Historia sztuki

Caravaggio w spódnicy

Grzegorz Gadacz
Publicysta

Krzywda, jakiej doznała w młodości od mężczyzn Artemisja Gentileschi, naznaczyła całe jej późniejsze życie i twórczość malarską.

W 1528 r. ukazała się Książka o dworzaninie napisana przez Baltazara Castiglione. Był to swego rodzaju poradnik dla człowieka renesansu, napisany w formie filozoficznego dialogu. Pada w nim rewolucyjne, jak na tamte czasy, zdanie, że kobiety są równe mężczyznom. Rok później ukazało się dzieło O szlachetności i zacności płci niewieściej autorstwa niemieckiego uczonego Heinricha Corneliusa Agrippy. Twierdził on, że kobieta nie tylko jest równa mężczyźnie, ale ponieważ została przez Boga stworzona jako ostatnia, jest od niego wręcz doskonalsza.

Zakazany owoc

Codzienna praktyka była jednak całkowicie inna. Powszechnie uważano, że kobieta jest w sposób naturalny podległa mężczyźnie. W końcu to właśnie ona wykazała się w ogrodzie rajskim słabością charakteru i brakiem inteligencji, próbując zakazanego owocu i sprowadzając przez to na ludzkość nieszczęście. Nic zatem dziwnego, że w konsekwencji kobiety musiały zostać ukarane przez całkowite uzależnienie od woli ojców, braci, a później mężów. A już o wypowiadaniu się przez nie na tematy religijne nie było mowy.

Wydawało się, że reformacja to zmieni. W końcu to sam Marcin Luter dyskutował korespondencyjnie o teologii z bawarską szlachcianką Argulą von Grumbach. Ale już jej mężowi radzono, żeby uniemożliwił żonie pisanie, obcinając palce. A i sam Luter stwierdził później: „Co by to było, gdyby kobieta chciała wygłaszać kazania w kościele – jaki zapanowałby zgiełk i bałagan”. Paradoksalnie, odrzucając życie zakonne, protestantyzm pogorszył sytuację kobiet, bo to właśnie klasztory dawały im możliwość swobodnego rozwijania zainteresowań intelektualnych i pasji twórczych.

Tymczasem w XVII wieku teologiczne spory przekształciły się szybko w wojny religijne i wzajemne oskarżenia o czary i konszachty z diabłem. Częściej płonęły stosy, a większość uśmierconych na nich ludzi stanowiły kobiety – trudniej było im się bronić i, jak powszechnie sądzono, miały większą skłonność do grzechu.

Sybilla dla ofiary

W takim klimacie rozwinął się talent urodzonej w Rzymie w 1593 r. Artemisji Gentileschi. Jej ojcem był znany malarz Orazio Gentileschi, przyjaciel genialnego Caravaggia, który wpadał czasem, żeby pożyczyć przypinane skrzydła do malowania aniołów, a jeszcze częściej, żeby napić się wina. W wieku 12 lat straciła matkę i wychowywała się w męskim świecie ojca, braci, ich przyjaciół i uczniów. Nikt nie nauczył jej dobrych manier, nie umiała czytać i pisać, za to była pyskata i przeklinała jak szewc. Zazdrosny o potencjalnych amantów ojciec zamykał ją w domu i często zabierał do pracowni. Początkowo pomagała mu w mieszaniu kolorów, przygotowywaniu podkładów, czyszczeniu pędzli. Z czasem zaczęła malować i szybko talentem przyćmiła braci. Pod okiem ojca malowała portrety, martwe natury i obrazy historyczne. Jako kobieta nie mogła podejmować tematyki religijnej, choć była do tego przygotowana. W końcu razem z ojcem i Caravaggiem uczestniczyła często w egzekucjach na moście przed Zamkiem Świętego Anioła. Artyści i ich rodziny mieli przywilej obserwować cierpienie i śmierć skazanych z pierwszych rzędów na żywo, aby widzieć dokładnie każdy szczegół, co wykorzystywali później, malując sceny męczeństwa świętych.

