Puls historii

Boże Narodzenie w polskim kalendarzu historycznym

Grzegorz Gadacz
Publicysta

Polacy, odkąd tylko się nauczyli, czym jest Boże Narodzenie, starali się je świętować spokojnie i bez gwałtownych wydarzeń. Historia jednak czasem nie dawała o sobie zapomnieć.

Rocznicę narodzin Jezusa zaczęto obchodzić stosunkowo późno, bo w IV wieku, ale szybko święto to stało się niezwykle popularne, m.in. ze względu na powiązanie go z zimowym przesileniem dnia z nocą. Chciano w ten sposób podkreślić symbolikę przyjścia na świat Boga-Człowieka, światła oświecającego doczesną rzeczywistość. Jednocześnie przejęto sposób świętowania z pogańskich Saturnaliów, które miały charakter radosny, huczny, a nawet hulaszczy. W czasach chrześcijańskich Boże Narodzenie stanowiło więc okazję do organizowania wystawnych uczt i zabaw, które trwały kilkanaście dni, od 25 grudnia aż do święta Trzech Króli. Starano się także w tym czasie nie podejmować działań o charakterze zbrojnym.

Treuga Dei

Średniowieczny rycerz miał jednak niewiele wspólnego z bohaterami legend Okrągłego Stołu i nie zwykł stosować się do jakichkolwiek zasad. Był ciemny, pozbawiony ogłady, zarabiał na życie, stosując przemoc. Wszelkie spory najczęściej rozstrzygał mieczem, a cierpieli przy tym pozbawieni broni wieśniacy i duchowni. Tej anarchii postanowił w końcu się przeciwstawić Kościół, poważnie wzmocniony przez reformę gregoriańską.

Już w X wieku wprowadzono zasadę tzw. pokoju Bożego (treuga Dei), który zakazywał robić krzywdę określonym grupom ludności. Później dodano jeszcze obowiązek powstrzymania się od przemocy „od zachodu słońca każdej środy do wschodu słońca w poniedziałek”. Wkrótce ten czas rozszerzono także na okres świąt Bożego Narodzenia (od Adwentu do Trzech Króli), Wielkiego Postu i świąt wielkanocnych, świąt maryjnych i niektórych świętych. Wszyscy wierni w wieku 12 lat składali uroczystą przysięgę zachowywania pokoju Bożego i ścigania wichrzycieli porządku. A kto świadomie naruszał ten pokój, stawał się winnym krzywoprzysięstwa i ulegał ekskomunice, niekiedy karze na majątku i życiu.

Pechowe święto dla królów?

Okres Bożego Narodzenia i zarazem wymuszonego pokoju na dworach władców średniowiecznych wykorzystywano zatem na organizację ważnych zjazdów państwowych, negocjacji i synodów kościelnych. Królowie nagradzali poddanych majątkami ziemskimi, powoływali nowych dostojników. Wszyscy uważali, że rocznica narodzin Jezusa najlepiej się nadaje na rozpoczynanie wszelkiej ziemskiej władzy. W tym więc okresie odbywały się najczęściej uroczystości koronacyjne nowych monarchów.

Tradycję taką zapoczątkował zresztą sam Karol Wielki, który właśnie w Boże Narodzenie roku 800 został koronowany w Rzymie na imperatora Zachodu. A że stał się on z czasem wzorcowym ideałem władcy, w jego ślady poszli także inni znani i podziwiani monarchowie: cesarz niemiecki Otton III, król węgierski Stefan I, król angielski Wilhelm Zdobywca, król Jerozolimy Baldwin I, a także polscy królowie. Wprawdzie Bolesław Chrobry koronował się w okresie Wielkanocy, ale już jego syn Mieszko II w 1025 r. i Bolesław Szczodry, zwany także Śmiałym, w 1076 r. wybrali Boże Narodzenie.

Obydwaj źle skończyli. Mieszko musiał uciekać z kraju, został uwięziony i wykastrowany, co było największym pohańbieniem, jakie znali ludzie średniowiecza, natomiast jego wnuk Bolesław, po zabójstwie biskupa Stanisława – późniejszego świętego, musiał iść na wygnanie i zmarł w niesławie.

Być może dlatego już żaden polski władca nie założył korony w Boże Narodzenie. Niektórzy historycy twierdzą nawet, że datę tę uznano za zbyt pechową. I rzeczywiście. Władysław Łokietek poczekał z koronacją do 20 stycznia, Aleksander Jagiellończyk wybrał 12 grudnia, a koronację Zygmunta III Wazy odłożono do 27 grudnia.

Zagrzmiały działa

Tatarzy nie słyszeli pewnie o treuga Dei. Świętowanie narodzin Jezusa też nic ich nie obchodziło. W grudniu 1287 r. po raz trzeci najechali Polskę. Nie zważając na silne mrozy, dowodzona przez Nogaja armia dotarła 24 grudnia pod Kraków i rozpoczęła oblężenie miasta. Najeźdźców wyparto wprawdzie w końcu stycznia następnego roku, jednak uprowadzili oni w jasyr kilka tysięcy ludzi i pozostawili po sobie ogromne spustoszenie. Nie zdołali podporządkować sobie ziem polskich, jak zrobili to z Rusią, ale obnażona została słabość kraju podzielonego na osobne księstwa i opóźniony proces jednoczenia się państwa polskiego.

