zło, które Niemcy zaplanowali i okrutnie realizowali, poszukując do niego wspólników wśród ludzi z narodów, które podbili i zniewolili. Z kolei tego rodzaju głosy w Izraelu powinny mieć na uwadze również to, że Izraelczycy mają swoich „sąsiadów”, czyli ludność arabską, i mogą dać przykład urzeczywistniania tego, jak wyobrażają sobie trudne sąsiedztwo.
Może pięknym symbolem byłaby obecność w Markowej podczas beatyfikacji prezydentów Polski, Izraela i Niemiec. A także biskupów polskich, niemieckich i rabinów. Ich wspólne modlitwy oraz znak pokoju podczas Mszy św. mogłyby być symbolem nie tylko pamięci o zamordowanych, ale również chęci budowania pokoju w przyszłości opartej na prawdzie o przeszłości...
Mam całkowicie odmienne zdanie na ten temat. Politycy podczas beatyfikacji w Markowej są niepotrzebni. Jeśli ktoś z nich chce wziąć udział w tej uroczystości, niech bierze, lecz tak jak każdy inny wierny. W ostatnich dekadach mieliśmy wiele spotkań i gestów pojednania, z których wynikło niewiele dobrego. Po medialnym pojednaniu wszystko wracało do dawnego stanu – i tak jest również obecnie. Nasze relacje z Niemcami i z Izraelem są dalekie od ideału, bo w gruncie rzeczy nie zmieniła się tam retoryka stosowana wobec Polski i Polaków. Beatyfikacja nie może być narzędziem w politycznych rachubach i rozgrywkach. Medialny przekaz skupi się na pokazywaniu twarzy polityków i wyuczonych uścisków dłoni. Na pewno wezmą w beatyfikacji udział polscy biskupi, zapewne też kilku biskupów niemieckich, ale czy rabini – tego nie jestem pewny. Nie będą to rabini ortodoksyjni, a to oni nadają kształt religijnemu życiu żydowskiemu. Postulat budowania pokoju opartego na prawdzie o przeszłości ma szansę się spełnić tylko wtedy, kiedy dokona się odejście od zgubnego relatywizmu i subiektywizmu, w którym każdy ma swoją prawdę. Dopóki jest, jak jest, a widoków na zmianę nie widać, lepiej będzie, gdy skupimy się na budowaniu i umacnianiu naszej chrześcijańskiej tożsamości. Na takim gruncie wyrósł heroizm Ulmów i taka powinna być droga wyznawców Jezusa Chrystusa.