W wieku 17 lat sama doznała krzywdy. Agostino Tazzi – kolega i współpracownik ojca, wybitny malarz i mistrz perspektywy, a przy tym przestępca i awanturnik, wykorzystując nieobecność Orazia, zgwałcił młodą malarkę w rodzinnym domu. Jej osobisty dramat nic przy tym nie znaczył – liczyła się tylko utrata honoru rodziny. W tej sytuacji można było jedynie wstąpić do klasztoru lub... wyjść za mąż za gwałciciela. Tazzi obiecał jej to w zamian za milczenie, także przed ojcem, i wykorzystując sytuację, gwałcił ją jeszcze wielokrotnie przez kilka miesięcy. Artemizja przyznała się ojcu do wszystkiego dopiero, kiedy się dowiedziała, że jej oprawca ma już żonę i dzieci.

Doszło do procesu sądowego, który trwał długo i był dla Artemizji traumatyczny. Nie dość, że gwałciciel twierdził, iż miała wielu kochanków przed nim, na co przedstawiał opłaconych świadków, to jeszcze poddano ją upokarzającym badaniom ginekologicznym w obecności sędziów. W dodatku, żeby sprawdzić, czy mówi prawdę, poddano ją torturze sybilli, polegającej na przeciągnięciu sznura między palcami i zaciskaniu ich kołowrotkiem. Miała wiele szczęścia, że nie skończyło się to kalectwem. Po siedmiu miesiącach upokorzeń wygrała proces – Tazzi został wprawdzie skazany na wygnanie z Rzymu, ale nadal w nim pozostał, bo jego możni protektorzy chcieli, żeby dokończył rozpoczęte prace. Opinia publiczna też była po jego stronie. Artemisję lżono powszechnie na rzymskich ulicach za nierząd, prowokację wobec popularnego Tazziego i wydumane grzeszne relacje z ojcem, któremu prawdopodobnie pozowała nago.

Zuzanna i Holofernes

W tym czasie Artemizja ukończyła swój pierwszy samodzielny obraz. Nieprzypadkowo jego tematem jest znana biblijna historia o Zuzannie przyłapanej podczas kąpieli przez dwóch lubieżnych starców. Kiedy nie chce im się oddać, oskarżają ją o nierząd z nieznanym młodzieńcem. Sąd daje im wiarę i skazuje dziewczynę na śmierć przez ukamienowanie. W ostatniej chwili zjawia się prorok Daniel i udowadnia starcom kłamstwo. Temat był wielokrotnie podejmowany przez malarzy, jednak często pokazywali oni Zuzannę z punktu widzenia podglądacza – żeby pokazać nagą kobietę, która prowokowała mężczyzn do złych myśli. Artemisja ukazuje natomiast piękno kobiecej urody skonfrontowane z męską przemocą. Zuzanna jest w pułapce, zawstydzona i przerażona. Nie ma tutaj wątpliwości, kto jest ofiarą, a kto oprawcą. W dodatku jeden ze starców ma twarz Agostina Tazziego.

Kolejny obraz był dla Artemisji formą rekompensaty za krzywdy, których doznała, terapii, pogodzenia się z emocjami i przeżyciami. Tym razem tematem jest historia Holofernesa – najlepszego wodza Asyryjczyków, którzy oblegali miasto Betulia w Galilei. W beznadziejnej dla Izraelitów sytuacji bogata i piękna wdowa Judyta przedostała się do obozu wroga, zauroczyła swoją urodą Holofernesa, a w nocy odcięła mu głowę. Przerażeni Asyryjczycy uciekli. Judyta oraz jej służąca nie są przedstawione na obrazie jako delikatne i łagodne kobiety. Próżno szukać w nich strachu czy słabości. Judyta odcina głowę Holofernesowi o twarzy Tassiego mieczem – symbolem męskości, a drugą ręką przyciska ją do ziemi. Takie ukazanie żeńskiej postaci przeczyło w XVII wieku wszelkim akceptowanym społecznie wzorcom kobiecości. Motyw Zuzanny i Holofernesa będzie się jeszcze wielokrotnie przewijał w malarstwie Artemisji Gentileschi.