Nie dali Polakom spokojnie świętować także Szwedzi w 1655 r. Od końca listopada starali się bezskutecznie zająć silnie ufortyfikowany klasztor jasnogórski. Kiedy dyplomacja i listy przekonujące paulinów do poddania się nie poskutkowały, przemówiła artyleria. Ojciec Augustyn Kordecki tak opisywał świąteczny dzień 25 grudnia: „O samem południu zagrzmiały działa od północy, a kule tak silnie uderzały o ściany klasztoru, iż je w wielu miejscach przedziurawiwszy, wśród kurzawy i gruzu po korytarzach i zakrętach klasztoru, tu i owdzie się odbijając, latały i taką trwogą mieszkających napełniały, że nikt się nawet wyjrzeć nie ośmielił. Rzucił teraz Szwed jak najwięcej pochodni z konopi ukręconych, smołą oblanych, a siarką i saletrą wypełnionych. Rozniecały one straszliwy płomień, szczególniej też te, które tak w żelazne rury były opatrzone, iż na wszystkie strony ogień i ołów miotały”.

Po kilku dniach bezskutecznego ostrzału Szwedzi zrezygnowali. Wcześniej jednak poddali torturom mieszczanina częstochowskiego Jacka Brzuchańskiego, który ofiarnie przeszedł przez szwedzkie straże i podrzucił do klasztoru worek z rybami i listy. Na jego cześć do dzisiaj w drugi dzień świąt w klasztorze jasnogórskim jada się ryby.

Polskie Wigilie

W XVII wieku święta Bożego Narodzenia zaczynają być bardziej rodzinne. Uroczyście obchodzi się Wigilię, która jest wyjątkowym momentem dla Polaków i nie ma swoich odpowiedników w większości krajów katolickiej Europy. Ważne jest, by przy wigilijnym stole zasiedli wszyscy członkowie rodziny, a dla tych, których nie ma, bo są daleko albo zmarli, zostawia się puste miejsce.

Historia sprawia, że tych pustych miejsc jest coraz więcej. Bliscy latami walczą przy boku Napoleona, w powstaniach narodowych, cierpią na zesłaniu i katordze. W śpiewanych w czasie Bożego Narodzenia kolędach pojawiają się elementy patriotyczne:

„Wówczas to dopiero odpoczniemy,

kiedy już kajdany z rąk naszych zerwiemy.

I jarzmo niedoli pęknie w złotej woli –

hej, kolęda, kolęda!”.

Namiastkę wieczerzy wigilijnej próbują odtworzyć polscy żołnierze walczący na różnych frontach obu wojen światowych, więźniowie niemieckich obozów i sowieckich łagrów. Gustaw Herling-Grudziński pisze: „Boże Narodzenie 1941 roku postanowiliśmy uczcić w sposób wyjątkowy właśnie dlatego, że witaliśmy je znowu z uczuciem zupełnej beznadziejności. Wieczorem do Trupiarni przyszła pozostała czwórka Polaków i zanim zaczęliśmy się łamać przechowywanym specjalnie na tę chwilę chlebem, pani Z. ofiarowała każdemu z nas chusteczkę z wyhaftowanym orzełkiem, gałązką jedliny, datą i monogramem (...) dotykaliśmy tych chusteczek z nieśmiałą radością i zapomnieliśmy dzięki nim na chwilę, że cała nasza wieczerza wigilijna miała się składać z kromki chleba i kubka wrzątku. Było zapewne coś budzącego mimowolny szacunek w tej gromadce ludzi pochylonych nad pustym stołem i płaczących z tęsknoty z dala od swej ojczyzny, bo mieszkańcy Trupiarni przyglądali nam się z prycz z powagą”.

W obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau „na placu apelowym hitlerowcy ustawili choinkę oświetloną elektrycznymi lampkami. Pod drzewkiem zostały złożone ciała więźniów zmarłych w czasie pracy oraz zamarzniętych na apelu. (...) Lagerführer Karl Fritzsch określił leżące pod choinką zwłoki mianem «prezentu» dla żyjących i zabronił śpiewania polskich kolęd”. Mimo takich doświadczeń starano się, leżąc na pryczach, podzielić czarnym chlebem zamiast opłatka, cicho zaśpiewać, czasem nawet któryś z uwięzionych księży odprawił w tajemnicy Pasterkę.

Również po wojnie nie wszystkie święta były radosne. Opłakiwano zabitych w grudniu 1970 r., tęskniono za internowanymi w stanie wojennym. Znów kolędy opowiadały o smutnej rzeczywistości:

„Do Betlejem, niosąc dary, przyszliście pasterze,

ale wokół szopy starej drut kolczasty leży.

Nad stajenką, co od straży zbrojnej otoczona,

gwiazda się Heroda żarzy niby krew czerwona”.

Te polskie radosno-smutne Wigilie, przyprawione tęsknotą za tymi, co odeszli, najlepiej charakteryzuje współczesna „Kolęda dla nieobecnych” autorstwa Szymona Muchy i Zbigniewa Preisnera napisana w 1997 r. Szczególnego wyrazu nabrała kilkanaście lat pźniej, po katastrofie smoleńskiej:

„A nadzieja znów wstąpi w nas,

nieobecnych pojawią się cienie,

uwierzymy kolejny raz

w jeszcze jedno Boże Narodzenie.

I choć przygasł świąteczny gwar,

bo zabrakło znów czyjegoś głosu,

przyjdź tu do nas i z nami trwaj

wbrew tak zwanej ironii losu”.

Niedziela. Magazyn 3/2023

Dystrybucja

W parafiach

W wersji elektronicznej

Zamów e-wydanie

Archiwum