Pojęcie „tajemnica wiary”, nie w znaczeniu sekretu, ale czegoś zakrytego przed naszym poznaniem, jakoś szczególnie odnosi się do tego, co w teologii określa się jako „eschatologia”, czyli nauka o rzeczach ostatecznych, które czekają każdego u kresu życia, a świat – w dniu Sądu Ostatecznego. Pośród tych tajemnic jest rzeczywistość, którą Kościół określa jako „czyściec”.
Przygotowując się do Pierwszej Komunii św., uczyliśmy się z katechizmów, że są trzy ostateczne rzeczy człowieka: śmierć, sąd Boży i niebo albo piekło. To krótkie zestawienie, oparte na tym, co czytamy w Piśmie Świętym, przypomina, że za zasłoną śmierci czeka każdego z nas sąd szczegółowy z naszego życia, a sprzed tego trybunału wiodą tylko dwie drogi: do wiecznego szczęścia lub do wiecznego potępienia – według tego, co człowiek wybrał tutaj, na ziemi. Oczywiście, w tej kwestii możemy tylko nieco zajrzeć za tę kotarę, na tyle, na ile odczytujemy to z Objawienia, zwłaszcza z Ewangelii. Trzeba jednak wyrwać się z naiwnych może kategorii myślenia, że niebo jest pląsaniem po obłoczkach, zaś piekło zastawione jest kotłami ze smołą, w której diabły gotują potępieńców. To plastyczne uproszczenie nijak się ma do tego, że niebo to stan zjednoczenia z Bogiem, które jest źródłem wiecznego szczęścia, a piekło to stan odrzucenia Jego miłości, które jest wieczną beznadzieją i cierpieniem. Nie negujmy mimo wszystko artystycznych wizji, które przez wieki kształtowały ludzkie wyobrażenia. One także mają swój pedagogiczny walor. W tej katechizmowej formułce brakuje jednak jednego ważnego elementu, który jest obecny w doktrynie Kościoła katolickiego – czyśćca.
Kto wymyślił czyściec?
Pełna treść tego artykułu
w wersji drukowanej
lub w e-wydaniu.