Zwycięstwo

Znienawidzona w Wiecznym Mieście Artemisja w 1612 r. wyszła za mąż za, opłaconego przez ojca, miernego malarza Piera Antonia di Vincenzo Stiattesiego, hulakę i utracjusza. Przeprowadziła się z nim wkrótce do Florencji, gdzie jej sława jako artystki rozkwitła. W 1616 r. została pierwszą kobietą, którą przyjęto do Accademia delle Arti del Disegno – prestiżowej instytucji artystycznej, której członkostwo dało Artemisji niespotykaną wówczas wśród kobiet niezależność: odtąd mogła sama kupować malarskie narzędzia, podpisywać umowy czy rozporządzać majątkiem bez pozwolenia czy obecności męża. Nabrała ogłady, nauczyła się czytać i pisać, polubiła wydawanie pieniędzy na luksusy. Ponieważ mąż miał podobne upodobania, wkrótce zaczęli tonąć w długach. Żeby uniknąć wierzycieli, wrócili do Rzymu. Tu skonfliktowała się z ojcem, który nie mógł znieść tego, że malowała lepiej od niego i ma więcej zamówień. Opuściła też ostatecznie przyszywanego męża, zadowalając się bogatymi kochankami, nad którymi miała kontrolę. Po kilku kolejnych przeprowadzkach osiedliła się w końcu w Neapolu.

Mimo, że tematyka jej obrazów była różnorodna, z upodobaniem malowała silne kobiety mszczące się na mężczyznach. Szczególnie okrutny był obraz z okresu florenckiego, przedstawiający biblijną Jael zabijającą nieprzyjacielskiego wodza Siserę poprzez przybicie mu głowy do ziemi palikiem od namiotu. Jak zwykle w malarstwie Artemisji, twarz Jael jest zimna i bezlitosna, podobnie jak twarz Salome niosącej głowę św. Jana Chrzciciela w innym obrazie czy Dalili odcinającej włosy Samsonowi. Na 57 znanych dziś obrazów Artemisji Gentileschi w ogromnej większości ich bohaterkami są silne kobiety malowane w stylu Caravaggia na mrocznym tle, które symbolizuje bardziej śmierć niż ciemność.

Artemisja umarła w Neapolu w 1654 r. Pozostawiła po sobie dzieła rozproszone po publicznych i prywatnych galeriach całego świata. Niestety, z czasem popadła w zapomnienie, a autorstwo jej obrazów było przypisywane innym malarzom, mężczyznom. W XIX-wiecznych historiach sztuki trudno znaleźć jej nazwisko. Została ponownie odkryta przez Roberto Longhiego, włoskiego krytyka, który w 1916 r. opisał Artemisję jako „jedyną kobietę we Włoszech, która kiedykolwiek coś wiedziała o malowaniu, kolorowaniu, rysowaniu i innych podstawach”. W latach 70. XX wieku stała się prawie ikoną rodzącego się wówczas wojowniczego feminizmu. Intensywnie zaczęto przeszukiwać muzea i galerie i co jakiś czas odkrywano nieznane dzieła malarki. Powstały opracowania naukowe o niej, powieści opisujące jej życie, filmy, przygotowywany jest serial telewizyjny. Jej obrazy na aukcjach osiągają zawrotne ceny. Wydaje się jednak, że podkreślając wyłącznie motyw zemsty na mężczyznach w twórczości Artemisji Gentileschi, robi się jej krzywdę. Ona naprawdę była wielką, genialną malarką, niezależnie od płci. Piszący o malarstwie barokowym w najnowszych opracowaniach, wymieniają ją zaraz po jej mistrzu Caravaggiu.

Ze swoimi demonami Artemisja zmagała się przez całe życie. Jednym z jej ostatnich obrazów była znów niesłusznie oskarżana Zuzanna. Tyle że tutaj krucha, na wpół obnażona dziewczyna nie broni się dramatycznie przed napastnikami. Dyskutuje z nimi i wydaje się, że tym razem to ona wygrywa.

Niedziela. Magazyn 7/2024

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum